Dobry wieczór Pani Krystyno!
Mam nadzieję, że Święta miała Pani udane, spokojne, że były to niezapomniane chwile...
Moje...jak najbardziej...długo je będę pamiętać...inne od pozostałych, cieplejsze...w innym miejscu, w innym domu, z którym to ja ciągle się oswajam...inny od lat dziecinnych...dlatego to już na wstępie tegoroczne Święta były skazane (choć nie wiem, czy to dobre okreslenie) na nowość, inność...co ważniejsze...po 5 latach wreszcie pogodziłam się z siostrą, wreszcie stałyśmy obie w kuchni i miałyśmy o czym rozmawiać, bez skrępowania, a co ważniejsze - zawiści - tyle lat sporów, niedopowiedzeń, a jednak tyle wspólnych tematów...wreszcie tyle spontaniczności, radości...i to było dla mnie najpiękniejsze, najważniesze i najbardziej wzruszające rzadko jeżdżę w rodzinne strony, dlatego tak ważny był właśnie ten pobyt w domu - DOMU...tchnął we mnie tyle energii, tyle radości i wreszcie tyle jedności... to właśnie takiej zgody, takiego porozumienia chyba wielu ludziom brak...
Taka prywata przy okazji, przepraszam, ale ten czas niesie ze sobą mnóstwo przemyśleń, tak przed, jak i po
Tak mnie baaaaaaaardzo "przedświąteczni polscy podróżnicy" zainteresowali...może dlatego, że sama jednym z nich byłam jak to trzeba docenić, że można w pociągu usiąść... tak, tak, czasy się zmieniły, ale nie nasza kolej, zwłaszcza zimowo-przed/poświąteczna...ale przynajmniej wesoło było... droga Lublin-Warszawa... "wpadam" na stację 10 minut przed odjazdem, więc w zasadzie to mogłam zwolnić tempo, a nie tak lecieć na łeb, na szyję...pociąg stygnie, a w zasadzie to już ostygł...no dobra, nagrzać się nie zdażył jeszcze po nocy (całe szczęście, że te mrozy odpuściły, bo tak oddawałoby się własne ciepło tym siedzeniom, szybom, przestrzeniom, a można je przecież przyjemniej dzielić )...ileś tam wagonów...wszystkie dla niepalących - o zgrozo, a co z nami? jeden wagon, drugi, trzeci...miejsca zajęte, korytarze pełne w przedziałach dla palących siedzą dzieci...swoją drogą palacz to jednak człowiek inteligentny wsiada i nie rzuca się na pierwsze lepsze miejsce tylko szuka, szuka, szuka a jak znajduje to wychodzi jak zawsze...zajęte...bez dyskusji nie ma mowy o jego zwolnieniu... Pani z pieskiem w wersji torebkowej...co to by za niego nie płacić? konduktor-sprytna bestia, wszystko wypatrzy, "nawet" puszkę w rękawie a może wyczuje? ciężko rozstrzygnąć, który zmysł u takiego silniejszy... większe wersje torebkowe na korytrzach, pod nogami...psi pociąg? no ale psy też jadą do domu ciekawe, kto kogo wiózł... wsiadam, wreszcie miejsce wolne...tylko zdążyłam otworzyć, "miłe" zdanie, niemal z wyrzutem, że odsuwam zasłonkę: "Ale to jest dla palących"..."A nie wyglądam? Wiem, takiego szukałam" "Przepraszam Panią, ale wolę uprzedzić niż się poźniej wyklócać o swoje" "Co racja to racja" dwa zdania później wsiada starsza Pani...ona jedna, one cztery...w sensie pani jedna, torby cztery...wsiada...z niezwykłą łatwością wrzuca bagaże na górę...pasażer z uporem: "Ale to jest dla palących"..."A pan myśli, że ja nie widzę?" (zaczyna być miło)...jedna torba na lewo, trzy na prawo, synkowie mamusię żegnają...Pani zaczyna się zastanawiać, po której stronie "toreb" usiąść i powtarza za pasażerem:"Ale to jest dla palących?" "No tak" "A to ja w takim razie muszę się przenieść, pomoże mi Pan" "Naturalnie"...błysk w oczach "Pana", bo się przecież później wykłócać o swoje nie będzie musiał...jedziemy...Pani z torebką z pieskiem w pierwszym przedziale - szczekanie - oczywiście pieska - było słychać w całym wagonie, pani z torbami w przedziale obok, no i my...z panem w jednym przedziale...tak pilnował suwerenności, że jechaliśmy tylko my "Bo Pani wie, my palacze powinniśmy trzymać się razem, a dokąd Pani jedzie?" "Do Olsztyna" "O proszę, to jedziemy razem" "No jakże mi miło" takiej solidarności ze mną to dawno nie czułam, szkoda, że to z powodu palenia...
