Właśnie wróciłam z teatru... Myśli jeszcze nie zebrane, nie uczesane, nie poukładane, ale tak na gorąco. Śmiałam się i łzy gubiłam. "Wariatka" wstrząsająca. Nie widziałam tamtego spektaktu, sprzed dwudziestu paru lat, czytałam tylko książkę. Miałam wtedy właśnie dwadzieścia parę lat, Elżbieta była mi bardzo bliska, taki sam bunt na tą całą popieprzoną rzeczywistość i co mi tam wszystko, jak mnie się tak podoba, pod prąd właśnie. Ale przed tą Elżbietą teraz, broniłam się rękami i nogami. Chyba jeszcze nie jestem gotowa, żeby było tak bez nadziei, chyba ciągle jeszcze czekam, choć już nie wiem na co... I ciągle po głowie telepał mi się Wołodia Wysocki i Agnieszka, i ten ich koniec.... Ale było cudnie, energetycznie, choć tak nie lubię kiedy ludzie na końcu nie dają się wybrzmieć ciszy.
I jeszcze bardzo się o Pani gardło martwię , miałam ochotę wejść na scenę i podać tabletki szałwiowe, co to je zawsze mam w torebce, na nauczycielskie przypadłości...
Ale jak po każdym spotkaniu z Panią, utwierdzam się w swojej dozgonnej już chyba posadzie Prezesa/ski (?) Towarzystwa Uwielbienia i Adoracji.
Proszę odpocząć, było wspaniale i dziękuję, że była Pani z nami - jeszcze trochę rozdygotana i niepoukładana - Alison