Witam, w internecie znalazłem bardzo miły tekst p. Remigiusza o Pani Irenie Kwiatkowskiej.
Ostatnie urodziny
"We wrześniu w Domu Aktora Weterana w Skolimowie obchodziła 98. urodziny. Czekaliśmy w ogrodzie. Miała odsłonić "ławeczkę humoru", która wygrywa jej piosenki i monologi, kiedy ktoś na niej usiądzie. Moment pojawienia się pani Ireny był wstrząsem, trudnym do opanowania wzruszeniem.
Została przywieziona na wózku, wyglądała jak królowa opatulona wielkim futrem, królowa, którą przecież była. Fizyczna niemożność i też - takie odniosłem wrażenie - duchowa nieobecność pani Ireny były dla mnie wielkim przeżyciem, bo trudno pogodzić się z tym, że ktoś tak ważny, kto ukształtował całe pokolenia, w tym i moje wychowane na dziecięcych nagraniach "Ptasiego radia" czy "Czerwonego kapturka", naprawdę odchodzi, naprawdę gaśnie.
W jej stronę rzucili się fotoreporterzy. Pani Irena już nie pozowała. Ale była tam z nami, i to było ważniejsze. Rodzina posadziła ją na ławeczce, usłyszeliśmy z głośnika jej piosenki, i to zderzenie fizycznej prawdy i artystycznej metafizyki sprzed lat było jeszcze bardziej uderzające, a przesłanie tej sceny czyste: legenda Ireny Kwiatkowskiej nie zgaśnie, nawet kiedy już jej z nami nie będzie.
Artur Andrus zażartował, że chociaż w takiej sytuacji śpiewa się 200 lat, to jednak najstarsza mieszkanka Ziemi żyła lat 122 i prosi, żeby odśpiewać pani Irenie 130 lat. I tak zrobiliśmy. Zdaje się bawiło to panią Irenę, która kiedyś powiedziała, że "śmiech jest poważną sprawą", a zapytana, o to, jak rozmawia z Bogiem, odpowiedziała: "nigdy nie proszę - dziękuję".
Czekaliśmy wszyscy, że jednak przemówi. Kiedy podsunięto jej mikrofon powiedziała, że było bardzo miło. To był kolejny dowód na istnienie pani Ireny. Wiara w jej siłę wróciła. Była jak ktoś bliski w rodzinie, kto nawet jeśli odchodzi w pokoju obok, to przecież wciąż jest".
Autor: Remigiusz Grzela
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95 ... idzow.html
Niezapomniana Laura Colins w Upiorze w kuchni.
Dziękuję Pani Ireno.