Droga Aktorko !
Fakt, KIEDYŚ - książa poza kościołem- zawsze w sutannach. To moje wspomnienie z dzieciństwa. Także wtedy, kiedy z przyjaciółką, jako 10-latki, biegałyśmy do kościoła na tzw.pierwsze piątki miesiąca, i wszystkie inne ważne i mniej ważne msze św.....I pamiętam, że WTEDY, podczas mszy (ksiądz stał wtedy tyłem do wiernych i modlił się po łacinie), tylko 2-3 razy wstawało się w ławkach na modlitwę. Teraz : to pełna "gimnastyka" : powstań-padnij, powstań-padnij (tzn.wstań)....Nie można skupić się w ławce na przeżywaniu modlitwy, a kiedy stoję, myślę po chwili o tym jak dokucza mi kręgosłup...i żeby już wreszcie usiąść...Więc pytam : kto to wymyslił ? I po co ? Że babusie przysypiały ? To co..sen w kościele też może być duchowo oczyszczający...
I jeszcze śpiew, np.kolędy....Dlaczego śpiewa się je smutno, rozwlekle, bez żadnej radości ? No, jak na pogrzebie, ludzie smędzą okropnie ! A tu przecież : "Bóg się rodzi" !," Przybieżeli do Betlejem"! Radość wielka...Z filmów amerykańskich mam w oczach chóry w niektórych tamtejszych kościołach (no, nie katolickich), w długich sukniach, głównie Afroamerykanki - JAK ONE ŚPIEWAJĄ !! Jak się ruszają ! Ile radości i pozytywnej energii...
Patrzę teraz w moją książeczkę komunijną (sprzed 57 lat, a jakże, ciągle ją mam)..Pieśń "Jezusa ukrytego mam w Sakramencie czcić.." wprawiała mnie kiedyś, dziewczynkę, prawie w ekstazę...
Gdzie tamtejsza moja niezwchwiana wiara, pełna uniesienia...
Teraz lubię kościół cichy, poza mszą, z pustymi ławami...ze słońcem wpadającym i łamiacym się w kolorowych witrażowych oknach...Taki spokój na modlitwę, albo po prostu na zadumę....
Idą Święta Wielkanocne...więc takie oto refleksje człowieka nachodzą..
Serdeczności, serdeczności wiele przesyłam..