Moja mama była kobietą zawiedzioną. Wychowała mnie, wychowała wiele dzieci. Była zawsze obecna przy swoim mężu, moim ojcu. A on zdradzał. Ona wiedziała, a jednocześnie nigdy nie chciała się zgodzić, żeby odszedł. Ale nawet nie musiała się nie godzić, bo on nigdy odejścia nie zaproponował. Więc ona gotowała mu obiady, na które często nie wracał, gotowała kolacje, które widziałam jako dziecko następnego dnia w lodówce. Nigdy nie narzekała. Cierpiała cicho, bo najważniejsza była rodzina. Rodzina, której nie było. Pewnego dnia, kiedy byłam nastolatką i rozumiałam więcej niż dziecko, wróciłam do domu po szkole i zobaczyłam mamę, która leżała w sypialni i obiadu nie było. Ani kolacji. Po tygodniu, kiedy milczenie zaczęło być łkaniem powiedziała, że zobaczyła ojca z inną kobietą. I mimo, że wiedziała dopiero widząc to do niej dotarło. Potem była złość. Potem piekło, potem mama poszła za namowami zobaczyć "Kobietę zawiedzioną". Po powrocie płakała i milczała, poszła po raz drugi, po powrocie już tylko milczała, po trzecim spektaklu uśmiechnęła się. Potem przełknęła i wybaczyła. Potem od niego odeszła. Dziś jest kobietą szczęśliwą u boku innego mężczyzny. Mój ojciec jest sam. Szanują się. Spotykają czasem. Jest ok. Przepraszam, że to wszystko opowiadam, od dawna Panią czytam, ale nigdy nie odważyłam się napisać. Ale na Pani facebookowym fanpagu zobaczyłam pytanie o rolę legendę. Czytając innych odważyłam się napisać. "Kobieta zawiedziona" to był lek mojej mamy. Moja legenda to Callas. Ale to na inny list.
Dziękuję.
Z wyrazami szacunku
Monika