Przesiadka w Warszawie, na dworcu Wschodnim (po ostatniej eskapadzie i widokach na Centralnym wolałam sobie oszczedzić...chociaż brakowało Pana, który stojąc w jednym na żółto zaznaczonym punkcie oglądał telewizję i nie dawał dojść slużbom czyszczącym...tyle samozaparcia o 2 w nocy pan miał)...wjeżdża pociąg relacji Kraków-Olsztyn (no gdybym wiedziała te 6 lat wcześniej, to bym się na studia do Krakowa wybrała, co by bezpośredno jeździć)...skład liczy 5 wagonów...skąd wiem? zawsze liczę, bo wsiadam do ostatniego a że odbierana zawsze w domu przez mamę, muszę wiedzieć, co odpowiedzieć gdy na moje słowa "Jadę w ostatnim wagonie" pyta "Czyli w którym?" - jakby to miało znaczenie...ważne, że jadę zatem poluję na ten piąty wagon...podjeżdża, zatrzymuje się...i co? "Wagon niedostępny dla podróżnych"...podchodzę do konduktora: "Jak to niedostępny?" "Tak to"...to mi odpowiedział...a może chodzilo o to, aby miał większe obciążenie na oblodzonych torach? aby go nie zarzucało na zakrętach? no zaczęłam się zastanawiać w swojej niewiedzy...wsiadam, tzn. zaczełam wsiadać..."Tak tu ciasno?" "Niestety" odpowiedział bardzo miły pan... i wylądowałam na wprost drzwi... do ustępu...miejscówka jak marzenie...doprawdy...zimno, wieje...dobrze, że mrozy odpuściły, bo bym się chyba zapłakała w tym przejściu...trzeba było jakiegoś pana znaleźć w korytarzu, co by mu ewentualnie na kolana...po co ma torby nań trzymać, no ale jak tam się dostać...i tak jedziemy, tzn. oni jadą...ja w sumie też, ale marzyłam tylko o tym, aby z dala od ustępu..."Zakaz korzystania w trakcie postoju"...a niestety nie stał...jak mnie się marzyły pomarańcze i cynamon... co robi męskie towarzystwo w pociągu, zwłaszcza gdy konduktor nie przemyka w tę i z powrotem?,..wiadomo... towarzystwo się popiło i co? i wycieczki...do...ustępu...a ja nadal na wprost drzwi...i moje błagalne "Tylko proszę nic więcej" "No wie Pani co?" "No właśnie wiem, dlatego wręcz błagam..."...3 godziny stania i wreszcie wolne miejsce...swoją drogą, lata 80-te mineły, Warsów nie ma, a ludzi tłumy
Powrót?... też interesujący...przedział wypchany do ostatniego miejsca...ja całe szczęście przy oknie...tak jeżdżę tymi pociagami i zastanawiam się, co ludzie widzą za tymi szybami, tak się patrzą i patrzą...obserwuję te nieraz nieruchome oczy...no tak...to te plamy na szybach... ale tak na poważnie...polskie krajobrazy są niesamowite o każdej porze roku...zwłaszcza jak dziecko coś zobaczy - w mojej rodzinie do dzisiaj wspomina się, jak moja mała jeszcze "miastowa" siostra jadąc pierwszy raz pociągiem, krzykneła: "Mamo, ziobać jaka kjowa!" więc jadę, "kjów" niestety "bjak", pociąg relacji Olsztyn-Kraków, tym razem 5 wagonów, wszystkie dostępne, a ludzi i tak mnóstwo...wsiada młode malżeństwo, z dzieckiem...maly Daniel... pan obok mnie (innej opcji nie zakładałam ), pani na przeciwko... pan przysypia i się osuwa w moja stronę...i tak sobie myślę "No ciekawe, kto oberwie...ja czy on" młode cialko dla odmiany żona niezwzruszona...
Później przesiadka...znów Warszawa Wschodnia..."Danielku, przepuść panią" "Nie" "Dlaczego?" "Bo Pani ma ładną torbę"... pociag do Przemyśla... konduktor sprawdza bilety...jadę w ostatnim (a jakże by inaczej - to już skrzywienie) wagonie...konduktor do pana obok..."Pan się najpóźniej w Lublinie przesiądzie, weźmie swoje manatki i do przodu, tzn. do tyłu, bo to bedzie tył...pójdzie Pan tam daleko daleko do przodu, aż Pan dojdzie..."...pasażer patrzy, ja zdumiona też..."Pani też się przesiądzie" "Ja? ale ja tylko do Lublina" "Aaa, to niech Pani siedzi dalej"
W ten oto sposób dotarłam... na miejsce i dzielę się z Panią tym wszystkim
Pani Krystyno, życzę udanych podróży, tych samochodem i pociagiem też
Dobrej nocy,
Magda