Droga Pani Krystyno!
Zgodnie z tematem listu miniona sobota z Mayday była niewątpliwie wesołym a nawet bardzo wesołym dniem, ale zanim do tego przejdę powiem jeszcze tylko, że jechałam do Och- teatru z płytą z Dancingu w odtwarzaczu i z obrazami z tegoż spektaklu w głowie a nawet przed oczami. Na szczęście to nie ja prowadziłam,więc obrazy przepływały sobie spokojnie, nie powodując przy okazji żadnej jak to się ładnie nazywa "katastrofy w ruchu lądowym"( "Szum gabinetów, szmer paproci i ten język!" tak wiem to nie ten spektakl ). Chyba straciłam wątek... no w każdym razie dojechałam w nastroju nostalgicznym, wspomnieniowym i że żal, że tylko raz mogłam zobaczyć Dancing, ale jak wiadomo jedne spektakle muszą odejść, aby mogły pojawić się inne, nowe... Może ja już skończę, żeby na koniec nie musieć zacytować jednej z bohaterek Kobiet w sytuacji krytycznej . W teatrze mój nastrój zmienił się, bo tam już tylko się śmiałam. I to jak potem już straciłam nad tym kontrolę, podobnie jak inni widzowie wokół mnie. Fantastyczna zabawa! Wszyscy grali świetnie,ale w momencie kiedy Pan Artur Barciś wszedł na scenę i jakoś niedługo potem padły słowa o odpowiadających mu godzinach pracy dostałam po prostu ataku śmiechu i tak było potem za każdym razem kiedy On się pojawiał na scenie.Był genialny! Wielki ukłon i podziw dla niezwykłego talentu. Oczywiście dla pozozstałych aktorów także, Pani Marysia świetna- chyba pierwszy raz w takiej roli i w farsie, Pan Rafał Rutkowski, Maciej Wierzbicki jako inspektor z wąsami... Pewnie wymieniłabym tak wszystkich. Gratulacje dla Pani, Pani Krystyno, że udało się Pani to wszystko jakoś opanować i doprowadzić do premiery, bo na próbach zapewne było wesoło i żartom nie było końca. Cały czas mnie intryguje co też Pan Rafał Rutkowski uczynil Panu Friedmanowi,w bufecie, w czasie przerwy obiadowej 17 lutego, że aż przeprosiny swoje umiescił w programie teatralnym . Choć to zapewne nie była jedyna taka sytuacja. Pani Krystyno, serdecznie dziękuję także, a nawet przede wszystkim, w imieniu mojej mamy za takie "przenosiny w czasie" i muzykę Beatlesów, zwłaszcza że to był dla niej dzień urodzinowy. W niezwykle wesołych nastrojach wyszłyśmy z Och- teatru a ja poczułam nieodpartą chęć zobaczenia znów Weekendu z R, który to jak dotąd widziałam tylko raz i równie świetnie, a nawet i jeszcze lepiej się bawiłam. Chciałabym trafić na ten uroczysty, setny, ale nie wiem czy mi się to uda. Każdy inny też na pewno będzie wspaniały, dla mnie przede wszystkim dlatego,że Pani na scenie.
I znów się intensywnie rozpisałam. Już kończę dziękując za wesołe popołudnie i wspomnieniowe przedpołudnie. I za wiele jeszcze wspaniałych chwil, których było i będzie zapewne wiele, ale ja mialam kończyć list więc kończę.Do zobaczenia już w kwietniu.
Pozdrawiam serdecznie
Ewa Sobkowicz
PS. Od czasu setnej Białej bluzki nie opuściła mnie wciąż chęć, choć nieśmiała, tak to nazwijmy zobaczenia się z Panią, podziękowania osobiście, ale nie chciałabym zakłócać spokoju i nadużywać Pani dobrej woli.