przez Krystyna Janda Wt, 07.07.2009 18:02
Foma - No, co ty, Taniu?
Tania - Co, co, skąd mogę wiedzieć? (Cisza.) Miałam sen. O mamie. Nie wiesz, co znaczy?
Foma - To... na szczęście.
Tania - Na szczęście... tyle sama wiem... Wiesz, jaką miałam mamusię?..
Foma - Dobrą, na pewno.
Tania - Skąd wiesz?.. Zarżnął ją kochanek. Oficer. Ciągle obiecywał się ożenić, a potem do niego żona przyjechała, i on w krzaki... A mamusia była już w ciąży. “Łajdaku, - powiedziała, - pójdę do twojego dowódcy, opowiem!” A on ją nożem zaciukał. Dwadzieścia osiem ciosów nożem.
Foma - A ty, co, liczyłaś?
Tania - Baran! Byłam jeszcze malutka, spałam w łóżeczku. Później mi to...
Foma - Dlaczego się nie obudziłaś, kiedy on ją dziabał?
Tania - Nie obudziłam się!.. Byli w kuchni. Zarżnął ją w kuchni.
Foma - Czym?
Tania - Czym! Jakiś ty głupi, nie wiesz, czym!
Cisza.
Foma - A ja, kiedy dorosnę, nie będę miał swoich dzieci. Zbuduję dom. Wielki. Z ogrodem. I do niego wezmę wszystkie dzieci z domu dziecka. Żeby tam mieszkały.
Tania - A moje tam weźmiesz?
Foma - I twoje.
Tania - A jeżeli ja więcej urodzę?
Foma - Wezmę.
Tania (wzdycha) - Dobry człowiek z ciebie, Foma - Benio też jest dobry. On chciał mnie do swojej babci posłać. Tylko, że sądzę, że on skłamał. Nie ma żadnej braci, no nie?
Foma - Nie wiem. W właściwie to Benio nigdy nie kłamie.
Tania - Gdyby wszyscy ludzie byli tacy, jak Benio, można byłoby żyć, no nie? Jak myślisz?
Foma - Jeżeli jak Benio, oczywiście...
Tania - A gdyby Oberwaniec był jak Benio, eh? Wyobrażasz sobie? Chа-chа-chа! Wyobrażasz sobie?!
Foma - Nie...
Cisza.
Tania - Ja też. (Cisza.) Szkoda, że masz tylko dziesięć lat.
Foma - Jedenaście. Prawie.
Tania - A może rzeczywiście na ciebie poczekać, co? Między nami różnica wieku tylko o cztery lata, wielkie mi co! U niektórych - dwadzieścia, i wszystko gra!..
Foma - Ja się zgadzam.
Tania - On się zgadza!.. A sam ma jeszcze mleko na ustach... Zimno dziś jakoś, nie? Żanny futerko takie cieplutkie... Słuchaj, po co jej futro, jeżeli ona do Afryki jedzie, no? Foma! Pobiegnij do niej, powiedz: “Ryża Tania zamarza, zimno Ryżej Tani, Ryża Tania prosi, abyś jej swoje futro podarowała “. Biegnij, Fomka, biegnij, kochaniutki, dobrze? Biegnij!..
Foma - Teraz mam do niej polecieć, czy co?
Tania - Mhm. Leć, miły, leć, jakoś niedobrze się czuję... Ojej, mamusiu moja... (Z bólem łapie się za brzuch.) Zdaje się, że zaczyna!..
Foma (wystraszony) - Co... “zaczyna”?
Tania - Mamusiu kochana... rodzę!..
Foma (drży) - Jak to rodzisz?.. Już?..
Tania - Оch, nie wiem...
Foma - Pewnie ci się wydało, Tańka...
Tania - Oj, mamusiu!.. Oj, nie wydało mi się!.. Biegnij dokądś, Foma!.. Leć!
Foma (jąkając się) - Do-dokąd mam biec?
Tania - Nie, nie wiem! Nic nie wiem! Mamusiu moja, jak boli!..
Foma - Tańka, połóż się, dobrze? Poleż trochę... Może to przejdzie...
Tania - Co Przejdzie, idioto? Ze mnie coś wycieka... О!..
Foma - Taniu, poczekaj, a ja pobiegnę, dobrze?..
Tania - Dokąd?.. Foma! Ja się boję!
Foma - Nie wiem... spytam... Co robić...
Tania - Muszę do szpitala! Rozumiesz? Do szpitala!
Foma - Mhm. Rozumiem. Taniu, zrozumiałem. Do szpitala. Dobiegnę.
Tania - Trzeba zadzwonić... Wezwać... “Pogotowie”... Telefonicznie!.. Żeby lekarz!.. Żeby przyjechał, rozumiesz?
Foma - Lecę. Już... zrozumiałem... (Wybiega.)
Tania (sama) - Oj, mamusiu moja!..
Zaciemnienie.
Pojawia się Biały Anioł.
Anioł - Nie bój się mnie.
Tania - Co? Skąd się tutaj? Kim jesteś?
Anioł - Jestem twoim Aniołem - Nie bój się.
Tania - Ale ja... Bliźniak powiedział, że nie mam ciebie.
Anioł - Bliźniak nie wie. Twoja mama ochrzciła ciebie, kiedy byłaś zupełnie malutka.
Tania - A mama... gdzie jest?
Anioł - Zobaczysz ją.
Tania - Kłamiesz!
Anioł - My nie kłamiemy. Nigdy.
Tania - Kto taki “my”?
Anioł - Anioły.
Tania - А... A dużo was jest?
Anioł - Całe niebiosa są pełne.
Tania - Świetnie! Tak, więc wy - jesteście dobrzy?
Anioł - My - tak.
Tania - A są źli?
Anioł - Niestety!
Tania - Kto taki?
Anioł - Nie mówmy o nich. Też ich zobaczysz. Później.
Tania - Kiedy? Nie chcę!
Anioł - Niestety, tego się nie da uniknąć. Masz grzechy.
Tania - Grzechy... Ale nic nie wiedziałam o grzechach...
Anioł - O to chodzi. Popełniłaś bezwiednie. To łagodzi.
Tania - Co “łagodzi”?
Anioł - Winę.
Tania - Oj, jak mi niedobrze, Aniele!
Anioł - Wiem. Pocierp. Już niedługo.
Tania - Co niedługo?
Anioł - Będziesz żyć.
Tania - Więc ja umrę?!
Anioł - Niestety!
Tania - A jeśli nie chcę?
Anioł - To nie od nas zależy.
Tania - A od kogo?
Anioł - Później. Wszystkiego się dowiesz potem.
Tania - Phi! A jak Oberwaniec? I Kurdol?
Anioł - Więcej o nich nie myśl.
Tania - A to ciekawe! Nie myśl! A ty sam nie wiesz może, gdzie są teraz?
Anioł - Wiem.
Tania - No to powiedz!
Anioł - Niedługo tu przybędą.
Tania - Kłamiesz!.. Oj, wybacz. Ale im dam popalić! Zasrańcy!
Anioł - Nie dasz. Ciebie już nie będzie.
Tania - Niby gdzie się podzieję?
Anioł - Powiedziałem ci już. Jesteś bardzo nieuważna.
Tania - Oj!.. Umrę, tak? Przy porodzie! Tak? (Głośno płacze.) Nie chcę-ę!..
Anioł - Niepotrzebnie. Dla ciebie tak lepiej.
Tania - Lepiej!.. Wiele ty rozumiesz! A może mi żal!?
Anioł - Czego?
Tania - Czego - czego!.. Tego świata... Fomki... Bliźniaka... o!
Anioł - Wszyscy umrą.
Tania - Ale przecież nie teraz, nie w tej chwili! Dlaczego teraz ja jedyna?! Gdzie ja się podzieję, bez nich! Ja i tak... nic nie rozumiem. Nie potrafię bez nich!..
Anioł - Jesteś bardzo gadatliwa. A my nie mamy już czasu. Umrzesz z upływu krwi.
Tania - A dlaczego... (chipie z rozpaczy) a dlaczego nikt mi nie pomoże?.. “Pogotowie”... no, dlaczego?..
Anioł - “Pogotowie” do ciebie nie przyjedzie, dziewczynko...
