Przedzieram się przez światło cieni
By wydziergać z nici bawełniane rączki
I dokleić gliną nieco miedzi,
Identyczny Gościu.
Nie wiem skądś nawet dotarł
Przez korytarze włóczęgostwo
Żeś wyrobił i tak stoisz i czekasz
Aż podrzucę ci coś pochodzącego z kobiety.
Usiądziemy razem,
Ja z krwi swojej wyjdę
Podaruję ci światło
Wyrzeźbię usta i wetknę w nie mowę.
Powiesz wtedy żeś kobieta
I wyrzekniesz się tej kobiecości
Będziemy wtedy tak kłamać
Aby przenieść się w dawny korytarz.
Język wypełznie
Urodzi kilka kropel śliny
I popłynie zatwierdzając się
W głębokiej poduszce.
Będę tak czekać
Aż i z oczu wypłynie światło
A i serce przemówi
Że na światło patrzy.
Oddam ci ostatnie tchnienie
I poczekam aż podniebienie
Zacznie oddychać
A kończyny same zaświecą.
Wtykając na końcu serce
Usiądę i wtedy tak popatrzę
I powiem
Że od nowa zaczniemy budować.