przez iza65 Śr, 23.01.2008 14:54
[b]Witam Wszystkich bardzo gorąco.
Mam na imię Izabela..Iza
Od dłuższego czasu jestem z Wami..tzn. czytam posty.Jesteście w moich myślach,sercu.
Cały czas byłam też myślami przy Ness-Agnieszcze.Modliłam się za Nią..trzymałam kciuki...wierzyłam jeszcze.
Ale tak trudno było mi napisać choć parę słów.
Mnie,której właśnie słowa przychodzą tak łatwo,mnie...która na codzień żyje z ze strachem o najblizszą osobę.
Nauczyłam się tak żyć od czerwca 2006 roku,kiedy to usłyszałam pierwszy raz diagnozę mojej partnerki-miłosci mojego zycia -Basi.
Trzeci stopień raka szyjki macicy. Wyłam..nie mogłam pogodzić się z losem. Potem zaczęłam działać. Klinika Onkologiczna w Poznaniu. Niestety opercaja nie wchodziła w grę. Najlepszy chirurg stwierdził,że moze nie przeżyc operacji. Znów poczułam oddech śmierci. Ale nie poddałysmy się. Jakoś udało się w miarę szybko załatwić miejsce w Centrum Onkologicznym w Poznaniu i Basia spotkała się z najgorszym.Do tego czasu jakoś nie dopuszczała myśli o śmierci.bólu...była w pełni sił...tylko z tym obcym w srodku,ale niestety ten moment musiał nadejść. .Chemioterapia,radioterapia i Hadeery.Jestesmy ze sobą od 6 lat. Choroba dopadła Basię w 2006 roku...ale do czasu pójscia do kliniki była pełna zycia , pracowała. Cały czas byłam przy Niej i jestem. Po wyczerpujacej terapii..po rekonwalescencji wróciła do pracy .Jest psychoterapeutą od uzaleznień. Jakoś Jej orgaznizm podnósł się ...Każdy dzień to wygrana z losem. Dziś co trzy miesiące staje mi serce,gdy Ona wchodzi do gabinetu na wizyte kontrolną. Tam..na odziale onkologii nie jestesmy jednak same.Nauczyłam się ,jak juz wczesniej pisałam tłumić swój strach i lęk przed Jej utratą. Nasza jakość życia zmieniła się. Basi nie wolno wiele rzeczy robić..musi uważać na siebie. Ale Ona czasami żyje ponad to.To ja drżę o każdą infekcję,o wszystko. Wiem,ze Ona ma czasami już dość mojej nadopiekuńczości. Reprezentuje medyczny zawód-jestem farmaceutą. I ta wiedza czasami mnie niestety zabija. Zresztą lekarze też są różni.Jedni daja nadzieję inni odbierają.Jak pewien Anioł Śmierci skąd innad bardzo miła lekarka nie dała mi żadnych szans, ale jeżeli już to znikome-powiedziałam sobie trudno.Ale jest jeszcze nadzieja. Teraz mamy styczeń 2008 roku...znów przed nami kolejna wizyta kontrolna.Znów strach.
Jak pisałam wcześniej ja tez musiałam się wiele nauczyc i uczę się nadal panować nad własnym lękiem.Zmieniłam swoje żyvie...spojrzenie na przyszłość.
Ale jesteśmy razem. Jest dobrze.I musi tak być dalej.
Jesteśmy na dobre i złe.Cokolwiek się stanie wierzę jednak ,ze będzie dobrze.
W 2002 roku ,27 stycznia miałam wypadek samochdowy.Na drodze wszybkiego ruchu ...znalazła sie kobieta...nie mogłam nic zrobić. Osierociła troje dzieci. Wtedy,w tej sekundzie mojego zycia część mnie umarła.Ale muszę z tym żyć. To bardzo trudne. Nie będę się rozpisywać.Czasami piekielnie trudne,Potem choroba Basi....ten sam ból duszy niewyobrażalny.Ale trzeba dalej zyć i walczyć.
Z godnością, z szacunkiem i przede wszyskim miłością.
Przepraszam za tak długi post i moje może zbyt osobiste wypowiedzi.
Ale dzięki Wam jest mi łatwiej.
Proszę...bądzcie myslami i modlitwą z Moją Basię.
To cudowny ,wspaniały człowiek.
Jesli pozwolicie będę tu zagladac i pisać.
Pozdrawiam wszystkich i bardzo ciepło myślę o Was.O wszystkich tych obecnych i tych z gwiazd.M trzymaj się.Pozwólcie,ze będę jedną z Was.
Beata....zobacz ile tu przyjaznych ludzi.Jestesmy z Tobą...pamietaj.
Czegokolwiek potrzebujesz...pisz.ja jestem zawsze.
Izabela
Ostatnio edytowano Śr, 23.01.2008 18:29 przez
iza65, łącznie edytowano 2 razy