Tania - Dlaczego?!
Anioł wzdycha.
Dlaczego milczysz? Dlaczego?!
Anioł - Teraz ostatni raz krzykniesz i ja przyjmę twoją duszę. Dobrze? No, już!
Rozlega się głośny krzyk, i zapada martwa cisza.
Scena zostaje oświetlona.
Dookoła martwego ciała Ryżej Tani stoją obaj Bracia, Oberwaniec i Kurdol - długa cisza.
Oberwaniec - No, napatrzeliście się? Spływajcie teraz stąd. Żeby po was śladu tutaj nie... Jasne?
Foma - A jakże... Trzeba ją... pochować.
Oberwaniec - Pochowamy.
Foma - Gdzie ją pochowacie, Oberwaniec?
Oberwaniec - Tutaj, rzecz jasna.
Foma - Mogiłę będziecie tutaj kopać?
Oberwaniec - Mhm. Mogiłkę.
Foma - Nie macie łopaty.
Oberwaniec - Po co nam łopaty? Dokonamy kremacji.
Foma - To... co?
Oberwaniec - Kurdol, rozpal ognisko.
Foma - Po co?
Oberwaniec - Czy ja ciebie o coś proszę, Foma? Co ty się niepokoisz? Kurdol rozpali.
Foma - Co wy chcecie z nią...?..
Oberwaniec - Słuchaj, Foma - .. nie jesteś głupi. Sam rozumiesz, że wy nas nie znacie i my was nie znamy. A w ogóle... radze wam wrócić do domu dziecka. Za pasem zima. Zdechniecie jak szczury. Na dorosłe życie jesteście za młodzi.
Kurdol - Kurde, nie ma benzyny. Źle się będzie palić.
Oberwaniec - To nic. Spali się. No, pożegnajcie się z towarzyszką walki.
Cisza.
Bliźniak - Ona nas widzi.
Kurdol - Kurde, schizolu, zgłupiałeś? Już dawno ostygła.
Bliźniak - Widzi.
Kurdol - Kurde... po co straszysz...
Bliźniak - Co chcecie z nią zrobić? Wszystko widzi, wszystko Bogu opowie.
Kurdol - Oberwaniec, no - co on!.. Ja to się w ogóle umarlaków boję, niech przestanie!..
Oberwaniec (uśmiechając się) - Widzi, mówisz?
Bliźniak - Widzi.
Oberwaniec - Zaraz przestanie. Kurdol, podpalaj!
Kurdol drżącymi rękoma podpala ułożone w stosik szmaty, papiery, śmieci.
Ogień powoli się rozpala.
Akt drugi
Scena pierwsza
Kawalerka Żanny. Przypadkowe, używane meble. Zimno. Nieprzytulnie. Żanna śpiewa, akompaniując sobie na gitarze. Na stole butelka wina, szklanki, puszka konserw, chleb. W kawalerce Foma, Bliźniak i Benio-mnich.
Foma - Fajna piosenka. To Mike skomponował?
Żanna - Nie.
Foma - A kto?
Żanna - Jedna siostrzyczka.
Foma - Gdzie ona jest?
Żanna - Utonęła.
Foma - A… sama, tak?
Żanna - Mhm.
Foma - Dlaczego?
Żanna (śmieje się) - Mnichu, wyjaśnij dziecku, z jakiego powodu ludzie się topią.
Foma - Nie jestem dzieckiem.
Żanna - W takim razie nalej. I sobie, dziecko.
Foma - Nie... Moja głowa i tak...
Żanna (pije) - Bydlaki! Znowu kaloryfery nie grzeją.
Foma - Załóż futro. Gdzie twoje futro?
Żanna - Futro, Fomka, zrobiło pa-pa.
Foma - Ukradli?!
Żanna - Sprzedałam.
Foma - Po co? Takie futro...
Żanna - Nie miałam, czym za mieszkanie zapłacić.
Foma - Ty nie miałaś? A Ibrahim?
Żanna - Co Ibrahim?
Foma - No czy on nie... Przecież ty z nim... już...
Żanna - Ibrahim, Fomka, to figura nie dla nas. Jest bardzo dumny. ten Ibrahim. Oni nie żenią się z prostytutkami.
Foma - Przecież nie jesteś prostytutką.
Żanna - To tylko nasz Mike... jak ostatni głupiec, ciągle nie mógł zrozumieć... No nic, w końcu mu to wbiłam do głowy. A niech ich wszystkich diabli!.. Prawda, mnichu?.. Milczy... Pawlik Morozow.
Benio - Nie jestem Pawlikiem Morozowem.
Żanna - Będę od teraz tak ciebie nazywać. (Śmieje się.) Nalej, Foma - (do Benia.) Nie patrz tak na mnie, Pawełku, mamy dziś pominki, prawosławny, rosyjski obyczaj, gdybyś nie wiedział. Prawda, Foma?
Foma - Tańkę spalili... Spaliła się Tania..
Żanna - Dobrze, dobrze, nie Przeżywaj. Sto razy już to słyszałam.
Foma - Przyszliśmy tam następnego dnia, ale tam była milicja, więc odeszliśmy... Nie wszystko się spaliło... jedna noga...
Cisza.
Żanna - Dlaczego ty, Foma, swojej koleżance nie wezwałeś “pogotowia”?
Foma - Wzywałem...
Żanna - I co?
Foma - Wzywałem!.. (Płacze.)
Żanna - Dobrze, nie rycz, Przecież jesteś mężczyzna.
Foma - Żal mi Tańki...
Żanna - No nic, nie płacz. I tak wszyscy tam trafimy. Tam jej lepiej. Prawda, Pawełku? Dlaczego milczysz? Pytam ciebie: lepiej jej tam czy nie? Lepiej, czy nie? Odpowiadaj, popie!!
Benio - Lepiej.
Żanna (śmieje się z ulga) - Właśnie... Wiesz, chociaż popie, po co wy, zasrani mnisi, istniejecie? No, wiesz? Nie? Macie nas pocieszać. Rozumiesz?.. No to pocieszaj. Wypij, Fomka, wypij, radości ty moja, Za Ryżą Tańkę z jej niedonoszonym bachorem.
Foma - Nie chcę...
Żanna (do Bliźniaka) - Dlaczego ty milczysz, malutki, no?.. Malusi!.. (Do Fomy.) Co z nim?
Foma - Milczy.
Żanna - Widzę. Dlaczego milczysz?
Foma - On…od.. wtedy. Milczy.
Żanna - Co tak zupełnie?.. Całkiem?..
Foma - No!..
Cisza.
Żanna (melancholijnie) - Zmylibyście się stąd, tam gdzie was nie ma.
Foma - Dokąd?.. My, oprócz ciebie...
Żanna - No nie! Kim jestem dla was? Przestań tak, Foma! Sama nie wiem, gdzie jutro swoje kości położę! Nie, Foma, na mnie nie liczcie - wiesz, jak ja zarabiam pieniądze, dzisiaj żyję, a jutro - z kamieniem w Newie. Niech ten wasz zbawca dusz się o was zatroszczy. Słyszysz, Pawełku? Ty też, jak Bliźniak, zapomniałeś języka w gębie? (Cisza.) Bokiem mi wychodzicie!.. (Bierze gitarę, śpiewa.)
Foma (po chwili) - Myślę, że Bóg nas nie kocha.
Żanna - Dureń! Żadnego Boga nie ma.
Foma - Benio mówi, że jest...
Żanna - A kim jest Benio, ministrem oświaty? Czy - prezydentem? Benio taki sam dureń, jak wy...
Benio (wstaje) - Pójdę już.
Żanna - Idź, idź! Siedzisz tu w kącie jak jakiś czekista - ani wypić nie można, ani zakląć, patrzy, jak… jak… nie wiem, kto! Po co się tu przytarabaniłeś? Z mnichami nudno ci, tak, więc poszedłeś do prostytutki? Z nami należy się bawić, pić, hulać i te pe. A nie, siedzieć w kącie, jak... pomnik Komandora!
Foma - Nie wyganiaj go, Żanna. To nasz ojciec.
Żanna - Co?! Jaki znowu ojciec?
Foma - Chrzestny.
Cisza.
