Teatry na prowincji

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

Teatry na prowincji

Postprzez Radomianka Pt, 15.11.2013 23:04

Pani Krystyno,

chciałabym o czymś napisać, czymś się podzielić, zapytać o Pani na ten temat refleksje, wrażenia...Chodzi mianowicie o teatry w, nazwijmy to po "tuwimowsku", prowincjonalnych, małych miastach...Radomiach, Kielcach, Piotrkowach..Jak ja je lubię! Jak ja potem, na ogół bez sukcesów, szukam tej ich atmosfery, swojskiej "zapyziałości" w teatrach warszawskich, poznańskich, krakowskich. Ale to są już całkiem inne teatry, całkiem inne światy, inna publiczność. Najlepiej znam Teatr Powszechny im. J. Kochanowskiego w Radomiu. Jako nastolatka, a więc już dobre dziesięć, piętnaście lat temu, grałam w nim u Wojciecha Kępczyńskiego w pierwszym musicalu. Biegalam po scenie w gryzącej sukience jako mała Egipcjanka, podpatrywałam Aktorki, ich miny, szaliki, pierścionki, kochałam się w Aktorach. Boże! Na co ja się tam w tych kulisach i garderobach napatrzyłam, gdyby tylko moja mama wiedziała...Dwa spektakle dziennie (dostwałam 5 zł za przedsatawienie!), peruki, charakteryzacja, specyficzny zapach kulis i podłej kawy pitej na hektolitry przez Panią inspicjentkę (plotk głosiła, że była aktorką zesłaną do tej funkcji za jakąś niesubordnynację)..,Ale odbiegłam od tematu. Najważniejsze, że tamtych kilka lat spędzonych w teatrze (czy aktorka Agnieszka O. pamięta, że uczyła mnie anatomii królika? A Krzysiek, Krzysiek A...że ćwiczył ze mną rozbiór zdania? Pewnie nie pamiętają..). Ja w każdym razie z tamtego czasu poszłam w dalsze życie z obłędną miłościa do teatru. Ale właśnie do takiego teatru w prowincjonalnym, małym mieście. I tak sobie myślę, że te teatry, ledwo wiążące koniec z końcem, bez nazwisk wielkich, które przyciągnęłyby tłumy, z dwiema, trzema premierami w roku, funkcjonujące od przyjezdnego spektaklu ze stolicy do kolejnego, to jest moja wielka, tragiczna miłość. I myślę z taką czułością o tych lokalnych aktorach, którzy nawet w swoim miastach nie są gwiazdami..Chociaż ilość świec na grobie zmarłego nie tak dawno jednego z radomskich aktorów mogłaby właściwie świadczyć o czymś innym...Nie wiem, mnie te teatry, te panie szatniarki (od lat te same!), te panie bileterki, ci aktorzy i aktorki tak rozczulają, taką wdzięcznośc do nich czuję, ze przecież mogliby do telewizji, do serialu, do rekalmy, choćby do miasta większego (powiatowego!), a oni zostali, bo może tak się złożyło, bo może rola życia nie nadeszła, a może po prostu tak chcą? Szkoda, że myśląc "aktor" mamy na myśli tych znanych...A przecież w Polsce są tysiące świetnych, wspaniałych, zdolnych aktorów "pochowanych" po teatrach zdala od stolicy...
I wie Pani za co jeszcze lubię te prowincjonalne teatry? Że w nich nie cudują. Że tam jeszcze tli się magia, że jest ten koturn, ta konwencja, dekoracja, puder i peruka, za którymi czasem tak cholernie tęsknię wychodząc z teatru.

A Pani? Jak się Pani czuje w tych teatrach? Lubi je Pani? Czy też wzbudzają w Pani jakiś sentyment?

Serdecznie pozdrawiam,

A. z Poznania (chociaż z Radomia)
Radomianka
 
Posty: 1
Dołączył(a): Pt, 15.11.2013 22:42

Re: Teatry na prowincji

Postprzez Krystyna Janda So, 16.11.2013 06:18

Oczywiście lubię. Ale pisze Pani w ogóle o teatrze, nie tylko "prowincjonalnym" wszędzie jest to samo, oprócz kilku modnych marmurowo-szklano-niklowanych- wysoko dotowanych- awangardowych miejsc, poza nimi teatr jest wciąż kochanym pudrowym teatrem. I wielkim i małym, i świetnie granym i haniebnie, teatrem. Pozdrowienia.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja