Wczoraj zajrzałam na stronę jak zwykle w nadziei, że może już coś się pokazało, że pan Grzegorz może stuknął coś w szpitalu, jakąś jedyną w swoim rodzaju obserwację ludzi uwikłanych w walkę z własną i cudzą chorobą... I nic, cisza, spokój, psiaki rogrzane słońcem... I nagle taka wiadomość...
Trwam teraz w stanie okropnego wypalenia pracą, felietony pana Grzegorza dawały mi taki zdrowy dystans, na wagę złota były słowa, że "mądrość bierze się z braku zajęcia, bo na refleksję trzeba mieć czas..." Jego felietony były dla mnie bardzo ważne, często zaczynałam od nich dzień, dostawałam taką pigułkę do pomyślenia. O wszystkim. I teraz co? Co z nami będzie? Kto przypomni ludzi i myśli, które wszyscy zapomnieli, kto pokaże nam różne aspekty życia z takiego dystansu, jaki daje wiek i ciężka choroba. Teraz trzeba się znowu samemu do wszystkiego dogrzebywać... Tylko niech Pani ta śmierć znowu nie oddala, te felietony były pocieszeniem po tym kiedy Pani schowała się w smudze cienia, ja to rozumiem... ale tak bym znowu chciała poczytać o ludziach obserwowanych na plaży, o wrażeniach z podróży, o czymś takim, czego ja tutaj nie mam, więc muszę się czymś podpierać. Najbardziej lubiłam tamtą poprzednią Pani stronę, tam jakoś wszystko było na swoim miejscu, Pani taka radosna, pełna zaraźliwej energii, ładowałam regularnie akumulatory, a teraz ? Eeeeeeh
Pozdrawiam serdecznie - A
P.S. I nie mam odwagi iść na Tatarak.... A tak na niego czekałam...Przepraszam, nie wiem czy zdążę dojrzeć, zanim zejdzie z ekranów...