Żanna - Tak... Ciemnota nabiera mocy. Jak mawiali nasi niezapomniani tatusiowie.
Słychać dzwonek do drzwi. Żanna idzie otworzyć. Wpadają Oberwaniec i Kurdol.
Oberwaniec - Witaj, pięknotko! My w gości do ciebie.
Żanna - Słuchajcie, ja was wcale nie...
Oberwaniec - A my bez zaproszenia, nie jesteśmy zarozumiali, prawda, Kurdol? Zaszliśmy na papieroska. (Wchodzą do pokoju.) No-no! Pełne pudełko. I wszystkie twarze znajome! O, mnich też tu. (Żegna się krzyżem.) Słuchaj, nie zaleca się jeszcze do ciebie? Bo jeśli, to powiedz: Kurdol jego na kawałki porąbie, jak kapustę, i na kanapki. Zdaje się, że pominki obchodzicie? Niech jej ziemia lekką będzie, tej, która dopiero, co przekręciła się - Tatianie! (Milczenie.) Niegościnnie witasz gości, gospodyni. A my do ciebie z dobrą nowiną. (Stawia na stole butelkę.) Kurdol, otwórz. (Podnosi szklankę.) Za ciebie, pięknotko. Kurko ty nasza samotna, odleciał twój czarnoskóry kogucik, tam mu zresztą i droga. Mam nadzieję, że nasza kurka czarnego jajeczka nie zniesie?
Żanna - Zamknij się, co?
Oberwaniec - Jeśli ja się zamknę, od razu urodzi się milicjant. A nasze towarzystwo jednak nie ma ochoty ich rozmnażać. Żanna, mamy do ciebie sprawę.
Żanna - Poszedłbyś lepiej do... tam, dokąd szedłeś.
Oberwaniec - Właśnie do ciebie, nasza ty kochana. Kurdol, potwierdź: powiedziałem ci, Kurdol, chodźmy do naszej pięknotki zajrzeć, jak tam ona po nieudanym zamęściu, czy nie wyrywa sobie pięknych włosów, nie skacze z… które to piętro?
Żanna - Jedenaste.
Oberwaniec - Z jedenastego piętra w dół, długowłosą główką prosto na asfalt.
Żanna - Od kiedyś taki mówca?.
Oberwaniec - Nieustannie pracuję nad sobą, dziewczyno. Podwyższam swój ideowo-teoretyczny poziom, jak nam zalecał wielki dziadek.
Żanna - Dziadek dawno zdechł.
Oberwaniec - Aj, a my jego zalecenie nie wypełniliśmy. I co teraz, Kurdol, będzie?
Kurdol - Przecież wypełniliśmy, ty, co?
Oberwaniec - Mówisz, że wypełniliśmy?
Kurdol - No!..
Oberwaniec - Skoro Kurdol tak mówi... widać po tobie... Słuchaj, pięknotko, czy nie lepiej byłoby ich wszystkich wystawić za drzwi, z naszego flatu w czarną night?
Żanna - Jeszcze, co! Ty co, kupiłeś sobie to mieszkanie?
Oberwaniec - Nie, pięknotko, nie ja. Mieszkanie jest twoje... jeszcze przez osiemnaście dni, a potem...
Żanna - A co potem?
Oberwaniec - A potem my z Kurdolem się tutaj zameldujemy.
Żanna - Niby jak?!
Oberwaniec - Żanno, z powodu gospodarki rynkowej. Kto więcej zapłaci, ten jest gospodarzem. Kapujesz?
Cisza.
Żanna - Ale z ciebie drań, Oberwaniec!
Oberwaniec - Chcesz mnie obrazić? Nie da się, dzidziu.
Żanna - Przyszedłeś mi to powiedzieć?
Oberwaniec - To też.
Żanna - Drań! Ale drań! Pedzio!
Oberwaniec śmieje się.
Po co ci moje mieszkanie, bydlaku? Co, innego nie mogłeś?
Oberwaniec - Nie mogłem, Żanna, już bardzo mi twoje mieszkanko przypadło do gustu: obok metro, telefon, wc, no, jak się nie poddać? Zresztą, możemy potargować się.
Żanna - Niby o co?
Oberwaniec - No... nie chciałbym tak, przy wszystkich...
Żanna - Co ty niby się ich krępujesz? Jedna rodzinka.
Oberwaniec - Pięknotko, nie gorączkuj się. Chcę okazać swoją troskę o ciebie. Ojcowską.
Żanna - A to buc!
Oberwaniec - Jeśli, rzecz jasna, nie jesteś skończoną idiotką.
Żanna - Słuchaj, pospiesz się. Zalatuje od ciebie.
Oberwaniec - Woda toaletowa Paryż-Londyn-New York.
Żanna - I tak capem zajeżdża.
Oberwaniec - Wiesz, czego ci, ślicznotko, brakuje? Skromności. I kobiecości.
Żanna - Nie przejmuję się tym.
Oberwaniec - Niektórzy mężczyźni to lubią. Szaleją za tym.
Żanna - No obchodzi mnie to, Oberwaniec.
Oberwaniec - I źle. Jak ty, w ogóle, chcesz przeżyć swoje życie - po ludzku, czy też jak Russische schwein?
Żanna - Co ci do tego?
Oberwaniec - Dobra, starczy gadania. Mam do ciebie sprawę. To jest - ofertę handlową. Kupię dla ciebie to mieszkanko, zrobię remont, fiński sedes, meble i wszystko pozostałe, załatwiam partnerów, wyłącznie z importu, i siedemdziesiąt procentów - dla mnie. Trzydzieści - pozostaje tobie, i główka o nic ciebie nie boli. Codziennie świeżutki klient. Zgoda?
Cisza.
Żanna - A jeżeli ja ciebie poślę bardzo daleko?
Oberwaniec - Najpierw pomyśl, dziewczyno.
Żanna - Już pomyślałam.
Oberwaniec - No i jak?
Żanna - Idź tam , dokąd ci powiedziałam.
Oberwaniec (po chwili) - Dobrze. Jest inny wariant.
Żanna - Nie chcę żadnych twoich wariantów!
Oberwaniec - A ja mówię: jest inny wariant. Nie domyślasz się?
Cisza.
Żanna - Zamiast Tani, ja wam, z Kurdolem...
Oberwaniec - Bez Kurdola. Tylko ze mną.
Cisza.
Żanna (nagle zaczyna się głośno śmiać) - Co ty powiedziałeś?..
Oberwaniec - Postawię sedes z marmuru.
Żanna (śmieje się) - No nie, ty poważnie?.. Jaki baran... a to baran... nienormalny... Po co marmurowy sedes?.. Baran!.. Ja lepiej się powieszę, niż z tobą się położę!.. Przygłup!..
Cisza.
Oberwaniec - A więc tak, tak?
Żanna - No.
Oberwaniec - Jasne. Kurdol, którego dzisiaj mamy? Dziewiątego?
Kurdol - A skąd ja, kurde, no chyba...
Oberwaniec - Dziewiąty plus osiemnaście - daje nam dwadzieścia seidem. Zatem, dwudziestego siódmego kwietnia my z Kurdolem tutaj się wprowadzamy, a ty, ślicznotko, możesz zjechać prosto stąd z powrotem do piwnicy.
Żanna - Zapłacę!.. Nigdzie się nie wprowadzicie! Zapłacę!
Oberwaniec - Dziecinko, zapłaciliśmy już twojemu gospodarzowi za rok wprzód i to w zielonych. Tak wiec - c’est la vie. I good-bye jednocześnie. Kurdol, idziemy.
Żanna - Czekaj!.. Ale z ciebie bydlak!.. Jakie z ciebie bydlę!.. Łajdak!.. Podpalacz!!
Oberwaniec - Co? Powtórz, co powiedziałaś, suko?
Żanna - Nic! To, co słyszałeś!
Oberwaniec (uderza Żannę w twarz) - Jutro ciebie stad wyrzucę!
Benio (nie wytrzymuje, rzuca się do Oberwańca i łapie go) - Nie śmiej!..
Oberwaniec (jak kociak, odsuwa Benia na bok) - Jeszcze raz przyczepisz się do mnie - na ścianie rozmażę, zrozumiałeś?
Cisza.
