Szanowna Pani Krystyno!
To dla mnie list szczególny, ważny, bo kieruje swoje myśli i słowa do Pani, kogoś kto wniósł w moje życie pewną pasję, ukształtował moją wrażliwość na sztukę oraz nauczył prawdziwego Teatru, w którym mogę usiąść wygodnie na widowni, zapomnieć o szarej rzeczywistości i dać porwać się w odmienny świat, wychodząc z bijącym z wrażenia sercem.
A wszystko zaczęło się od jednego popołudnia spędzonego na spektaklu w Polonii na Marszałkowskiej… Ktoś mógłby powiedzieć, że przedstawienie w Teatrze nie może nic w nas zmienić, bo przecież jest to wymyślona historia, tylko gra, rola wyuczona przez aktora… dla mnie osobiście to coś więcej, to coś znacznie ważniejszego. Każdy spektakl, który miałam zaszczyt do tej pory obejrzeć, czy to w Teatrze Polonia, czy w Och Teatrze (może zabrzmieć to dość przesadnie), ale poniekąd coś wniósł w moje życie, każdy wywołał jakiś impuls zmian, odwagi, zachwytu, czegoś niesamowitego…
Bo gdyby nie „Maria Callas. Master Class” nie zrozumiałabym jak ważna jest sztuka, jak silny może mieć wpływ na życie, a słowa o sztuce, że wybierając ją ten świat staje się piękniejszy, mądrzejszy, lepszy i bogatszy do tej pory stały się dla mnie swoistego rodzaju dewizą. I chyba nigdy wcześniej (aż do momentu tego spektaklu) nie zdawałam sobie sprawy, że obcowanie ze sztuką może uszlachetniać i przerodzić się w pasję, która raz bawi, a raz wzrusza do łez i ta rozmaitość emocji jakie może wywołać w nas sztuka jest najpiękniejszą wartością jaką możemy czerpać z niej. Poza tym wtedy, będąc na widowni Och Teatru, na scenie nie tylko zobaczyłam Jandę, wielką artystkę grającą z ogromną pokorą i autentycznością, ale przede wszystkim człowieka, który nie dość że mnie wzruszył to i uświadomił mi jak ważne jest w życiu dostrzeganie otaczającego mnie piękna i jak to piękno jest ważne. Zobaczyłam człowieka który ma ogromny szacunek dla widza, traktując go jak równego sobie towarzysza, a to jest dla mnie ważne. Dziękuję Pani za to poczucie wspólnoty.
Z kolei gdyby nie „Boska!” nie miałabym, aż takiej odwagi, by móc realnie i z odwagą patrzeć na moje marzenia. W tym spektaklu kreując rolę Florence nauczyła mnie Pani, że warto mieć marzenia i je realizować. Można dążyć do celu z pewnym dystansem i bojaźnią, ale z drugiej strony wytrwale i do końca. Zaczęłam odważniej patrzeć na swoje marzenia i wierzyć że jeśli będę chciała, jeśli będę miała w sobie siłę to mogę je urzeczywistnić. Opowiedziana historia w spektaklu „Ucho, gardło, nóż” mną wstrząsnęła, zrozumiałam że codzienność może przerodzić się w ciągłą walkę, często w walkę z samym sobą, w walkę wewnętrzną. Stało się to dla mnie swoistym protestem, protestem przed złem, okrucieństwem i niesprawiedliwością, która niestety ciągle krąży gdzieś wokół. Ze spektaklu „Matki i synowie” wyszłam z poczuciem jak ważna jest tolerancja, poczucie człowieka, by mógł żyć tak jak chce, a niestety tak często okrutna rzeczywistość nie jest na to gotowa. Historia „Danuty W.” pobudziła we mnie patriotyzm i zmotywowała mnie do nieustannego poznawania historii, a znakomite farsy, które miałam okazję zobaczyć w Ochu „Weekend z R.” oraz „Przedstawienie świąteczne w szpitalu świętego Andrzeja” rozbawiły mnie do łez.
Wiem, że to tylko „malutka” część ról, które do tej pory miałam zaszczyt podziwiać, ale każda z nich jest tak autentyczna, że wywołuje u mnie coś czego nie da się opisać słowami.
Dlatego z wielkim bólem serca liczę kilometry dzielące mnie od Warszawy. Pewnie, że chciałabym częściej móc oglądać spektakle w Polonii czy w Ochu, ale z drugiej strony może dlatego ten czas, ta chwila spędzona na widowni, daje tyle radości i momentów, do których wracam pamięcią jak do najukochańszych wspomnień. Godziny spędzane w pociągach, na dworcach, są w pełni rekompensowane tym co mogę zastać w Teatrze na Marszałkowskiej, czy na Grójeckiej. To coś więcej niż zwykły spektakl… to prawda bijąca ze sceny, niesamowity talent i umiejętność dzielenia się słowem, które coraz częściej trudno jest wyrazić.
Mój podziw dla Pani nie ogranicza się tylko do kreacji jakie Pani tworzy na scenie i na ekranie kina… Krystyna Janda to dla mnie nie tylko aktorka, Pani reżyser, autorka książek, felietonistka, ale człowiek który zawsze staje w obronie prawdy, potrafi dzielić się z innymi tym co może zauroczyć, zaskoczyć, rozweselić, zaniepokoić, (a co najważniejsze dla mnie) śmiało mogę powiedzieć, że jest Pani dla mnie także Nauczycielką… pedagogiem, dzięki któremu zrozumiałam, że należy odkryć co tak naprawdę chce się robić w życiu, uczciwie, z nadzieją, z odwagą, ale i z szacunkiem do innych.
Już od bardzo dawna nosiłam się z zamiarem napisania do Pani tych paru słów, ale zwyczajnie nie śmiałam… lecz teraz w obliczu coraz trudniejszego do zrozumienia świata, chyba trzeba przypominać o takich osobach jak Pani, które swoją pracą, całą sobą są ponad tym wszystkim, bo są prawdziwe, autentyczne, szczere…
Dziękuję Pani za to. Żadne z napisanych słów nie jest wyolbrzymione, to prawda którą czuję i myśli, którymi pragnę się z Panią podzielić.
A na koniec pragnę złożyć Pani życzenia, nie tylko z okazji zbliżających się świąt, ale na każdy dzień roku. Pewnie nie zabrzmi to zbyt oryginalnie, kiedy będę życzyć Pani spokoju, uśmiechu i sił na to wszystko co niesie przyszłość, ale ważne by życzenia były szczere. Jeszcze raz wszystkiego dobrego.
Kłaniam się nisko z wyrazami wielkiego uznania
Pozdrawiam
Natalia Sz.