„Wiktoria plonie”, „Pieklo na ziemi”, „Najtragiczniejsze wydarzenie w historii stanu”, „Black Saturday”... Ostatnie dane, ktore widzialam: 166 ofiar smiertelnych (ta liczba, niestety, wzrosnie, bo sa zaginieni, a zgliszcza ciagle przeszukiwane, i wielu poparzonych w szpitalach, niektorzy w stanie krytycznym), spalonych 750 domow. Zaczelo sie w sobote po poludniu. Temperatura niesamowita, najwyzsza, jaka do tej pory tu odnotowano: w Melbourne bylo 46,4 st. C, a poza miastem – powyzej 47. Sahara. Wyszlam z pracy o 12.30. Przemykajac do samochodu, pomyslalam, ze tak chyba jest w piecu. Po poludniu zerwal sie silny, porywisty wiatr, 100 km/h. Najwieksze pozary wybuchly na polnocny wschod od Melbourne. Tam
fire front dlugosci 80-100 km. Kinglake (ok. 70 km od stolicy stanu) i Marysville (100 km) prawie kompletnie spalone. Swiadkowie mowia o widokach jak ze strefy wojny, po wybuchu bomby albo jak po przejsciu cyklonu. Bylam w Marysville dwa razy. Miescinka jak z obrazka, z najwyzszym wodospadem w Wiktorii, niezwyklym ogrodem lokalnego artysty, uroczymi kafejkami..., taka w sam raz na jednodniowy wypad za miasto. Pisalam o niej w liscie do KJ, zamieszczalam tu zdjecia rzezb z tego ogrodu... Dzisiaj Marysville wyglada tak:
http://media.theaustralian.com.au/multi ... index.htmlPodobno przy glownej ulicy ocalal jeden dom.
Jeszcze napisze, a teraz dobranoc.
Nieustajaco bardzo dziekuje za mile zyczenia.