Bliźniak (nagle wśród ciszy) - Wszystko widzi... Wszystko Bogu opowie. Wszystko widzi. Wszystko Bogu opowie.
Kurdol - A ty, co znowu?.. Kurde, co on znowu?.. Zwariował, tak? (Do Oberwańca.) Zgłupiał, czy co?..
Oberwaniec - Idziemy!
Żanna - Oberwaniec, czekaj!.. Pomyślę... Słyszysz?
Oberwaniec - Pospiesz się, ślicznotko. Do rana. Klientek do mnie cała kolejka.
Oberwaniec i Kurdol odchodzą. Długa cisza.
Żanna (ze złością) - Koniec. Spływajcie. (Cisza.) Ogłuchliście, czy co? Spływajcie, mówię!
Foma - Nie zgadzaj się, Żanna. Nie zgódź się, dobrze? On ciebie jak Tańkę... Jak Tańkę ciebie... (trzęsie się.)
Żanna - Jak różnica, kiedy zdechnąć... (Do Benia.) Co milczysz? Dlaczego cały czas milczysz? Idź do łazienki, opłucz twarz, popie!
Benio - Nie zgódź się, Żanna.
Żanna - Nie pytałam was! marudy. Mówię, spływajcie.
Foma - Dokąd pójdziemy? Nie mamy, dokąd...
Żanna (krzyczy) - A ja, co, do kieszeni was schowam, dopóki będę tutaj z cudzoziemcami...? Niech was mnich zabierze! Ja nie mam kompletnie nic! Słyszeliście, co ten podpalacz powiedział?.. Idźcie, idźcie! Rozsiedli się tutaj! Jak u teściowej w gościach!.. Umieją tylko mój chleb szamać. Spadajcie! No, do kogo mówię, Foma! Marsz z mojego domu! To mój dom! Mój! Jeszcze przez osiemnaście dni! Mój! Marsz!
Cisza.
Foma (do Bliźniaka) - Wstawaj... Idziemy... Słyszysz? No, wstawaj, już! Mówią, że trzeba wyjść!.. Pójdziemy... (Podnosi brata, popycha go do drzwi.)
Żanna - Dobrze. Niech was diabli. Materac jest w spiżarce. Słyszysz, Foma? Pościelisz tam... w kuchni. Tylko mi wszy nie zostawcie, zasrani bezdomni! Jutro rano Oberwaniec przyjdzie, i tak was stąd wyrzuci. teraz tutaj on będzie gospodarzem. (Idzie do łazienki, zamyka się, puszcza wodę.)
Foma (Do Benia) - Zdenerwowała się... Pójdę, pomyję naczynia. (Sprząta ze stołu, idzie do kuchni.)
Rozlega się dzwonek do drzwi.
(Wystraszony wygląda z kuchni.) Nie otwieraj!
Znowu dzwonek.
To Oberwaniec - nie otwieraj!
Stukanie do drzwi, głos: “Żanna, otwórz!.. Żanna!..”
(Wesoło.) Mike! (Biegnie otworzyć drzwi.) Cześć, Mike!
Mike (wchodzi, zdziwiony) - A co wy tu robicie?..
Foma - jesteśmy tutaj. Żanna nam pozwoliła. Do rana.
Mike - Jasne... A gdzie ona …?
Foma - W łazience. Pewnie się myje. Wiesz, co tu się działo!.. Oberwaniec przyszedł. Z ofertą.
Mike - Jaką “oferta”? Jaką?
Foma - Chce jej kupić mieszkanie, a ona ma za to z cudzoziemcami... no, sypiać. А kasę - jemu.
Cisza.
Mike - I co - zgodziła się?
Foma (wzrusza ramionami) - A jaki ma wybór? (Stuka do łazienki.) Żanna! Żanna! Otwórz! Zakręć wodę, Żanno!
Żanna (z łazienki, wściekle) - Czego, Foma? nawet umyć się nie dadzą, tępaki.
Foma - Żanna, Mike przyszedł, wychodź! (Cisza.) Słyszysz?
Żanna - Jeszcze, co! Jak przyszedł, tak i niech sobie idzie. (Znowu odkręca wodę.) Może ostatni raz w życiu biorę prysznic.
Foma (do Mike'a) - Dobra, rozbieraj się. Zaraz wyjdzie. Kupiłeś dowód?
Mike - Kupiłem.
Foma - Pokaż.
Mike wyciąga dokument.
Świetnie! Teraz jesteś człowiekiem z dowodem. Możesz się ożenić.
Mike - Z kim?
Foma - Zaraz wyjdzie z łazienki, oświadczysz się.
Mike - Głuptas jeszcze z ciebie, Foma. Dzieciak. Jak leci, Beniu? Kiedy do klasztoru?
Benio - Tylko im znajdę miejsce...
Z łazienki wychodzi Żanna - na niej kosztowny i elegancki wschodni szlafrok.
Foma (z zachwytem) - Ale ciuch!
Mike - Cześć, Żanna.
Żanna, nie patrząc na niego, siada na łóżku, rozczesuje włosy.
(Nie wie, co powiedzieć.) To Ibrahim ci podarował?
Żanna (ze złością rzuca w niego grzebieniem) - Po co przylazłeś tutaj? Wzywałam ciebie, czy co? No?!
Mike - Po prostu zaszedłem... Otrzymałem właśnie dowód.
Żanna - Gratuluję.
Mike - Jeśli chcesz, tobie też mogę załatwić. Potrzebna tylko fotografia.
Żanna - Nie mam ich.
Mike - To zrobisz. U nas, na rogu. Szybko robią.
Żanna - Obejdzie się. Mnie - dla mojej przyszłej działalności - nie jest potrzebny.
Cisza.
Mike - Jeśli chcesz, weźmiemy ślub i wyjedziemy.
Żanna - Dokąd?
Mike - Dokąd zechcesz. Nawet do Australii.
Żanna - Tak? Jeden już mi proponował. Do Afryki. Kolejny, pewnie do Ameryki zaproponuje. (Śmieje się.) A ja chcę tutaj zdechnąć. Tutaj! W Rosji!
Cisza.
Foma - Do Australii trzeba znać angielki.
Mike - nauczymy się.
Żanna - Nie mam zamiaru niczego się uczyć. Ani nigdzie jechać. (Cisza.) Chcę do domu.
Foma - To... dokąd?
Żanna (cicho) - Do domu.
Foma - Ale gdzie? Gdzie jest ten twój dom?
Długa cisza.
Żanna - Daleko. (Cisza.) Odejdź, Mike, chcę iść spać. Idź.
Cisza.
Mike - A jeżeli nie mogę bez ciebie?
Żanna - Tobie, Mike, inna dziewczyna teraz jest potrzebna. Z dowodem.
Foma śmieje się.
Z meldunkiem. Z mieszkaniem. Psem. Kotem...
Foma (śmieje się) - Myszka...
Żanna - Ile dałeś za ten dowód?
Mike - Co?.. Sto dolarów.
Żanna - Tylko? (Ziewa.) W takim razie ja niedługo tymi dowodami wszystkie ściany poobklejam. Oberwaniec zaproponował mi świetny interes.
Mike - To kryminalista.
Żanna - A ty?
Mike - Ja?!
Żanna - Z fałszywym dowodem chodzisz. Kryminalista.
Mike - Ja nie napadam...
Żanna - Myślałby, kto!
Mike - Chcesz, to kupię ci futro. Jeszcze lepsze, z norek. Będzie pasowało do ciebie.
Żanna - Spóźniłeś się, kochaniutki. Niczego od ciebie nie potrzebuję... Już.
Cisza.
Benio (nagle) - Maria z Egiptu po skrusze, za życie w prostytucji, przez czterdzieści lat mieszkała na pustyni. Sama.
Żanna (śmieje się) - No i masz. A żeby oczyścić się z takiego brudu, to ile trzeba? Ale ja nie jestem Marią z Egiptu. Już się nie odmyję. Tak, więc - szukaj sobie takiej z meldunkiem. Słyszysz?
Cisza.
Mike - Zabiję go!
Żanna - Kogo? (ziewa.) Spać się chce. idź już, no? Na chłopców też już czas - spać. No?..
Mike - O której on jutro przyjdzie?
Żanna - Kto? Oberwaniec?
