brrrrrrrrrr, wczoraj miałam zderzenie z terrorem, uleciał taki tekst ... łajjjjj…
dzisiaj więc krótki meldunek po bitwie,
żyję!!!!,
z trudem bo z trudem ale żyję!!!
nagrałam się tak jak nigdy dotąd, znaczy osiem meczy w ciągu dnia…
chciało się zobaczyć jak wygląda profesjonalizm, no to zobaczyłam,
a dzisiaj - liczę ręce i nogi, po schodach tortury, ani zejść ani wejść,
było pięknie!!!
lotka przylatywała do mnie z prędkością światła /tak szybko tu u nas nie grają/ ja starałam się być szybszą od niej, i tak się ganialiśmy, ja za lotką, partner za mną, a punkty zdobywali przeciwnicy…


Gdy po trzynastu godzinach walki, opuszczaliśmy salę – byliśmy już tak zgrana parą, że teraz wszystkich
już byśmy ogrywali, niestety, ogłoszono koniec turnieju, zajęliśmy przepiękne czwarte miejsce… obejrzeliśmy przepiękne puchary, biliśmy brawo zwycięzcom…
a potem nocne balowanie do rana, i znowu wszyscy razem na parkiecie, przy muzyce,
i najpiękniejsze, że 107 osób z całego kraju się zjechało, cały dzień grania, walki, emocji,
a potem nocna biesiada i wszyscy dalej w znakomitej kondycji /wiek 25 – 70lat/ i przyjaźni przy wspólnym stole – niesamowita Rodzina sportowa!!!
Już się umawialiśmy na następne zawody…
Ciotka – nie padnij tylko, w lutym ma być u was turniej, może przybijemy do portu,
więc uważaj na swoją głowę i na wszelki wypadek maluj już transparent na powitanie
Dodam tylko, że granie w tych zawodach to było dla mnie jedno z piękniejszych przeżyć, zasługa to mojego partnera, który grał z takim poświęceniem, jakby to były mistrzostwa świata, a jednocześnie non –stop
mi podpowiadał i … chwalił

,
… w końcu było nie było przecież nie zabiegałam mu drogę

!!!
A tak poważnie, to nabrałam jeszcze większego zapału do latania za lotką, a teraz jesienią i zimą to wręcz nie wyobrażam sobie wieczorów bez sali... a jako ciekawostka, to taki turniej, to mniej o cztery kg, łatwo, lekko i przyjemnie się chudnie, więc ... namawiam do latania!!!
dzięki za kciuki i wiarę we mnie... pozdrawiam ZIELONYCH!!!