Droga Pani Krysiu!
Witam ponownie. Wpadła mi w ręce całkiem niespodziewanie taka książka i czytałam tak od niechcenia aż znalazłam taki fragment:
Jesteśmy jak marionetki w rękach Tego, który nas stworzył. Wyjmuje nas z pudła i mówi: "Tańczcie", a kiedy indziej każe nam się kłaniać, albo machać ręką, albo padać na ziemię w omdleniu. A potem odkłada nas do pudła, kiedy już odegraliśmy nasze role. Czasem jest to pantomima, a czasem szopka wigilijna, a czasem pasje wielkanocne, a czasem tragedia. Tak, jak On sobie życzy... On sam wymyślił widowisko, a więc złe marionetki tak samo spełniają swoje role, jak i dobre, gdyż grają tylko role, które dla nich zostały przeznaczone. Jakżeby to było, gdyby w momencie, kiedy z roli wypada, że zły człowiek ma popełnić czyn występny, padł on nagle na kolana i zaczął się modlić? Widowisko byłoby wielce nieudane. Była ongiś marionetka zwana Judaszem. Gdyby Judasz zląkł się i nie odegrał przeznaczonej dla siebie roli, nikt z nas nie byłby teraz zbawiony. Wszystko to jest bardzo dziwną tajemnicą - i musimy na tym poprzestać. Ale ponieważ tak jest, wydaje mi się niesłuszne, że winimy zbytnio ludzi, którzy źle czynią. Okropny jest los człowieka, który musi postępować w sposób zły i przeklęty, na pewno nikt nie wybrałby sobie dobrowolnie takiego losu. I potrzeba, by zło było dokonane. Jakżeby Gabriel zdołał pokazać swą sprawność we władaniu obosiecznym mieczem, gdyby Lucyfer nie chciał z nim walczyć?. Ale biada temu, przez czyje ręce zło zostało dokonane. Ach! więc jeżeli w widowisku przewidziane jest morderstwo, musi się znaleźć marionetka, która je spełni, chociaż prawdopodobnie, gdyby mogła wybierać, każda z nich powiedziałaby: "Tylko nie ja, o Panie!". Ale one nic o tym nie wiedzą. Bo zdaje mi się, że nie różnimy się bardzo od zwierząt, które wyrządzają śmiertelne krzywdy nie zdając sobie sprawy z tego, co robią; które brodzą we krwi, czatują i rzucają się na upatrzone przez siebie ofiary, wyjąc przeraźliwie po nocy, a jednocześnie pozostają niewinne, jak nowo narodzone dzieci. I zdaje mi się, że nie jesteśmy tak bardzo różni od burz, które huczą po lasach, i od żarłocznych ogni, które w jednej chwili pożerają istnienie ludzkie, i od wód, wciągających w swe odmęty człowieka. Wszystko to jest w odgrywanej sztuce. Ale jeżeli przypadła nam w udziale przyjemna, radosna rola, jakże wdzięczni powinniśmy być za to i chwalić Pana, i pomagać tym, którzy są mniej szczęśliwi, a nawet czuć wdzięczność dla tej biednej marionetki, której los kazał pracować w dzień i w nocy dla naszego zniszczenia. Bo przecież mogłoby być odwrotnie..
Tekst brutalny ale prawdziwy, mocno intertekstualny. Dobro i zło. Czy myśli Pani, że temat: życie to teatr a ludzie marionetki w rękach Boga jest bardzo oklepany? I ten Stwórca mówiący: "tańczcie" niczym Rzecki w "Lalce"? Czy to nie za banalne? Powyższy tekst to fragment powieści Mary Webb "Miłość Prudencji Sarn". Czytała Pani? Jeśli nie, to może zachęciłam (lub przeciwnie )
A zamieściłam go tutaj bo mnie bardzo się podoba i chciałabym poznać Pani opinię.
Dziękuję za odpowiedź na poprzednie posty i życzę zdrowia.
f.