Foma - Obiecał rano. Wiec rano przyjdzie.
Mike - No to ja na niego poczekam.
Żanna - Wiecie, co?.. Wyszło mi już to bokiem. Wszystko. Zmywajcie się stad wszyscy! Tylko mi krwawej bójki tu brakuje. Słyszysz, Mike? Tylko spróbuj! Wtedy ja ciebie już w ogóle... ze schodów spuszczę!
Mike - Albo ty teraz wszystko rzucisz i idziesz ze mną, albo...
Żanna - Albo, co?..
Mike - Albo go zabiję!
Żanna - Co ty wymyśliłeś sobie, głupku nienormalny! Jęknąć nie zdążysz, a on ciebie zaciuka! I dobrze zrobi! Nie mieszaj się w cudze sprawy! Znalazł mi się, obrońca! Prosiłam ciebie o to? Prosiłam ciebie mieszać się w moje sprawy?
Mike - Ostatni raz pytam, idziesz ze mną, czy nie?
Żanna - Nie! Nie! Nie! Lepiej na ulicę pójść! Na Dworzec Moskiewski!
Mike (zdumiony) - Żanna...
Żanna - Nienawidzę! Wszystko przez ciebie! Wszystko! Wszystko! Prędzej będę z Oberwańcem, niż z tobą, rozumiesz? Nienawidzę ciebie!
Mike - Dobrze... (Rozgląda się na boki, łapie ze stołu kuchenny nóż, wybiega.)
Żanna (za nim) - Ej! Co ty robisz? Oddaj nóż! Mike! Wracaj!.. No i głupek! Przecież on go teraz jak muchę... Głupek... (Płacze.)
Foma - Nie płacz, Żanna. Może go jednak nie zaciuka. Nie płacz...
Żanna - Wszyscy... Boże, dlaczego wy wszyscy jesteście tacy głupi!..
Scena druga
Strych. Na stercie szmat leży owinięta w kołdrę Żanna. Kawałek dalej Benio-mnich. Długie milczenie.
Benio - Śpisz?
Żanna - Nie wiem. Gdzie Foma?
Benio - Poszedł do brata. Do szpitala.
Żanna - Po co?
Benio - Najpierw nie chcieli go nigdzie przyjąć. Bez dokumentów. Potem jednak zmierzyli temperaturę, okazało się miał 40 stopni. Wtedy wzięli. Trafił się porządny lekarz dyżurny. Ale powiedział, że kiedy wydobrzeje, odeśle ich dwóch z powrotem do domu dziecka.
Cisza.
Żanna - Myślę, że umrze.
Benio - Kto?
Żanna - Bliźniak.
Benio - Dlaczego?
Żanna - Nie wiem. My wszyscy szybko umrzemy.
Benio - Dlaczego?..
Żanna - Teraz jest zbyt wielu niepotrzebnych ludzi. Nie zauważyłeś? Po co mamy wszyscy żyć?
Benio - Mówisz tak, bo ci ciężko. Żyć - trzeba.
Żanna - Po co?
Benio - Żeby przecierpieć.
Żanna - Po co?
Cisza.
Benio - Dla Boga. (Cisza.) Żeby otrzymać palmę męczeńską.
Cisza.
Żanna - A ja nie chcę... Kiedy pomyślę o nim, od razu chce mi się wymiotować... A może jestem w ciąży? Od czarniutkiego? Zawsze mi podawał tabletki... Z Mike’em nigdy nie zachodziłam w ciążę. Dlaczego tak? Teraz zostałby mi po nim synek... A tak - nic... Czarnoskórego dziecka nie chcę... Wszyscy wytykać będą go palcami... Dlaczego z Mikem nie zaszłam?.. Żadnych tabletek nie brałam. Wiesz, jak poznaliśmy się? Nad morzem... Wtedy uciekłam z domu. Przez ojczyma. Zwykła sprawa, gwałt... Rzecz jasna mamie nic nie powiedziałam... dziecko mieli... niech sobie żyją. Zostawiłam tylko kartkę, żeby nie szukali... Siadłam do pociągu i z jakimiś studentami, jadącymi na południe, dojechałam... Mike był jak książę z bajki.... mieszkaliśmy na morskim brzegu, całymi dniami leżeliśmy na piasku, a nocami przy ognisku, kochaliśmy się... Boże, po co myśmy tu przyjechali!.. Mike mówił, że Leningrad - to zwariowane miasto, że tylko tu chce żyć i umrzeć... Nie chciałam jechać, chciałam zawsze mieszkać nad morzem, tam, gdzie się spotkaliśmy i kochaliśmy. Ale powiedział, że tu też jest morze, i że zawsze będziemy się kochać... Nie wiedział, że tu, zamiast morza jest tama, a ludzie są tutaj źli i okrutni, domy - śmierdzą jak trupy, i są pełne szczurów... Nie wiedział, że spotkamy Oberwańca, który już pierwszego dnia, w zamian za nocleg, przespał się ze mną... Nic nie wiedział... Albo bał się wiedzieć, bo to byłoby nie do zniesienia, zmarłby, gdyby dowiedział się wszystkiego... Też był zbędny, nawet ze swoim, kupionym za 100 dolarów dowodem... (Wstaje.) Pójdę.
Benio - Dokąd?
Żanna - Do kostnicy.
Benio - Poczekaj.
Żanna - Wiem gdzie go zabrali.
Benio - Poczekaj, teraz nie ma sensu, za późno...
Żanna - Mam pierścionek. Dam im go, to wpuszczą. Powiem, że mąż? Przecież nie kłamię.
Benio - Poczekaj, już noc...
Żanna - Ja nie kłamię! Wszyscy słyszeliście, jak mi proponował ślub! I - do Australii!..
Benio - Nie powinnaś nigdzie chodzić! Słyszysz?
Żanna (wyrywa się) - Nie dotykaj mnie! Puść! Wypuść mnie! (Wybiega.)
Benio (krzyczy za nią) - Żanna! Poczekaj! Żanna!..
Cisza. Benio zostaje sam. Chodzi po strychu, przysłuchuje się dźwiękom nocy. Potem klęka i zaczyna się modlić. Pod koniec modlitwy niezauważalnie pojawiają się Oberwaniec i Kurdol. W milczeniu obserwują Benia.
Ojcze nasz, który jesteś w niebie...! Niech będzie wola Twoja! Boże, dokąd ona pobiegła? Wróć ją! Już przecie ciemno, może jej się coś stać, Boże! Wiem, że nas kochasz, Boże... Ale, czy nie można, Boże, uczynić wszystko tak, żeby tutaj... tak się nie męczyli i cierpieli... przecież oni jeszcze niczego nie rozumieją, powinieneś im trochę pomóc, żeby nie popadli w rozpacz, Boże, przecież nam tak źle, samym... Zdaje się, że płaczę, wybacz mi Panie, to nie za siebie... Słyszysz mnie Boże? Pomóż nam! Słyszysz mnie, Panie?
Oberwaniec (szeptem) - Sły-y-szę!..
Benio (rozgląda się) - Co?.. Kto tu?..
Oberwaniec - To ja-a-a-a! Jezus Chrystus!..
Kurdol (zwija się ze śmiechu) - Mnich przygłup!..
Benio - To ty?.. Wy?.. Czego tutaj?.. Wynoście się!
Oberwaniec - No, no! Jak mnich się wyraża!
Kurdol - Kurde, co to, twój osobisty strych, tak? Kurde, kiedyś go sprywatyzował? Kaplica... (Przedrzeźnia.) “Boże, Boże, jestem gotowy, Boże! Przyjmę męki, Panie!”...
Oberwaniec - No i wyprorokowałeś. No jak, Beniu, wycierpisz za wiarę, cara i ojczyznę, czy też zmyjesz się szybciutko, jak Judasz? Pocierpi, padalec. Po oczach widzę, że wycierpi. Gdzie ślicznotka? Ogłuchłeś. Gdzie moja baba?
Benio - Nie twoja.
Kurdol - A czyja, twoja, czy co? Słyszysz, Oberwaniec? Już nam naszą babę... Kurde, Oberwaniec, dajmy mu, za naszą babę, no! Powiedz mu?
Oberwaniec - A dzieciaki gdzie są?
