przez Edytka77 Pn, 07.04.2008 08:55
Dziękuję. Moja choroba zaczęła się banalnie-bez bólu,strachu i jakichkolwiek obaw,że jest niedobrze.Po sylwestrze przyszłam do pracy i momentami ekran na komputerze zachodził mi mglą,ale zwaliłam to na zmęczenie i nerwowoą sytuację w pracy,bo stres robi swoje.Ale na wszelki wypadek zapisałam się do okulisty,choć graniczyło to z cudem,nawet prywatnie.Poszłam do lekarza,nienajlepszego,ale jedynego, który w tym okresie mógł mnie przyjąć-to był piątek. Stwierdził,że nic nie widzi,no może lekko odkleja mi się siatkówka,ale zupełnie to zbagatelizował, dał kropelki za 3 zł i powiedział,że jak coś się będzie działo to w poniedziałek mam się zgłosić.Do poniedziałku moje pole widzenia znacznie się pogorszyło,poszłam prywatnie do innego lekarza,który na szczęscie od poniedziałku już przyjmował.Przyjął mnie bez kolejki,porobił wszystkie badania,jakie mógł i powiedział,że mogę już nie wracać do pracy dziś bo on widzi tu jakiś wylew i dał mi skierowanie do szpitala.W szpitalu to było przeżycie-pan doktor nie przyjął mnie na oddział,bo uznał że najpierw powinnam się przebadać w przyszpitalnej przychodni i on dopiero zadecyduje czy się nadaję do leczenia czy nie.Bardzo nieprzyjemna pielęgniarka kazała mi wyjść na korytarz i czekać,bo pani jest ostry przypadek to proszę czekać.Doczekałam się po 4 godzinach.Pan doktor, tak jak napisałam wcześniej,obejrzał oko i bezbarwnym głosem kazał iść zrobić rezonans. dopiero z wynikiem przyjść z powrotem.Wyszłam z jego gabinetu i nie wiem do to pory jak poszłam się zarejestrować,co było dalej.W głowie miałam tylko jedno-TĘTNIAK-pęknie mi napewno i odrazu umrę.Przyjechałam do Szczytna,poszłam od razu do lekarza a on jak mnie zobaczył to zrobił się zielony ze złości-jak to nie przyjęli Cię na oddział,po to miałaś skierowanie,żeby cię szybko zdiagnozowali-obdzwonił pół Polski,żeby mi pomóc.Razem z moją panią doktor rodzinną-ona też dzwoniła po wszystkich swoich znajomych lekarzach,żeby pomóc.Gdyby nie oni pewnie nadal czekałabym w zawieszeniu na ciąg dalszy.W każdym razie rezonas udało się załatwić za tydzień,wizytę w Krakowie za 2 tygodnie i jakoś to poszło.Ale na swojej drodze spotkałam taki łańcuszek ludzi dobrej woli,że to aż niewiarygodne.Płakałam 2 razy w tym czasie-kiedy usłyszałam diagnozę i kiedy czekałam na termin brachyterapii-powiedziałam sobie że będę silna i nie zniszczy mnie raczysko.Tym bardziej,że nikt u mnie w rodzinie nigdy nie chorował na raka-ja jestem ewenementem;-). W każdym razie mówię wszystkim wkoło co mi jest,nie ukrywam tego.Nie chcę współczucia,bo to w jakiś tam sposób osłabia,chcę się cieszyć każdym dniem.Po wizycie w Krakowie, a w zasadzie w jej trakcie poznałam dwóch starszych panów-jeden był przedsiębiorcą,a drugi bardzo znanym operatorem filmowym,których też dotknęło to cholerstwo.Jeden wyszedł z diagnozą usunięcia oka, drugi z perspektywą naświetlań.Oczywiście każdy wychodził od pani profesor ze łzami w oczach.Tylko ja wyszłam uśmiechnięta-wiedziałm już wcześniej co mi jest,nic nowego mi nie powiedzieli,wiedziałam jakie są szanse.Panowie popatrzyli na mnie i powiedzieli mi tak-Pani optymizm zaraża,teraz to i my się nie boimy-po czym obydwaj weszli do gabinetu i zgodzili się na zastosowanie wcześniej postawionych diagnoz.Nie wiem co teraz się z nimi dzieje,bo nie mam żadnego kontaktu.Ale mam nadzieję,że jest ok.
A ja???? siedzę sobie na zwolnieniu lekarskim-mam mnóstwo czasu....może to dziwne,ale też robię,a właściwie próbuje robić kolczyki,tylko tyle, że z koralików.....Ale oko jeszcze trochę szwankuje i denerwuję się kiedy mi nie wychodzą....No i mam od wczoraj forum....Pozdrawiam