Na drugi oddech...

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

Na drugi oddech...

Postprzez Alison N, 30.07.2017 14:07

Pani Krystyno, kochana Pani Krystyno,
Dziękuję, że Pani jest, że Pani krzyczy, że Pani nawołuje od samego początku jak Agnieszka nieśmiertelna dzięki Człowiekowi z Marmuru, i co najważniejsze, że są efekty.
Nie chcę jednak pisać o swoim poczuciu zgnojenia przez tą władzę, przez sposób w jaki uchwalają te kolejne ustawowe gnioty, przez to jak się do mnie odnoszą, skromnej spacerowiczki, za sposób w jaki ignorują nadrzędne organy chcące dla nas Polaków ochronić najcenniejsze fragmenty naszej przyrody, i którym wmawiają, że swoim wtrącaniem się "obrażają Polskę i Polaków", ja już nie chcę pisać o tym obłędzie, bo sama już od tego wariuję.

Odzywam się, bo chciałam Panią zachęcić do lektury. Pamiętam, że podobał się Pani "Sekretny język drzew". Myślę, że i ta książka się Pani spodoba, choć pisana jest innym, mniej współczesnym, bardziej egzaltowanym, jak na XIX wiek przystało, językiem przez belgijskiego dramaturga i poetę, laureata Nagrody Nobla, amatorsko zafascynowanego botaniką, entomologią, w ogóle przyrodą, której wydzierał różne tajemnice podglądając ją i eksperymentując w swoim ogrodzie w Prowansji. To "Inteligencja kwiatów" Maurice'a Maeterlincka.

Autor dowodzi w niej inteligencji roślin, którą opisuje na przykładzie najróżniejszych mechanizmów zapylania i rozsiewania nasion. Dowodzi, że człowiek nie wymyślił niczego na co już wcześniej nie wpadłyby rośliny, żaden mechanizm chemiczny, termiczny, sensoryczny itp skonstruowany rzekomo przez ludzi, nie jest roślinom obcy i występuje w skomplikowanej budowie kwiatów, a ludzie jedynie pościągali od nich wprost pomysły lub przynajmniej inspirowali się.

Książka kończy się rozważaniami o czasie, który steruje życiem naszym i całej przyrody. A to zdanie z przesłaniem na dzisiejsze czasy, oddające doskonale klimat całego tekstu:

"Horas non numero nisi serenas". O, jakąż niszczącą potęgą jest smutek! Cień znika ze słonecznego zegara, gdy słońce kryje się za chmury, a czas staje się bezmierną pustką, o ile przelotu jego nie stwierdzają momenty wesela, bowiem wszystko co nie raduje zapada w otchłań zapomnienia. Cóż za piękne słowa! Uczą nas, że liczyć należy jedynie godziny przynoszące dary, że przywiązywać należy znaczenie tylko do uśmiechu, nie myśleć o przeciwnościach losu, ale tworzyć byt jasny z momentów jasnych, miłych, patrzeć wyłącznie na słoneczną stronę każdej rzeczy i zjawiska, a resztę zostawić wyobraźni niebacznej i zapominającej łatwo".

A to cudny, mój ulubiony fragment z przedostatniego rozdziału traktującego o zapachu kwiatów, dotyczący produkcji perfum w Grass.

"Wiemy, że na przykład róże uprzejmie i chętnie oddają swój aromat, nie zmuszając do skomplikowanych manipulacji. Pakuje się je w kotły większe od lokomotyw pospiesznych pociągów i traktuje parą wodną. Pod jej wpływem oddziela się drogocenny olejek kosztowniejszy od pereł, który kropla po kropli ścieka do małych, wąskich, szklanych naczyń, umieszczonych u spodu aparatu destylacyjnego, co wygląda jakby jakiś ogromny potwór rodził z mozołem krople ambry.

Inne kwiaty nie oddają tak łatwo w niewolę swej duszy. Trudno tu wyliczyć, wszystkie rozliczne tortury, którymi zmusza się je do wyrzeczenia się skarbów skrywanych we wnętrzu korony. Wystarczy wspomnieć o zaciekłości kata i oporze ofiar przy stosowaniu ekstrakcji na zimno takich kwiatów jak żonkil, rezeda, tuberoza i jaśmin [...] Na wielkich szklanych płytach kładą grubą warstwę tłuszczu, przykrywają warstwą kwiatów i przy pomocy przeróżnych działań doprowadzają do tego, że wonny olejek przechodzi w tę masę. Jak się to dzieje, nie sposób tutaj opisać, dość, że biedne kwiaty, pozbawione wszystkiego, rzucone zostają na śmietnik, a tłuszcz przykrywa nowa warstwa. W ten sposób torturowane, padają ofiarą masami i w przeciągu 3 miesięcy chciwy tłuszcz wysysa 90 pokoleń, dopóki nasycony zupełnie aromatem, nie odmówi pożerania kolejnych nieszczęśników.

Ponieważ fiołki opierają się łapczywości zimnego tłuszczu, przeto poddane bywają ponadto mękom ognia. Topi się smalec wieprzowy w łaźni parowej, a wrzucone weń kwiaty wiośniane, tracąc siłę oporu oddają swe skarby. Gorący tłuszcz wchłania zanim się nasyci, cztery razy tyle fiołków, ile wynosi jego własna waga, a haniebne owe procedery trwają przez cały czas kwitnienia fiołków w oliwnych gajach.

Nie kończy się na tym dramat, albowiem zaraz fabrykant przystawia nóż do gardła tłuszczu, zimnego lub gorącego, i zmusza go, by oddał skarb utajony we wnętrzu swego bezkształtnego, ordynarnego cielska. Dokonać tego wcale nie jest łatwo, ale tłuszcz obarczony jest nałogiem, który go doprowadza do zguby. Oto dają mu tyle alkoholu, aż straci przytomność i puści z pazurów zdobycz. Alkohol staje się teraz posiadaczem klejnotu, ale nie na długo, on także bowiem musi go oddać, przy czym sam doznaje porażki. Odparowują go, kondensują, usuwają i w końcu, po tylu najrozmaitszych przejściach otrzymuje się płynną perłę, czystą, niepokalaną, niewyczerpaną, wieczną niemal i umieszcza się ją w szczelnie zamkniętej ampułce z kryształu."


Do tego książka jest przepięknie wydana, odziana w twardą okładkę ze złotym napisem, w środku ilustrowana przepięknymi stuletnimi rycinami botanicznymi z łacińskimi nazwami kwiatów. Takie cacko na prezent lub zrobienie sobie przyjemności, bo przedmiot to ładny na zewnątrz i w środku, a wiedzy botanicznej (której tu celowo nie cytowałam) przynoszący bez liku.

Z serdecznymi pozdrowieniami - A.
Alison
 
Posty: 95
Dołączył(a): Śr, 04.04.2007 10:00

Re: Na drugi oddech...

Postprzez Krystyna Janda Wt, 01.08.2017 05:17

Bardzo dziękuję. Przeczytam. Co prawda zalewa mnie dramaturgia właśnie napisana, muszę to wszystko czytać i nie widać mnie zza tego stosu, ale przeczytam.Serdeczności i pozdrowienia.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja