przez ness Wt, 23.10.2007 13:41
relacja z koncertu na kulturalnych rozmowach, zapraszam...
Wróciłam właśnie ze szpitala.
Miałam podawany lek na kości na moim "ukochanym" oddziale chemioterapii
oraz ściągane szwy.
Wiem, że się powtarzam, ale zawsze gdy jestem w tym szpitalu, obojętnie na jakim oddziale, jestem otoczona opieką. To jest niesamowite uczucie, przecież pacjentów jest tam codziennie tłum, a nikt nie czuje się jak numerek w kolejce. Mając w pamięci opowieści ludzi o różnych szpitalach, reportaże o oddziałach,w których cierpiący pacjent czeka godzinę na pielęgniarkę i inne straszne rzeczy...nie mogę się nadziwić - jaki system doboru personelu ma dyrekcja Zachodniopomorskiego Centrum Onkologii, że są tam ludzie pogodni, cierpliwi, wyrozumiali i do tego wszystkiego fachowi.
Nie są niczym dziwnym lekarze, którzy w drodze po bułkę zatrzymują pacjenta tylko po to , żeby spytać jak się czuje itp. A przecież mógłby mieć w nosie, ma swój wolny czas, idzie coś zjeść, co go obchodzi pacjent. A jednak...
Jeśli zajrzy tu jakiś pracownik służby zdrowia -
- odezwa -
nawet nie wiecie jakie to ważne, gdy pielęgniarka podczas zastrzyku zagada pacjentkę o bluzkę , fryzurę, dzieci, cokolwiek, jak ważny jest uśmiech, gdy pacjent się boi, jakiś żart, albo proste słowa uspokojenia.
Jest taki pielęgniarz na chirurgii - Romek. Ma niesamowite poczucie humoru, ale wszystkie teksty wygłasza ze śmiertelną powagą.
Gdy leżałam tuż po ostatnim zabiegu na oddziale i miałam mdłości, poleciał po "nerkę", potem po lek przeciw mdłościom i gdy wstrzykiwał mi w wenflon, trochę mnie szczypało. Tłumaczę, że po chemii żyły nieco zmarnowane, na co on z kamienna twarzą:
-W regulaminie pacjenta napisane jest wyraźnie: pacjent jest zobowiązany przynosić do szpitala porządne żyły.
Tak mnie tym ubawił, że zapomniałam o wymiotowaniu.
no.
tyle.