Droga Pani Krystyno,
Byłem w poniedziałek 11 maja w Warszawie. Wybrałem bezpieczniejszą formę podróży naszą żelazną kolej. Jak zawsze nie zawiodła mnie, opóźnienia/spóźnienia, itd. Ale można za to poczytać, zamiast ściskać kierownicę w samochodzie i patrząc na drogę. Moja jedna z głównych myśli na koniec dnia - TEATR.
Polonia: Ich Czworo (widziałem, upps!), Och Teatr: Trzeba Zabić Starszą Panią (widziałem, upps!, zwłaszcza, że specjalnie prawie rok temu pędziłem do Wwy, żeby zobaczyć p. Barbarę Kraftównę w jej super formie - dla mnie to są ludzie z roczników nie do zdarcia ).
No i pozostał taki żal, że nie mogłem trafić na coś w repertuarze Polonii i Ochu, co akurat nie znam. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym jednak nie poszedł do teatru w tym dniu. Byłem, byłem. W jednym z teatrów w którym gra p. Daniel Olbrychski - Humphreya Bogarta. Podobało mi się .
Później trzeba było ochłonąć. O tej godzinie? (22:30), co tu może być otwarte? Niezawodny amerykański fast food na piętrze Dworca Centralnego. Kawa w rękę, siadam i ten klimat za oknem: na ulicy świecą lampy, poza nimi noc w coraz większej czerni i tylko przejeżdżające samochody burzą ten spokój.
Warto było wracać ostatnim pociągiem do mojego Poznania, wrócić o 3 w nocy, nie licząc na angażowanie bliskich w odebranie z dworca, iść 8 km do domu. Żeby sobie przetrawić, pomyśleć i stwierdzić, że brakowało w tym wszystkim Pani teatralnego DUCHA.....Satysfakcja z wyprawy jest, ale zabrakło tej "wisienki na torcie".
Pozdrawiam Serdecznie
NS