Pani Krystyno,
Tak dobrze rozumiem to, o czym Pani dziś pisze.... Mój poprzedni pies często chorował, wiele razy doznałam tej solidarności ze współcierpiącymi właścicielami zwierząt, czekając w lecznicy. Chyba nikt tak łatwo nie nawiązuje kontaktu i nie potrafi tak godzinami rozmawiać ze sobą w pełnej komitywie jak właściciele zwierząt, nikt tak nie zrozumie tego stresu, cierpienia i łez, które wylewa się nad chorującym czy odchodzącym przyjacielem...
Ja mam 14-letniego psa, wysiada mu po trochu wszystko ze starości, pewnie niewiele nam czasu razem zostało... Widzę wielką różnicę, przy poprzednich psach nie godziłam się na ich odchodzenie, histerycznie wręcz walczyłam do upadłego, teraz jestem chyba gotowa i pogodzona z nieuniknionym, skupiona na zapewnianiu komfortu i pozbywaniu się bólu, choć codziennie noszę kamień w okolicy mostka i wyć mi się chce na myśl, że niedługo skończą się te nasze wszystkie codzienne rytuały, że dom opustoszeje, że nikt nie będzie mnie tak radośnie witał nawet po 2-minutowej nieobecności... Wspólne włóczęgi po polach, po górach, pływanie w jeziorach, bieganie po pustej plaży będą już tylko wspomnieniem... Znowu zostaną mi tylko zdjęcia i silna wiara, że one wszystkie, te moje kolejne psiaki, gdzieś tam na mnie czekają....
I to prawda, że w tym zalewie agresji bezpośredniej i słownej, człowiek podświadomie lgnie do ludzi zdolnych do wyższych uczuć, a kontakt ze zwierzęciem to ta najmniej uchwytna, a więc najwyższa forma kontaktu z drugą żywą istotą... Choć jest taki wielbiciel kotów, z którym chyba nigdy nie złapałabym kontaktu
P.S. I nie mogę odżałować, że nic nie wiedziałam, że będzie Pani znowu w Chorzowie...