„przepraszam-zniknelam-zycie-wrocilam”
i teraz jestem... przynajmniej tak dlugo, az znowu znikne, zeby wrocic...
Taaaa, matki-kury…
Ja to nie jestem niestety odpowiednia osoba do zabierania glosu, cieszylam sie zawsze niepodzielna uwaga i miloscia rodzicow, tzw rozpieszczona jedynaczka... Malenstwo tez nie ma rodzenstwa, wiec i moja milosc do niej taka jednakowa i calkowita, choc w wielu odcieniach (hihi...) intensywnosci. A tak z obserwacji to chcialabym zauwazyc, ze to chyba najzupelniej naturalne, ze dzieci nie da rady traktowac jednakowo. Kocha sie pewno tak samo, bo ponad zycie, ze sie tak egzaltowanie wyraze, ale dla jednego ma sie wiecej cierpliwosci, drugiemu sie stawia wyzsze wymagania, z jednego jest sie dumnym a drugiego czesciej tulimy do serca. I czasami odwrotnie ...
Nie macie latwiejszych tematow?... No to porozmawiajmy juz lepiej o ... samochodach...
Kiedys jechalysmy z M. do „wielkiego miasta” zeby odebrac tatusia, i dokads tam dalej pedzic. Nie bardzo lubie te szybkie, miejskie ulice, no ale glupio przed dzieckiem, wiec przestudiowalam mape, na wszelki wypadek dostalysmy gps, ktoremu i tak nie ufam (mam wlasny w glowie, tez sie ciagle myli) no i w droge. Monika tracila cierpliwosc, choc uwazam ze szlo mi swietnie w tej godzinie szczytu (ma sie to szczytowe doswiadczenie, co ne?) jednym slowem tylko dwa razy spanikowalam i raz zamknelam oczy, ale dojechalysmy bez cienia niebezpieczenstwa. No i jak w calym tym zgielku znalazlam luke do zaparkowania (i tu przyznam szczerze, jezdzic potrafie, ale parkowac... ten, no, tylko, jak jest duzo miejsca) to Monika wysiadla zadzwonic, zeby dac znac tacie, ze juz jestesmy. No to slysze, zawziecie krecac kierownica, „no to jestesmy, nie, no, szybko, bo gnala jakby nas kto gonil. Teraz? No ja tu do ciebie dzwonie a mama... no obciach tata, ona wlasnie ...e... parkuje” Gdybyscie slyszaly to zazenowanie w glosie mojego dziecka... no zero respektu. Ale jeszcze chwila! Bo M. wlasnie sie zapisuje na prawo jazdy. Zemsta jest slodka!!!
I pare peesow:
Ciekawe, jak tam Gocha, dlugo sie nie odzywa – zgarnela fortune w tym Vegas?
Na australijskie klimaty mam nadzieje, ze zdaze, bo bardzo chce.
Na swieta ani okien nie myje, ani firaneczek nie piore. Z protestu. Bo chce sie przeprowadzic.
Sciana – tak po mojemu, to na ryzu, nawet tym azjatyckim (jako i na grochu powiedzialabym) to mozna kleczec, a krzyzem lezec to raczej na kamiennej posadzce (gdzieniegdzie zwana podlogO hehe), nie zebym sie tam czepiala!
No wlasnie, czemu Maszmun jest w RK a nie w HP? Sie pytam po dobroci?
Emciu, na tej Twojej pikczurence miedzy tym starodrzewem zwanym nowozeladzka choinka a miekkimi w dotyku kwiatkami z Australii to jest zdjecie paprotki Teremi? No fajnie sie trzyma, po tylu latach!
A kartki tez pisuje - z zasady i dlatego, ze lubie, tak, tak, poprosze o adresy, moze jeszcze dojda!
A urlop mam razem z Toba Teremi! Moze wpadne zobaczyc, jak paprotka?
A tu mam dla Was taka pikczurenke-antwerpenke, w ub. weekend odwiedzilismy to piekne miasteczko (hi hi, mielismy kierowce, wiec nie trzeba bylo sie martwic parkowaniem...)
belgijskie czekoladki (dla hobbitu?!)
belgijskie piwo pite dobrze po polnocy na ryneczku w Antwerpii, brrr zimno! ale dobre bylo...
a to dworzec kolejowy, zwany katedra dworcowa, cudnej urody
zastanawiam sie, czy juz prezent pod choinke dla Alberci? niech ma! Atwerpia - handlem diamentami slynaca!
o malo co mnie ten imageshack nie wykonczyl, ufff...
Pozdrawiam przedswiatecznie. Swieta??!!! Jak zwykle zaskoczyly Andorcie...
Narka szparka, jak pisuje jedna moja mila mloda znajoma...