Wlasnie przesiedzialam nastepny egzamin i wydaje z siebie dluuuuugi wydech. W niedziele zamiast sie uczyc urzadzalismy przyjecie graduacyjne dla step-synka (nalezalo mu sie). Musze przyznac, ze troche sie gubie w sytuacji, kiedy w chalupie i w ogrodzie klebi sie tlum. Rodzina, znajomi, i duzo mlodziezy. Cale szczescie, ze akurat niebiosa nam sprzyjaly i przyjecie udalo sie wepchnac pomiedzy dwie solidne burze, mozna wiec bylo urzadzac gry i zabawy na swiezym powietrzu. Tzn. jedna gre i zabawe polegajaca na wrzucaniu woreczka z grochem (a moze z czym innym, wsio ryba) do dziury (dziury byly w dwoch duzych pudlach ze sklejki). Wiedzialam, jak to sie nazywa, ale mi wylecialo, w kazdym razie polecam, wszyscy sie dobrze bawili. I cale szczescie, bo krazenie pomiedzy goscmi i zabawianie ich rozmowa to zupelnie nie moja dzialka. Lepiej mi idzie produkowanie gor salaty, o ile ktos inny ja ladnie poda

Druga solidna burza polamala nam wielki, piekny krzak smoke-busha. Pol lezy teraz u sasiadow na dzialce i trzeba sie bedzie zabrac za usuwanie. Mam nadzieje, ze caly krzak jakos to przezyje. Wlepiam wam zblizenie z kwiatkami, ktore z daleka wygladaja jak chmurka wokol galezie (stad nazwa) i wracam do roboty

