[...]
powiedział jej już wszystko poza tym, co najważniejsze. tym, czego brzmienie zachował dla siebie, by nie burzyć czystej flauty wieczornego powietrza miedzy ich życiami.
siedzieli w knajpce, która od początku była przypadkowym skrzyżowaniem ich dróg i świadkiem milczących rozmów.
mijały godziny. zbliżał się jego czas. moment, by wstać i wyjść z ich żyć. zamknąć okna. pobić lustra.
z każdą upływającą minutą jego dłonie coraz mocniej zaciskały się na kubku z wystygłą kawą.
milcząco ściągała jego wzrok na siebie. przez długość stołu wyczuwał jej drżenie - przenosiło się nawet na łyżeczkę, którą rozciskała cytrynę w filiżance z herbatą.
była piękna.
tak najzwyczajniej na świecie piękna - pięknem naturalnym, czystym i eksponującym ciszę, jaką w sobie oswajała latami.
była pierwszą kobietą od lat, której nie umiał nie patrzeć w oczy.
poczuł jak bezwiednie zaciska palce na kolanach, z obawy by nie stracić nad nimi kontroli i nie wziąć jej za rękę.
- czemu przede mną uciekasz? - przełamała ciszę szeptem, rzucając mu tym niespodziewanym pytaniem tnące dreszcze na plecy.
milczał, gdy ona wciąż patrzyła wyczekująco, jakby chcąc usłyszeć słowa na potwierdzenie wszystkich swoich domysłów.
zamknął oczy przed napływem bólu.
pod powiekami zobaczył ich drogi - przytulone, ale równoległe. nigdzie nie było widać skrzyżowania.
wzdłuż nich rosły drzewa pomarańczy.
- powinienem już iść, i ty powinnaś już iść. oboje powinniśmy już iść. - dopił kawę.
to krótkie stwierdzenie zawierało wszystkie nieujarzmione słowa, jakie tylko mógł w sobie pomieścić. ten zlepek liter i jego spojrzenie, gdy je z siebie wyłuskał były obrazem ich krótkiej historii, która przerosła samą siebie a która tak naprawdę prawie się nie wydarzyła. były tu i miejsca, i gesty w słowach czy milczeniu, uśmiechy i smutek; to czego chcieli i czego chcieć nie powinni; wszystko czego nie mieli i co sobie ofiarowali bez dawania.
w tej jednej chwili poczuł ogromne zmęczenie życiem i jego przewrotnością. wstał ciężko z krzesła, okrążył powoli stolik i podszedł do niej.
gdy wyciągał dłoń, by pogładzić ją po włosach uświadomił sobie, że nigdy wcześniej ich nie dotykał.
drgnęła, chcąc się podnieść, ale powstrzymał ją słowami.
- przytulam cię bardzo mocno... najmocniej, jak tylko potrafię...
ruszył do drzwi.
- znajdę cię... dobrze o tym wiesz... - nawet się nie obejrzała.
...
- chciałbym... - wyszeptał kilka ulic dalej.