Dzień dobry (lub dobry wieczór),
zauważyłam, że dodała Pani na stronie link do mojej impresji na temat "Tataraku". Dziękuję! Ale tak naprawdę chciałabym podziękować za ten niezwykły film. Magnetycznie prosty i wyciszony, a przecież pulsuje w nim tyle emocji! Jest dla mnie ważny. Potrzebny. Pewnie dlatego, że mój brat od lat zmaga się z rakiem i gdzieś to we mnie tkwi. A podczas pisania tamtego wpisu myślałam jeszcze o dwóch bliskich mi osobach, brali wczoraj ślub, ja nie mogłam pojechać - co najlepsze, dziewczyna nazywa się Marta, ma akurat 25 lat (niby nic, a jakoś mnie to ucieszyło, zadziwiło). Dla mnie to dodatkowe pasmo w tym splocie. Widziałam film w telewizji, teraz chcę go sobie kupić, żeby w razie potrzeby wracać. Oglądać cały lub wyrywkami, lub też ulubionymi fragmentami...
Korzystając z okazji - tak sobie marzę, żeby Panią kiedyś zobaczyć w teatrze. Na razie raczej nie mogę wybrać się do Warszawy, ale może kiedyś się uda. Jakiś czas temu na swoim blogu stworzyłam taką małą namiastkę teatru, pozwoliłam sobie też zamieścić filmiki z "Boską" (http://namiot.wordpress.com/2012/08/04/teatr-pod-namiotami/). Prześmieszna sztuka, ale też wzruszająca, ujmująca.
A. I jeszcze jak zauważyłam link, to czym prędzej rzuciłam się do wpisu, by sprawdzić, czy przypadkiem głupot nie ponawypisywałam (bo byłam bardzo zmęczona podczas pisania, a chciałam koniecznie moje wrażenia utrwalić w słowach tamtego dnia). I pomyślałam: "Ach, mogłam to napisać mądrzej, piękniej, pogłębić to i tamto". Ale potem przypomniało mi się to, o czym Pani mówiła w wywiadzie zamieszczonym w książce - o wyrzeczeniu się efektownych zagrań i "cudów". Czasem nie trzeba.
Jeszcze raz dziękuję!
Z wyrazami podziwu, szacunku i najlepszymi życzeniami