Benio - Nie powiem.
Oberwaniec - Jeszcze nie zdechły?
Benio - Człowiek nie jest bydlęciem. Nie zdycha.
Oberwaniec - Popatrz, Kurdol, a nas pod stryczek chcą postawić, i za co? Przecież i mnich mówi: zdechnąć nie wolno. A więc Mike żył, żyje i będzie żył. Coś ty wujciowi milicjantowi naopowiadałeś?
Benio - Nic.
Oberwaniec - To, dlaczego na wszystkich dworcach plakaty z naszymi gębami wiszą?
Benio - Nie wiem.
Oberwaniec (nieoczekiwanie uderz Benia w splot) - Uważaj, mnichu...
Benio (powoli wstaje) - Co-o?..
Oberwaniec (uderza go) - Musisz wiedzieć: co. A ty - jak komisarz Armii czerwonej: nie wiem, nie powiem, nie chcę, nie będę...
Kurdol - Słuchaj, chodź... ukrzyżujemy go? Żeby nie donosił.
Oberwaniec - Co powiedziałeś? Ukrzyżować?.. Skąd znasz takie słowa...
Kurdol - Kurde, w cerkwi byłem! (Śmieje się.) Grzechy odkupić. Tam wisi.
Oberwaniec - Dureń. Gwoździami przybity. A skąd weźmiesz gwoździe?
Kurdol - Można przywiązać. Knebel włożyć, żeby nie darł się.
Oberwaniec - Kurdol, awansuję ciebie na sierżanta. Przedterminowo. Za ideowość.
Kurdol - Służę Radzieckiemu WNP! Szczerym sercem, wasza Ekscelencjo, towarzyszu Generale! Proszę o wydanie rozkazu rozstrzelania wroga socjalistycznej ojczyzny, tego psa!
Oberwaniec - Wypełnić!
Kurdol (Do Benia) - Ty gnido, szukaj sznura. Zaraz powiesimy ciebie.
Oberwaniec (poprawia) - Ukrzyżujemy.
Kurdol - Tak i mówię. Kurde, gdzie masz sznur?
Benio milczy.
Mówi, że nie ma.
Oberwaniec - Poszukaj. Póki, co, porozmawiam sobie z nim.
Kurdol grzebie w rzeczach na strychu w poszukiwaniu sznura.
A ty módl się, Desdemona. Wybiła twoja ostatnia godzina.
Benio - Modlę się. Jak masz na imię?
Oberwaniec - Po co ci?
Benio - Chcę się za was pomodlić.
Oberwaniec - Za nas?! Kurdol, słyszałeś? Posikać się można! Mnich chce się pomodlić za nas! Ale odjazd! (Do Kurdola.) A ty jak masz na imię?
Kurdol - Kto? Ja? A skąd, kurde, ja mogę...
Oberwaniec - Co za “kurde”? Jak masz na imię, pytam?
Kurdol (wyzywająco) - A ty sam?
Oberwaniec (uśmiechając się) - Ja?.. Ja jestem Siergiejem. Moim niebiańskim patronem jest wiesz, kto? Siergiej Radoneżski! Pewnie nawet o takim nie słyszałeś.
Kurdol - Kurde, czy on...
Oberwaniec - Przestań przeklinać, bydlaku, kiedy mówię o swoim świętym! Co ty, nawet imienia nie masz?
Kurdol - No nie, mam...
Oberwaniec - Więc?
Kurdol - Nie pamiętam...
Oberwaniec - No to sobie przypomnij.
Kurdol (wysila się) - Nie... nie mogę.
Oberwaniec - Jak ciebie nazywali w domu, bydlę?
Kurdol - gdzie?..
Oberwaniec - Mamusia! mamusia, jak do ciebie wołała?!
Kurdol (obrażony) - No, co ty, kurde... jaka jeszcze mamusia?.. nie wiem nic... żadnej mamusi...
Oberwaniec - Odejdź, Kurdol, lepiej mnie nie denerwuj...
Kurdol (odchodzi obrażony) - Co się czepiasz... kurde...
Oberwaniec (Do Benia) - Więc chcesz się za nas pomodlić? Po co tobie, sprawiedliwemu, modlitwy za takich śmierdzących łajdaków?
Benio - nie zrozumiesz.
Oberwaniec - Wyjaśnij. Łatwo łapię.
Benio - Ponieważ wam jest najgorzej.
Oberwaniec - Niby, dlaczego?
Benio - Mówiłem, że nie zrozumiesz...
Oberwaniec - Nie, poczekaj, dlaczego nam jest gorzej, niż tobie?
Benio - Ponieważ ja z Bogiem, a ty...
Oberwaniec - A ja, z kim?
Benio - Sam wiesz.
Cisza.
Oberwaniec - Nie wiem. Wyjaśnij.
Cisza.
Benio - Służysz Szatanowi...
Oberwaniec - Sobie służę. Zapamiętaj, mnichu! Sobie. Każdy człowiek służy tylko sobie.
Benio (cicho) - Sobie - to właśnie znaczy - Szatanowi.
Oberwaniec - Sam to wymyśliłeś, czy wyczytałeś w jakiejś książce?
Benio nie odpowiada.
U ciebie wszystko takie proste i jasne, jak w aptece.
Benio - Kiedyś Bóg spytał pierwszego zabójcę: Kainie, Kainie, gdzie Twój brat, Abel?..
Oberwaniec - Co odpowiedział?
Benio - Nic. Tak, jak ty, wykręcił się... “Czyż jestem stróżem brata mego?” - odrzekł. Jeszcze nie wiedział, że Bóg widzi wszystko i niczego przed nim nie da się ukryć... Ale kiedyś Bóg spyta i sprawiedliwego Abla: “Ablu, Ablu, gdzie brat twój, Kain? Dlaczego dopuściłeś, żeby został zabójcą? Dlaczego nie powstrzymałeś ręki jego? Dlaczego oddałeś swego brata diabłu?..” Nie mogę powstrzymać twojej ręki, Oberwaniec. Mogę tylko pomodlić się za błądzącego brata Siergieja... i za drugiego, którego imię zna Bóg...
Cisza.
Kurdol (przynosi linkę) - О! Znalazłem. Nadaje się?
Milczenie.
Oberwaniec - Idź do diabła.
Kurdol - Kurde... sam prosiłeś... Jak chcesz...
Oberwaniec - Poczekaj. Daj ją. Ty mnichu, nie myśl, że jesteś taki mądry. Mnie nie nabierzesz na swoje bajki. Mów, gdzie jest Żanna?
Benio - Nie wiem.
Oberwaniec - Kłamiesz!
Benio - po co ci ona?
Oberwaniec - Doniosła, suka...
Benio - To nie ona.
Oberwaniec - Ty?
Cisza.
Benio - Tak.
Oberwaniec - Wiedziałem. Przyjmiesz karę.
Benio - Przyjmę.
Oberwaniec - Stań tutaj. (Pokazuje na pionową belkę.)
Benio - Gdzie twój brat, Mike, Oberwańcu?
Oberwaniec - Sam się prosił. Rozłóż ręce. (Przywiązuje bania za ręce do poziomej belki.) na diabła on komu był potrzebny.
Kurdol (w zachwycie) - Podobnie! O rany, jak podobnie!
Benio - Dlaczego zabiłeś brata swego, Oberwańcu?
Oberwaniec - Tak trzeba było. Milcz!
Kurdol - Gębę mu! Gębę! Zatkaj, żeby nie kwiczał.
Benio - Gdzie brat twój Mike, Oberwańcu?
Kurdol (zatyka usta Benia) - W raju, kurcze pióro! U Boga, w raju, nie rozumiesz? (Chichocze.)
Oberwaniec - Żegnaj, mnichu. Zobaczymy się na tamtym świecie. Czy też - nie zobaczymy się? Wszystko jedno. (do Kurdola.) Idziemy!
Kurdol - Poczekaj, może lepiej go udusić?
Oberwaniec - Sam zdechnie. Idziemy.
Odchodzą, nagle Kurdol zatrzymuje się i wraca do Benia.
