Donosze, ze w Melbourne kangury przez okna nie wskakuja, jeszcze. Nawet moj osobisty w srodku nocy i po procentach wchodzi do sypialni przez drzwi. Ale w Canberze to nie jestem pewna, bo w tamtejszych okolicach wiecej kangura na km2 niz czlowieka. Rozmawialam dzisiaj z kumplem w pracy, ktory mieszkal w stolicy kraju dwa lata. Mowil, ze news w ogole go nie zaskoczyl, bo kangury sa tam w s z e d z i e. Przy drogach, w parkach, za domami i na wycieraczkach. W ubieglym roku Departament Obrony wynajal panow, zeby zrobili porzadek z nimi, przynajmniej z kilkuset sztukami, na terenie bazy wojskowej. Minister Srodowiska, Peter Garrett (kiedys solista dobrej, rockowej kapeli pt.
Midnight Oil i aktywista Greenpeace) twierdzi, ze bylo to konieczne i w przyszlosci przyniesie dla srodowiska wymierne korzysci. Glownie chyba chodzi o trawe i inne zagrozone gatunki. (Z wyjatkiem czlowieka, bo ten, jak wiadomo, w wizjach ekologow na szarym koncu.) No i zeby same nie padly z glodu. Przewiezienie zwierzat w inne miejsce nie wchodzi w gre, bo eksperci twierdza, ze byloby to nieludzkie.(?) Nie bez znaczenia sa tez koszty takiej wycieczki – cos ponad 3 mln dol. Rzad wiec nie interweniowal, mimo protestow innych aktywistow bioracych kangury w obrone. W koncu symbol narodowy razem z emu! Ale w ogole to maja sie one tu dobrze i jest ich wiecej niz kiedykolwiek przedtem. Na pewno nie grozi im wyginiecie.
Tu o ich innych wyczynach:
http://fakty.interia.pl/fakty_dnia/news ... owa,955561"Liczba kangurów w Australii waha się od 25 milionów w okresach szczególnej suszy do 80 milionów". Ostatnio slyszalam o ok. 60 mln.
Tym ludziom z Canberry nie zazdroszcze porannych przezyc. Raczej koszmar. A mieszkaja tam dopiero trzy tygodnie. Ale pan domu, z pochodzenia Szwajcar, z zawodu kucharz, dzielnie rozprawil sie z intruzem! Zona: „I think he's a hero, a hero in Bonds undies”. (Bonds – marka bielizny) „Hero” zastanawia sie teraz nad zupa z kangurzego ogona w menu. Ale naprawde, moglo skonczyc sie to tragicznie. Kangur, zagrozony, a ten byl poraniony i na pewno nie w mniejszym szoku niz ludzie, moze zaatakowac, a wtedy to jednak lepiej nie strugac bohatera, tylko wiac. Tylne nogi, dlugie i silne, ma zakonczone ostrymi pazurami, ktorymi bez problemu moze rozciac brzuch czlowiekowi.
Ps. Brzoza (pozdrawiam!) chyba mieszkala w Canberze. Moze zajrzy i uzupelni.
Marysia: „Marysiu, jak zyć na zewnatzr? Bez klimy na przykład. Bo chyba nie wszyscy ludzie tam mieszkajacy mają takowe urzadzenie w domu?”
Marysiu, nie mam znajomych, ktorzy by nie mieli. W nowych domach to chyba juz podstawa. W swoim poprzednim, ponad 15-letnim, nie mielismy, ale dosc szybko zainstalowalismy skrzynke w scianie. Wybor modeli i systemow spory. Przed sezonem ludzie nie patrza, tylko leca do sklepu i kupuja albo biora na raty. Nasz aircon wisi na scianie, blisko sufitu i chlodzi jedynie dzienny pokoj, polaczona z nim kuchnie, pokoj goscinny, korytarz i troche „biuro”. Do sypialni juz nie dociera. Sprawdza sie w temp. do 40 st. Ale jak przez trzy dni pod rzad wyskoczylo ponad 45, to mimo ze byl wlaczony bez przerwy (no chyba, ze prad sie skonczyl), w domu ciagle mielismy ok. 30. Zycie wiedlismy na materacach pod aircon, bo w sypialniach i lazienkach, ktore przebiegle zamykalismy, gorac byl nie do wytrzymania. Deska sedesowa grzala! W takie dni robi sie tloczno w centrach handlowych. Moi dawni sasiedzi maja chlodzenie polaczone z ogrzewaniem, tzn. tymi samymi rurami pod podloga tloczone jest zimne albo cieple powietrze. Super! Latem w calym domu panuje mily chlodek. Tylko te rachunki za gaz... Stary, stary skarpeciarz, twierdzi, ze mamy za duzo przestrzeni na takie fanaberie. Ale moze wymyslac.