Oczywiście byśmy ich nie znaleźli, gdyby nie pomoc miejscowych…
to taka malutka wioska, jedna ulica z domami po obu stronach, od razu gdy wysiedliśmy,
wzbudziliśmy ciekawość… skąd my? i do kogo?
Nie dość, że pokazywano, gdzie iść, aby coś zobaczyć, to zdecydowanie osłupieliśmy…
ten człowiek na zdjęciu, z którym najpierw rozmawialiśmy, potem poszedł do swojego domu
i dał mojemu mM do ręki monetę – z orzełkiem z 1923 !!! zatkało nas na amen!!!!!!!!!!
- to tak a propo, jacy są tu ludzie… życzliwi, pogodni, przyjacielscy, szaleni …
ludzie którzy witają chlebem i solą, żegnają z łezką w oku, choć poznali nas dopiero przed chwilą …
nigdy nie zapomnę plasterka arbuza, którym z nami się dzielono, on był tak cienki,
że przezroczysty, ale jak on smakował !!!
My też od wyjazdu z Buczacza, zwłaszcza ja, przestałam się bać Ukrainy, na każdym kroku,
w każdym momencie czuliśmy, że jesteśmy wśród swoich, wśród bliskich ludzi,
zrozumiałam, że to my dla nich jesteśmy częścią ich historii, ich wspomnień, marzeń…
w tej części Ukrainy praktycznie każdy z kim rozmawialiśmy, mówił, że ma kogoś w Polsce
lub że u nas był, albo jego dziadek, babcia…
no i ten komfort psychiczny, że absolutnie jesteśmy bezpieczni w każdej wsi, miasteczku,
dał poczucie absolutnej swobody, w rozmowach przed sklepikami, przed cerkwiami…
(- ale o tym będę pisała na końcu tej opowieści)
Gdy zobaczyliśmy tak udekorowany dom i głośną muzykę od razu wiedzieliśmy
Wesele!!!!
Z ogrody w którym postawione były wielkie namioty wyszła grupa weselników,
pozdrawialiśmy ich, oni nas - zobaczcie kamerą nagrywają nas
w środku, ubrana w strój ludowy panna młoda
oczywiście z nimi szła orkiestra, a grali co? – my już to wiedzieliśmy
… dumki o kozakach!!!
Gdy orszak przeszedł, zobaczyliśmy mocną wiekową babuleńkę siedzącą na ławce,
rozpytaliśmy się gdzie idą i gdzie pan młody…
panna młoda z gośćmi poszła do domu matki chrzestnej, aby ją uroczyście przyprowadzić
na wesele, - (matka chrzestna tutaj to bardzo ważna osoba)…
wesele trwa od czwartku, trzy dni … babunia bardzo była wzruszona, zapłakana…
życzyliśmy dużo zdrowia…