Krolem zycia alkohol byl dla mnie, zadal holdow,na ziemie mnie kladl, deptal godnosc,umysl zatruwal,
za podnozek moj kark sztywny mial.
Wiele lat swa wladza sie cieszyl
az dzien nadszed,gdy nagle tak
jakies licho podstepnie szepnelo:
obal krola-odwagi ci brak?
Choc wiedzialam,ze sil mam za malo
w naiwnosci swej weszlam na ring
juz przed gongiem pierwszy uderzyl
kodeks fair-play wszak obcy mu byl.
Ani jeden moj cios go nie siegnal
rece same opadly mi w dol
a on tlukl gdzie trafil,na oslep
do poklonow znow zmusil moj krol.
Nie mial kto na ring rzucic recznika
twarzy z krwi otrzec tez nie mial kto
tlum kibicow zagrzewal do walki
tylko serce gwizdalo na stop.
Ale mozg nie chcial jeszcze sie poddac
licho dalej szeptalo-no walcz!
gdy w rozpaczy do gardla skoczylam
z jego piesci ostatni padl raz.
Zawirowaj mi swiat przed oczami
do lba wreszcie dotarlo,ze krol
jesli jeszcze raz stane do walki
jednym ruchem znow zegnie mnie w pol.
Reszte rund walkowerem oddaje
glowe schylam-juz nie chce sie bic
ustepuje przed sila despoty
bede uczyc sie trzezwo zyc.