Jerzy Słomczyński
Długo nie mogłem ustalić jakie on ma imiona natępne po Janie. Usłyszalem kiedyś jak spikerka w telewizji powiedziała Jan Andrzej Paweł Kaczmarek.Dużo przeczytałem o nim artykułów, ale najwięcej się dowiedziałem z działu PRESS na stronie www.jan-ap-kaczmarek.com
Urodził się w 1953 roku w Koninie. Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie w Poznaniu, a jego formalne wykształcenie muzyczne to szkoła podstawowa. Ale doszedł na sam szczyt. Jak to się stało? . Posłuchajcie.
Jego ojciec to krawiec a mama księgowa. Jan mówi: małe miasteczko daje wiele powodów do marzeń. Przecież tramwaj to widziałem po raz pierwszy w Poznaniu. A mini Zoo w Kaliszu , to był cudowny nieznany świat, który długo wspominałem. Ludzie z małych miasteczek mają wielki napęd w sobie, żeby zobaczyć coś lepszego, pięknego. Są bardzo zdeterminowani w walce o lepszy los.
Monotonna nauka muzyki w systemie szkolnym z uciążliwymi ćwiczeniami męczyła go. Ale od dziecka kochał muzykę, dużo nauczył się od dziadka, który prowadził orkiestrę dętą przy policji. Ojciec chrzestny nauczył Jana chwytów gitarowych, dzięki którym Jan mógł komponować proste melodie.
Na studiach prawniczych na drugim roku miał kryzys, zawalił jakieś egzaminy. Usłyszal wtedy przez radio, że Teatr Jerzego Grotowskiego organizuje warsztaty dla osób zagubionych. Były to bardzo wyczerpujące ćwiczenia, które trwały po kilkanaście godzin dziennie. Wprowadzona była duża dyscyplina, wszyscy byli skoszarowani, bez możliwości swobodnego wyjścia. Wspomina to jako jakiś odlot, rodzaj transu z paleniem świec i innymi rytualami. Uległ na tyle tym fascynacjom, że jego dziewczyna studentka psychologii odeszła od niego zaniepokojona jego oderwaniem od rzeczywistości.
Jan mówi : dar od kolegi zabytkowy instrument sprzed stu lat fidola Fishera wyciągnęla mnie z tego kryzysu. Nie mając zadnych wzorców jak się gra na tym 60 strunowym mini pianinie stworzył wlasny styl gry.
Zaczął grać w dwuosobowej Orkiestrze Teatru Ósmego Dnia. Była to muzyka bardzo ambitna, awangardowa.
W roku 1982 Jan znalazł się w USA. Mówi moja muzyka była dla Amerykanów za trudna, musiałem zmienić styl. Kompozycji na orkiestrę uczył się dopiero w USA. Sprowadził do Los Angeles, żonę i czworo dzieci. Popadł w duże długi bo chciał mieszkać w dobrej dzielnicy, i zależało mu na dobrym wykształceniu dzieci. Długi wobec banku osiągnęły około 100 000 $. Jan z biedy przyjął zamówienie na muzykę do filmu który określił jako dno artystyczne jakiś horror przerażajacy . Ale dzięki temu mógl przez rok utrzymać rodzinę. W Los Angeles, wszystko jest podporządkowane filmowi. Są tam same wytwórnie. Ale panuje olbrzymia konkurencja. Liczy się tylko ten najlepszy, ci dalsi nie dostana już tak atrakcyjnych propozycji.Trzeba bardzo ciężko pracować w wielkim stresie.Jan mówi : kiedyś happy endy w filmach z Hollywood drażniły mnie. Ale Południowa Kalifornia to jest inny świat, tyle tu słońca, światła , życie wydaje się takie piękne i te happy endy wydaja się mnie teraz zupełnie naturalne. Za muzykę do filmu dostaje się wynagrodzenie sto razy wyższe niż za muzykę do przedstawienia teatralnego.
Na skutek intryg konkurencji mógł utacić zamówienie na muzykę do filmu "Finding Neverland" ( "Marzyciel").
Jego konkurent chciał napisać muzykę tylko za 1 $. Wysłał list do reżysera, w którym napisał, że Jan jako wychowany w Polsce, która przeżyła taką tragedię związaną z wojną , nie będzie w stanie napisać radosnej muzyki do pierwszej wesołej części filmu, gdzie jest dużo zabaw dzieci w Parku. Jan był wtedy w Polsce, szybko nagrał radosną melodię i wysłał demo reżyserowi.W 2005 roku Jan odebrał Oscara w Kodak Theatre w Los Angeles za muzykę do "Finding Neverland".
Powiedział dziennikarzowi . Największym Marzycielem to jestem ja, chłopak z małego Konina, który tyle osiągnął w swiecie