i moglibyśmy tak lekko
lżej jeszcze nawet
niż to jest pod powiekami
stanąć naprzeciw tej chwili
wejść w nią by się spełniło
pod paprotką wplątującą się we włosy
na kuchennym stole
wypełnić sobą własne dłonie
krzyżować ponownie oddech z oddechem
i niewerbalnym językiem nauczać
o cnocie co pęka gdy miłość pęcznieje
nadziei która nie umrze nim odejdziemy
wierze że możemy choćby siebie zbawić