Dzien dobry i dobry wieczor. Wczorajsza noca napisalam:
No to ja w nastroju wstrzasajacym. Kurcze, drugie trzesienie ziemi mialam w ciagu 12 dni. A tak tu bylo spokojnie i nudno w starym roku... Pierwsze wydarzylo sie w piatek, 6 marca, ale nic nie czulam, bo akurat pedzilam do domu niebieskim mustangiem. Za to Piotrek od progu: „Mama, wszystko sie trzeslo w pokoju”. Zajrzalam do kompa – no rzeczywiscie: 4,6, kolo Korumburry, niecale 100 km od nas. Dzisiaj tez bylam poza domem, jak zatrzeslo, ale akurat siedzialam. Za stolem, ktory trzasl sie z 10 sekund, a Grejs pod nim nie bylo. Wiem, bo zajrzalam. Stary mowil, ze stojac w kuchni, czul sie jak na trampolinie (z Grejs?). Bo pod kuchnia jest kanciapa, gdzie chlopaki cwicza dwa razy w tygodniu, i niby belka wpadla w wibracje. Czy ktos w to wierzy? Jak sie niby skonczylo, wyszedl z Piotrkiem na schody, by powitac Ole wracajaca z przystanku. Podobno byla niebywale niepocieszona: „Dlaczego jak sie cos ciekawego dzieje w domu, to akurat mnie nie ma?!” Dzisiejsze trzesienie ziemi mialo taka sama sile i epicentrum jak poprzednie. Tak ze, drogie Druhny, jakby co, to zostawiam Wam tu milion buziakow. (Egzaltacja chyba uzasadniona.)
Pytanie stalo jak BYK? No to wielkie sorry. Chyba czas na patrzalki.
Emcia, o jaka normalnosc Ci chodzi? SJP podaje kilka znaczen slowa ‘normalny’:
1. «taki, jaki powinien być»
2. «najczęściej spotykany»
3. «zdrowy psychicznie i fizycznie»
4. «mający wszystkie przypisane sobie cechy, typowy»,
a przeciez jeszcze sa osobiste, nie?
Moja rodzina podoba mi sie, lubie ja -> jest taka, jaka powinna byc -> jest normalna.
A w pozostalych punktach to juz roznie. Twoje pytanie, co stalo jak BYK, zadalam tez Oli. A ona:
- Nasza rodzina nie jest normalna.
- ???
- Bo nie mamy lunchu, jemy wczesniej dinner, mowimy w domu po polsku...
- ...
- Ale ja tak lubie, nie chce, zeby byla normalna. (!)
W tym momencie komp mi pierdyknal na calej linii. Strona KJ w ogole sie nie otwierala, inne do polowy, a brudnopis, w ktorym akuratnie i na szczescie pisalam, to byla biala kartka. Troche poklikalam, wiecie – takie elektrowstrzasy, i nic. Wylaczylam i odpalilam, co czesto pomaga, ale nie tym razem. Mysle: jak nic kable przegrzaly sie, ide spac. I co? Wstaje rano, a komp radosnie burczy, szumi i chodzi jak fryga. Zagladam do brudnopisu – nic nie zginelo. Taka maszyna!
Wracajac do normalnej rodziny.
Sciana: „Byle mozna bylo miec Rodzine”.
Emcia: „...wazne zeby rodzina WOGOLE byla...”
Hmmm... Powiem tak: corce Josefa Fritzla to ja akurat WOGOLE nie zazdroszcze. Ciekawe, co dla niego znaczy ‘normalna’ rodzina. Ee, nie, chyba jednak nie ciekawam.
Byla Ola, to jeszcze o Piotrku. Wczoraj po kolacji (bo kolacje mamy) powiedzial mi, ze na lekcji kroil mozg owcy. Prawdziwy. Taaa, a potem wszystko zwalaja na gry... Kurcze, on nie ma jeszcze 15 lat! Czego oni ucza w tej szkole?! Chyba sie tam wybiore. Ale wtedy to Piotrek na pewno bedzie chcial miec normalna rodzine. (patrz: pkt 3.) Jak dzisiaj przy sniadaniu (tez mamy) nadal go sondowalam w temacie mozgu tej biednej owcy, oznajmil mi, ze wiecej nic mi nie powie. Szach mat. Tak to ja nie chce!
OK, musze zaczac jakos dzien. Zapowiada sie niezle, bo zobaczylam teczowa Grejs, a brakuje mi Jej tutaj niewymownie. Poza tym wczoraj Stary zaklepal dwa domki na wakacje. Taka radosc! No i co z tego, ze to dopiero w grudniu/styczniu! Mam sie do czego czolgac! A wybieramy sie na Kangaroo Island – najcudniejsze zadupie, jakie tu znam. Ech, z tej radosci wkleje zdjecia powakacyjne. Wlasnie sie laduja.
Adieu, spadam na sniadanie i kawe.