Kurdol - Przypomniałem! Słyszysz? Tobie na imię Benio, nie? Beniu, przypomniałem sobie! Zdaje się, że jestem Kola. Tak! Zapamiętaj. Na wszelki wypadek. Jeśli będziesz się modlił, jak mówiłeś. Pewnie jestem Kola. Nikołaj. Zapamiętaj!
Zaciemnienie. Wczesny ranek. Przez okienka strychu i szczeliny Przebijają się jaskrawe promienie słoneczne. Benio bezsilnie wisi na „krzyżu”. Wchodzi Żanna - widzi Benia, wydaje wystraszony okrzyk, rzuca się na pomoc.
Żanna - Boże, co oni z tobą... (rozwiązuje sznury.)
Benio, chwiejąc się na nogach, rozciera zmartwiałe ręce. Cisza.
Kiedy odeszli?
Benio - Nie wiem...
Żanna - Wrócą?
Benio - Więcej nie przyjdą. (Cisza.) Położę się. (Kładzie się na podłodze.)
Żanna - Leż. (Cisza. Sama do siebie.) Na pewno wrócą... bo oni - to nasze przeznaczenie... A czy od przeznaczenia się ucieknie?.. (Cisza.) Mogę z tobą poleżeć? (Kładzie się obok.) Przyszłam do kostnicy... tam był lekarz dyżurny i jeszcze jeden... nazywa się patologoanatom... Powiedziałam: “Puśćcie mnie do męża, mój mąż tu leży, już dwa tygodnie... a ja, zdaje się, jestem w ciąży”. A oni: “Do męża nie możemy, ale, jeśli chcesz, możemy ci zrobić aborcję, żebyś później nie biegała. Z narkozą”. Powiedziałam: “Chcę”. Dostałam zastrzyk, a co potem - nie pamiętam... Jak myślisz, czy teraz nie będzie mi się chciało wymiotować?.. (Milczenie.)
Nagle Benio kuli się i zaczyna rozpaczliwie szlochać.
Ej! Coś ty?.. Boli ciebie? No?.. Beniu! Przestań! Słyszysz? Przestań, bo zaraz mi coś w środku... pęknie.
Cisza. Benio ucicha.
Chciałam ciebie spytać. Słyszysz?
Benio - O co?
Żanna - Dlaczego ciebie z klasztoru wygnali?
Benio - Mnie nie wygnali.
Żanna - No, nie pobłogosławili.
Benio - Nie wiem. Starzec powiedział, pocierpieć trzeba. Mnich, mówił, najpierw powinien w świecie żyć. Pocierpieć.
Żanna - No i wycierpiałeś. teraz powinni ciebie przyjąć.
Benio - Nie wiem. jak starzec...
Żanna - Opowiedz mu wszystko... o nas.
Benio - Nie trzeba. On i tak. Widzi.
Żanna - Co “widzi”?
Benio - Wszystko, co tkwi w człowieku.
Żanna - Tak teraz ty pójdziesz do klasztoru?
Benio - Pójdę.
Żanna - Nie chcesz więcej z nami, wśród ludzi?
Cisza.
Benio - Dawno temu pewien mnich powiedział: “W klasztorze będzie, jak między ludźmi, a między ludźmi, jak w piekle”.
Żanna - To o nas, tak?
Benio - O nas.
Żanna - A gdzie ja się podzieję?
Cisza. Benio milczy.
(śmiejąc się.) Wszystko jasne.
Benio - Idź do pracy...
Żanna - Dobra, już zapomnij o tym.
Benio - Można żyć porządnie... Pracować... Tak, bez grzechu.
Żanna - Odpuść sobie, co tam. “Bez grzechu!..” Powiedziałam już: zapomnij o tym. Niby jak my możemy - “bez grzechu”. Coś dziwnego... nogi mnie nie słuchają. Wiesz...
Benio - Co?
Żanna - Możesz mnie ochrzcić, czy nie?
Benio - Ja?!
Żanna - Ty.
Benio - Ciebie?
Żanna - Mnie.
Cisza.
Benio - Idź do cerkwi. Tam chrzczą.
Żanna - Nie mogę do cerkwi.
Benio - Dlaczego?
Żanna - Nie dojdę.
Benio - Dlaczego?
Żanna - Moje nogi nie ruszają się.
Benio - Kłamiesz!
Żanna - Nie.
Benio - czemu cały czas kłamiesz! Przecież tutaj przyszłaś! Na nogach! Nie przyleciałaś na skrzydłach! No, odpowiedz, łajdaczko! Na skrzydłach?!
Żanna - Ale już nie chcą. Nie krzycz. (Cisza.) Jak chcesz. Umrę nieochrzczona - to będzie twój grzech.
Benio - Dlaczego niby chcesz teraz umierać?!
Żanna - Nie wiem. Tania umarła.
Benio - Tania - przy porodzie! A ty? No? Z jakiego powodu, pytam?!
Żanna - Czemu się drzesz! ja, do ciebie, jak do człowieka... Nie drzyj się! Ja i tak już duszy nie mam! Wytrzęśli ze mnie, cała moją duszę! jestem PUSTA! PUSTA! A ty się drzesz!
Cisza.
Benio - Nie wolno tak chrzcić. Nie wierzysz przecież w Boga.
Żanna - Wierzę...
Benio - Znowu kłamiesz!
Żanna - Wierzę! Dlaczego mi nie wierzysz! Wierzę! Dlaczego mi nie…!
Benio - Wie-e-erzę! W co ty wierzysz? Łajdaczka! Nierządnica babilońska! Heretyczka! W co wy wierzycie? Do cerkwi jeszcze chodzą! Chrzcić się!.. Krzyże noszą! Po co? Czy ty, chociaż rozumiesz, co to znaczy ochrzcić się? Jak powinnaś potem żyć, rozumiesz? Powinnaś być jak święta! Jak Maria z Egiptu! A ty!.. Nawet pracować nie chcesz! Żeby uczciwie! Żeby bezgrzesznie! Po co nosicie krzyże? po co?! Tacy Bogu nie są potrzebni! I wasze krzyże nie są potrzebne! Ani świece! Ani pokłony! Ani chrzty! Nic! Nic od was nie potrzebuje! Jesteście mu wstrętni! Wszyscy! Wszyscy! Wstrętni!
Cisza.
Żanna - Wiesz, czasami widzę staruchy przy dworcu... A może to nawet nie są staruchy... Siedzą, sine, pijane, szeroko rozstawiają napęczniałe nogi i nie wiadomo, dlaczego - są bez gaci...
Benio - Boże! Strasznie jest z wami żyć. Strasznie! Nie chcę!.. (Wybiega.)
Cisza.
Żanna - Chrystus, Beniu, nierządnicy odpuścił... Dziwne. Dlaczego moje nogi nie ruszają się?
Pojawia się Czarny Anioł.
(uśmiechając się.) А... to taki jesteś... piękny.
Anioł - Witaj, Żanna.
Żanna - Jak mi się nagle ciepło zrobiło... Oczy zamykają się... Chce mi się spać. Pewnie jesteś bardzo dobry. Jesteś moją mamą? Albo tatą?
Anioł - I nią i nim. Jestem - Aniołem.
Żanna - Anioł.. Kiedyś, w dzieciństwie mama tak do mnie mówiła: “aniele mój”. Głaskała po włosach, a ja chowałam twarz w jej ciepłe dłonie, i zawsze, niewiadomo, dlaczego, zawsze miałam wtedy łzy w oczach. A mama ciągle mnie głaskała po włosach i mówiła: “Co z tobą, aniele mój, dlaczego płaczesz?”
Anioł (głaszcze po włosach Żannę,, ona z zaufaniem tuli się do jego kolan) - Aniele mój, dlaczego płaczesz?
Żanna - Nie wiem... Było mi tak ciężko... a teraz wszystko się skończyło. Czuję się lekko, jakbym była na innej planecie, albo - w niebie... Wszystko zostało poza mną... Benio .. Mike... Bardzo mi ich żal...
Anioł - Nie żałuj. Wyrządzili ci tyle zła.
Żanna - Nie żałować?
Anioł - Zapomnij o nich.
Żanna - Tak, już zapominam... Jak mi z tobą dobrze, Aniele. Powiedz mi, gdzie jesteśmy? W domu?
Anioł - Jeszcze nie. Ale z pewnością z tobą tam polecimy.
Żanna - Kiedy?
