Droga Pani Krystyno,
jest Pani taka silna i tak bardzo Pani zazdroszczę.
Nie potrafię odnaleźć swojej drogi... Studiowałam chemię, a może nadal studiuję... zaliczyłam sesję, lecz już od dawna nie chodzę na zajęcia. Czuję, że to nie to, jestem pewna, że to nie to... Tak bardzo chciałabym grać, w teatrze, za skromne pieniądze, nie potrzebuję nic więcej... Scena zawsze sprawiała mi wiele radości, smutku, satysfakcji... Dlaczego tak trudno spełniać marzenia? Mam wrodzoną nieśmiałość, podobno. Niektórzy to uwielbiają, innych razi. Próbuję z tym walczyć, ćwiczyć charakter, czy to pomoże? Tak bardzo chciałabym...
Boję się jutra. Mieszkam w Warszawie, tak daleko od domu, nie mogę wyjawić ukochanej mamie, że nie studiuję, bo to bardzo ją zaboli, to mój pierwszy rok, nie chcę stracić drugiego, trzeciego... Czułam, że to obowiązek, męczył mnie, ale zaliczyłam, żeby rodzice byli ze mnie dumni... Kocham ich, tak bardzo mocno i tak bardzo nie chcę ich zawieść... Wmawiałam sobie, że to taki dobry zawód, że będę wykładać, uczyć młodych ludzi, robić coś dla nauk, żyć "odtąd-dotąd", nie martwić się o jutro... lecz co zrobić, kiedy serce czuje coś zupełnie innego? Boję się wstać z łóżka, chciałabym to przespać i obudzić się silniejsza z nowym pomysłem na życie. Tak trudno jest znaleźć coś w zastępstwie... Może powinnam wrócić do swojego miasteczka, wrócić do szarego życia, bez teatrów, bez sztuki, może wtedy zapragnę czegoś innego? Łudziłam się, że zapomnę o swoich marzeniach, kiedy przyjadę do Warszawy, że zacznę studia i pokocham je tak bardzo, że przenigdy nie wróci do mnie myśl o aktorstwie... Dzisiaj wiem, że ona wróci i wciąż będzie wracała, ze nigdy nie przestanie... Co dzień spacerowałam obok Ochu, w przerwie między zajęciami i zastanawiałam się, czy kiedyś będę miała w sobie tyle siły, żeby wejść do teatru, jeszcze raz obejrzeć moją ukochaną "Białą bluzkę" i nie wybiec z niego z płaczem. Kiedy zobaczyłam ją pierwszy raz, już dwa i pół roku temu, płakałam strasznie, tak bardzo, że ludzie w tramwaju pocieszali mnie i poklepywali po ramieniu. Płakałam, przejachałam pół Polski dla niej, a potem płakałam i złościłam się, bo po co? Po co w ogóle jechałam, tak bardzo mnie wówczas ubodło, że tak trudno jest stanąć na scenie. W lutym, a może z początkiem marca kupiłam bilet na "Wassę...", stchórzyłam, wiedziałam, co się stanie, lecz i tak się stało... Tak trudno jest oszukać samą siebie...
Przepraszam...
A.