Witajcie,
Jestem tu zupełnie nowy i odważyłem się zalogować i napisać tego posta, pod wpływem impulsu - żeby Wam przekazać pewne moje wspomnienie - jedno z ostatnich - które chyba jest ważne - dla Was, przyjaciół Ness z tego forum... I czuję, że Ona by się ucieszyła, że to Wam napisałem...
Jakoś pod koniec września albo w pażdzierniku odwoziłem Agnieszkę do szpitala na Golęcinie na chemię - jeszcze była na nogach, pełna pogody ducha jak zwykle. Miałem Ją tylko podrzucić i pędzić do pracy, ale w końcu odprowadziłem do drzwi, weszliśmy na oddział, potem stałem przy łóżku chyba z godzinę albo dłużej i gadaliśmy dopóki mogła rozmawiać. I większość czasu rozmawialiśmy o tym forum - o Was właśnie....
Pewnie dlatego, że nigdy do dziś tu nie zglądnąłem, a znaliśmy się z Agnieszką (ach ten czas przeszły...) tak długo, mówiła mi o tym tak dużo i szczerze - o tym, jakie ważne dla Niej jest to co Tu się dzieje, jak ważne są te osoby to czytające i tu piszące, to co z Wami się dzieje. Jakim zaskoczeniem i radością był ten wielki odzew z Waszej strony na Jej słowa, wyznania, postawę... Czuła się z jednej strony bardzo odpowiedzialna za Was, za Waszą Nadzieję i to, żebyście jak Ona nie poddawali się - a z drugiej tak wiele siły stąd wynosiła...
Piszecie o tym jak wiele Wam dała, ale musicie wiedzieć, że nam - jej przyjaciołom spoza forum - tak często mówiła o tym, jak wiele dostaje od Was i jak to dla niej ważne... Nawet M. wczoraj póżnym wieczorem, kiedy spotkaliśmy się w naszym gronie mówił o tym, żeby tu wejść i przeczytać tą część historii Agnieszki, którą większość z nas znała tylko z opowiadań..
Być może to wszystko wiecie, ale tak myślę, że jak powie to ktoś z zewnątrz to brzmi inaczej... A poza tym rzeczy ważne warto powtarzać...
Pozdrawiam Was serdecznie!