Anioł - Niedługo.
Żanna - Szybciej!
Anioł - TO zależy od twojej decyzji.
Żanna - Już zdecydowałam. Tak chcę do domu! Lećmy!
Anioł - Nie. Możesz się jeszcze rozmyślić.
Żanna - Rozmyślić się?
Anioł - Możesz żałować rozstania się z życiem.
Żanna - A muszę rozstać się z życiem?
Anioł - Oczywiście. (Cisza.) Widzisz. Już się rozmyśliłaś. Żałujesz.
Żanna - Nie!.. tak... tak, masz rację!
Anioł - Mówiłem przecież: ludzie są tacy zmienni. Żegnaj!
Żanna - Poczekaj! Dokąd ty…?
Anioł - Do innych. Którzy już nie żałują. Którzy już się nie rozmyślą. Żegnaj.
Żanna - Poczekaj! Pozwól mi chwilę pomyśleć. nie mogę tak od razu.
Anioł - Dobrze. Pomyśl, ale tylko przez chwilę. Spieszę się.
Żanna - Zaraz odlecisz?
Anioł - Tak, oczywiście.
Żanna - Zostanę sama?
Anioł - Niestety.
Żanna - Zupełnie, całkowicie - sama? Na zawsze?
Anioł - Niestety.
Żanna - Znowu na tym strychu?
Anioł - Albo na dworcu. Sina, pijana, z chorymi, napęczniałymi, szeroko rozstawionymi nogami...
Żanna - Potworne! Okropne! Nie chcę! Naprawdę nie ma wyjścia?
Anioł - Podaj mi rękę. Pomogę ci wejść na dach.
Żanna (ze strachem) - A co potem?
Anioł - Polecimy. (trochę złośliwie.) Zobaczysz niebo w diamentach.
Żanna - “Niebo w diamentach...”. Gdzieś to słyszałam...
Anioł - Ludzie tworzą tyle bajek. Wydaje mi się, że tracimy czas.
Żanna - Nie...
Anioł - Podaj rękę.
Żanna - Benio.. Mówił mi, że...
Anioł - Prosiłem cię, zapomnij o nich.
Żanna - Ale on... mówił coś ważnego...
Anioł (nagląco) - Chciałaś do domu.
Żanna - Ach tak! Przypomniałam sobie! Mrowił, że to grzech. Mówił, że to grzech śmiertelny. Takiego Bóg nie wybacza. Przypomniałam sobie! Tak powiedział!
Anioł - Dlaczego wierzysz jakiemuś zdrajcy?
Żanna - Dlaczego...
Anioł - Mógł ciebie ochrzcić. Wolał jednak umyć ręce. Znam tych świętoszków. Nikt z nich szczerze nie współczuje ludziom, tak, jak my.
Żanna (ze strachem) - Kim jesteście?
Anioł - Aniołami.
Żanna - Benio mówił, że duchy ciemności czasami przyjmują wygląd aniołów światłości, boję się...
Anioł - Nudno mi już ciągnąć tę rozmowę. Żegnaj.
Żanna - Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie samej! Nie odchodź! nie wiem... Przecież ja nic nie wiem... Aniele, jeżeli jesteś aniołem, bardzo ciebie proszę, nie oszukuj mnie! Pójdę z tobą, dokąd zechcesz, tylko nie okłamuj mnie, proszę! Zlituj się... bardzo cię proszę... taka jestem zmęczona... chcę do domu! Tak chcę do domu, aniele! Odprowadź mnie do domu. Do domu! Proszę. Do domu! Do domu!
Anioł wyciąga do niej rękę, powoli wchodzą na dach.
Epilog
letni, słoneczny dzień. Drogą idą Benio i Foma. Obaj mają węzełki na plecach, w rękach kije. Widać, że idą od dawna, i że - dobrze im tak maszerować.
Foma - Piękno!.. Nie, Beniu?!.. Zjedzmy tutaj.
Benio - Chętnie.
Rozwiązują węzełki, wyciągają chleb, cebulę. Benio żegna się, po nim, powtarzając wszystkie jego ruchy, żegna się Foma. Jedzą w milczeniu.
Foma - Jaki dziś dzień?
Benio - Postny. Środa.
Foma - U nas przecież każdy dzień postny.
Benio - Nie każdy. W niedzielę jedliśmy zupę rybną.
Foma - Rybę i w środy można. Sam mówiłeś.
Benio - Nie zawsze.
Foma - Patrz! A co to?
Benio - Cerkiew... zniszczona.
Foma - Tyle już idziemy, i ani jednej całej, nie?
Benio - Dlaczego... Była jedna... w Beriożkach.
Foma - No, rzeczywiście. Byłą. Jak okręt, nie? Tak wypływa z lasu, jak okręt. Kiedy dorosnę, wszystkie cerkwie odremontuję.
Benio - Chwalipięta z ciebie, Foma. Wiesz ile ich jest, w całej Rusi...
Foma - A mamy, co jeść jeszcze? Chleb?
Benio (uśmiecha się) - Do jedzenia to ty jesteś pierwszy.
Foma - Ja?.. no... Gdzie dziś będziemy nocować?
Benio - Gdzie Bóg da.
Foma - Dobrze by było, jak wczoraj... Fajni ci budowlańcy, nie? Tylko dlaczego tak dużo piją i bez przerwy przeklinają?. Dlaczego, Baniu?
Benio - Wróg ludzkości ich kusi.
Foma - A ciebie nie?
Benio - Też.
Foma - Jak?
Benio - Na przykład, czasami chce mi się twój język przyciąć, za gadulstwo. Masz, trzymaj.
Foma - Piernik! Skąd go masz, Beniu?
Benio - Bóg zesłał. Nie jest zeschnięty?
Foma - Nie-e. Smaczny. Weź, odłam sobie kawałek.
Benio - jedz, jedz, ja nie chcę.
Foma - Wiesz, kiedy jadłem ostatni raz taki piernik? W domu dziecka. Dawali nam jeszcze banany. I pomarańcze. Jadłeś kiedyś banany?
Benio - Nie.
Foma - A ja jadłem. Takie zielone. Smaczne.
Benio - Może chcesz wrócić?
Foma - Dokąd?.. Coś ty, Beniu! Już ci się znudziłem, tak? I chcesz mnie z powrotem odesłać?
Benio - Skąd ci to do głowy? Dokąd ja mogę ciebie odesłać? Jesteśmy z tobą, jak Bracia.
Foma - No. A jak myślisz, Beniu, przyjmą ciebie teraz?
Benio - Przyjmą.
Foma - Beniu, dlaczego teraz ciebie przyjmą?
Benio - Bo teraz, Foma, mam grzech. Będę przez to płakać i ze skruchą błagać o jego wybaczenie przez całe swoje życie. Jaki może być mnich, bez serca pełnego skruchy?
Foma - Beniu, jaki masz grzech na sumieniu? (Cisza.) Opowiedz mi o końcu świata.
Benio - Tyle razy już ci opowiadałem, Foma.
Foma - Opowiadałeś, no tak... Trzeci anioł zatrąbi…a potem, Beniu? Co potem?
Benio - I zobaczyłem ja nowe niebo…
Foma zaczyna wszystko po cichu powtarzać za Beniem, jak to robią malutkie dzieci za rodzicami.
I zobaczyłem ja nowe niebo
Foma - ...nowe niebo...
Benio - Amen.
Foma - ...amen...
Milczenie.
Foma - Beniu! Beniu... a w królestwie niebieskim będą dawać paryskie bułki? Z makiem?
Benio - Paryskie?.. Dostaniesz i paryskie...
Foma - Lubię te z makiem. Bardzo są smaczne. Do cebuli. Powiedzieć ci, co ja jeszcze lubię?
Benio - Powiedz.
Foma - parówki lubię. Kaszę gryczaną z mlekiem. I... makaron.... aha... i kurczaka!
Benio - Dobrze, wstajemy już. Zobacz, gdzie już słońce.
Foma (wstając) - Cukierki różne lubię... lizaki... gumę do żucia... oprócz tego klopsiki różne lubię... i pure... paryską z makiem... Beniu, a twoja skrucha, to…?.. Opowiedz, Beniu!..
Odchodzą.
Koniec