Pozdrawiam i ściskam wszystkich zaglądających tutaj. Pamiętam o tym magicznym miejscu i codziennie odwiedzam je. Ponieważ moje rodzinne problemy nie skończyły się, a przeciwnie nabrały najgorszego z możliwych biegu, skończyło się to tym, ze wpadłam w "czarną dziurę". Byłam tak bezradna, ze udałam sie do specjalisty, ja - ktora całe zycie wspierałam i pocieszałam innych. Broniłam się przed tą wizyta, sama chciałam sobie pomoc, nie dało się. Poszłam więc, otrzymałam leki. TO co się ze mną po nich działo, to już tylko na materiał filmowy się nadaje, no horror. I były to ponoć lajtowe środki. Zastanowiłam się , jeszcze raz "pogadałam" ze sobą samą i postanowiłam wziąść się w garsc. Po pierwsze odciąć od osoby /bratowej/ ktora postanowiła mnie zniszczyć psychicznie i / to akurat komiczne jest/ materialnie. Nie odbierać od NIej telefonów, i wynająć radcę prawnego który stanie za mnie w sądzie, podczas podziału majątku. Nadal moje intencje sa takie jakimi być powinny, idę na ugodę nie stawiam, zadnych przeszkód. Nie chcę niczego ponad to co mi się należy, a raczej mojej córce, której dziadek wespół z synem mojego brata zapisał mieszkanie.
Wracając do sprawy, to odrzuciłam prochy ktore mnie nieomalże wykończyły i kupiłam sobie najsłabszy lek w syropie. Odciecie się od całej sprawy, wymazanie z pamieci jak również łagodny lek uspakajający sprawiły, ze polepszyło mi sie i to znacznie. Znowu wychodzę z domu, jeżdżę samochodem. A jak robi mi się byle jak, to myślę sobie, ze to nic takiego, dalej nie padne niż na ziemię, a jak padnę, to ktoś mnie przecież pozbiera.
Ufff... trochę się wywewnętrzniłam, ale ponieważ w ciężkich chwilach wspieraliście mnie dobrymi radami i słowami, to czuję sie zobowiązana do tego, by podzielić sie swoją radością z wychodzenia na prostą.
BUziaki dla Was wszystkich i jak to pisała Ness - ściski