O rany Julek!, jak mawiała moja 'babcia pra'.
Ileż ta Shirley wywołuje emocji! Fascynuje mnie to, naprawdę. Śledziłam Jej historię, to, co "robiła z ludźmi", co jak widać nadal robi i cieszę się, że w końcu sama, na własnym organizmie, przekonam się jak to działa. Przyznam szczerze, że z lekkim niedowierzaniem czytam o tej terapeutycznej mocy - tylko lekkim - ale w głębi duszy mam nadzieję. Nadzieję, że to prawda i że jutro wychodząc z Teatru towarzyszyć mi będą inne niż zwykle emocje, innego rodzaju i kalibru. Nie tylko zachwyt i podziw dla Aktorki. Nie tylko wrażenia, ale też doświadczenia. Doświadczenie jakiegoś...jakiegoś "czegoś", o czym widzowie piszą i co pomaga im w ich własnym życiu. Takie moje małe tęsknoty
A przy okazji przywiozę Pani kolejnego nowego widza. Tym razem padło na moją przyjaciółkę, tak się ładnie złożyło ze zdjęciem z Dziennika. Śmieją się już ze mnie, że zajmuję się werbunkiem do Towarzystwa Przyjaciół Polonii Może i tak,ale to chyba dobrze.
Pogoda nie ma dla mnie litości. W Poznaniu leje jak z cebra (nad morzem błękit i słońce!) i co gorsza, jutro w Warszawie ponoć nie ma być lepiej. No trudno.
Muszę jakoś przekazać Pani to, co mam dla Shirley, po informacji o czerwonym kubraczku, muszę.
Czas przygotować ekwipunek, uprasować swój kubraczek i odliczać godziny.
Do zobaczenia Pani Krystyno! Jak ja się cieszę!
Natalia