Szanowna Pani Krystyno,
koniec roku to czas podsumowań i zawsze kojarzył mi się on z czymś mało pozytywnym, ponieważ zazwyczaj dokonuje się wtedy zestawienia czegoś, co było i dobiegło końca. Chciałabym jednak podzielić się z Panią czymś, co w tym roku zaczęło się (a w zasadzie zakwitło), wciąż trwa i mam nadzieję, że trwać jeszcze będzie długo. Opisać tego "czegoś" jednym słowem nie jestem w stanie, niestety.
Kiedy w kwietniu tego roku wybierałam się po raz pierwszy na spektakl z Pani udziałem, nie sądziłam, że kilka następnych miesięcy będzie dla mnie kluczowymi pod wieloma względami. Przede wszystkim dzięki Pani. Patrząc wstecz, widzę, jak wielki wpływ miały na mnie zarówno wizyty w teatrach Fundacji, jak i przeczytane książki oraz wywiady udzielane przez Panią. Zaczęłam dostrzegać rzeczy, sytuacje, które na co dzień gdzieś umykały. Zainteresowanie teatrem, szeroko pojętą kulturą, całkowicie inne spojrzenie na wiele istotnych spraw - kto by pomyślał, że tyle zyskam w tak krótkim czasie. To właśnie Pani pokazuje mi, że warto żyć bez zaniechania. Każdego dnia zachęca mnie do odkrywania dzieł, autorów bez których życie stanowiłoby tylko bycie, a tak staje się przeżyciem.
Uświadomiłam sobie dzisiaj, dokonując tego własnego rozrachunku z rokiem 2016, że tym, co przyciąga mnie to Polonii czy Och-Teatru nie jest tylko Pani talent, ale traktowanie widza jako partnera, nie tylko słuchanie, lecz wsłuchiwanie się w nasze problemy, marzenia, oczekiwania. Za każdym razem zdumiewa mnie to, że w fikcyjnej rzeczywistości można zupełnie niespodziewanie dostrzec wątki z własnego życia, odkryć odpowiedzi na pytania dręczące nas na co dzień, skonfrontować się z tym, z czym zmierzenia się unikamy, bo jest zbyt bolesne. Pani potrafi nas przez to wszystko subtelnie przeprowadzić. Nie narzuca prostych i łatwych rozwiązań. Po prostu wskazuje pewne drogi, którymi można podążyć. Po obejrzeniu "Shirley Valentine" obudziło się we mnie pragnienie, aby inaczej spojrzeć na rodziców - nie widzieć w nich tylko opiekunów, lecz przede wszystkim ludzi, którzy mają niespełnione marzenia, tęsknoty. Niby to banalne i oczywiste, a jednak... Zaś po "Matkach i synach", gdy Katharine Gerard wyrzuca w końcu to, co czuła przez wszystkie lata, zdałam sobie sprawę, jak często w relacjach z rodzicami skupiamy się na sobie, zamiast spróbować dojrzeć przyczyny ich takiego a nie innego zachowania. Momentu uświadomienia sobie tych spraw podczas oglądania spektakli nigdy nie zapomnę. Tak bardzo jestem wdzięczna za to, że stworzyła Pani miejsca, gdzie nie trzeba się wstydzić złości, szczęścia, łez, smutku. Miejsca, po wyjściu z których zawsze czuję się innym, lepszym i bogatszym człowiekiem. To właśnie Pani teatry dają szczęście wtedy, kiedy poza ich murami rzeczywistość nie napawa optymizmem.
Może to, co piszę jest zbyt patetyczne lub przemawia przeze mnie młody wiek, kiedy wszystko przeżywa się sto razy mocniej. Nie wiem. Ktoś mógłby powiedzieć, że teatralna fikcja jest dobra tylko na czas trwania spektaklu, lecz jak cudownie jest doświadczyć tego, że to, co odgrywane jest na deskach, ta ulotna magia przedstawienia stale pomaga w odkrywaniu tego, co w życiu ważne i piękne.
Z niecierpliwością czekam na nowy rok, kiedy znów będę mogła znaleźć w Pani teatrach chwilę wytchnienia, nauki, radości.
Przepraszam za tak obszerny list. Zdaję sobie sprawę, że tego rodzaju opinii dostaje Pani tysiące. Jednak chciałam, aby Pani wiedziała, że każdy spektakl był i jest dla mnie życiowym kamieniem milowym. Najpiękniej, jak tylko umiem - dziękuję za wszystko.
Życzę Pani spokojnego roku, dni przepełnionych inspiracjami, uśmiechu, siły, zdrowia i oby wszystko, co najbliższe i najważniejsze Pani sercu zrealizowało się w 100%.
Serdecznie Panią pozdrawiam, tulę całym sercem i przesyłam niezliczone ilości ciepłych myśli
Aleksandra