Kochana Pani Krystyno, myślę, że dziś dzień szczęśliwy dla każdego, kto może uczcić go ze swoją mamą. Czytam tu, że dzieci maja swoje sprawy, a Pani Mamusia nad morzem, no cóż, samo życie, najważniejsze, że są. Uwielbiam Pani opowieści o Mam i o dzieciach, także wiem, że i dla Pani ten dzień jest wyjątkowy. Życzę szczęścia Pani, Pani Mam i Pani dzieciom.
Matka – to najpiękniejsze słowo świata i chyba w tym jedynym przypadku, można powiedzieć, że nie ma mowy o banale.
Pani Ania napisała piękny list o swojej mamie, wzruszył mnie bardzo, gdyż mam w rodzinie schizofrenika, a to temat rzeka...Pani Ania jest bardzo dzielna i dla mnie wyjątkowa i życzę jej mamie jak najwięcej tych dobrych dni, tych dni, gdy jest sobą.
A moja mama jest dla mnie najbardziej wyjątkową osobą na tym świecie. Jest niesamowita, niepowtarzalna, wyluzowana i kochana. Najbardziej smuci mnie to, że niestety widzę, że nadszedł czas, że coraz bardziej ja jej jestem potrzebna, że odmieniają się nasze role...a ona z dnia na dzień robi się jakby mniejsza...słabsza...
Hmmm, a moja mama co mi zrobiła? Wmówiła mi, że jestem cudownym dzieckiem i na pewno zostanę słynną pianistką. Od dziecka każą zabawką był instrument muzyczny i wszędzie słyszałam muzykę niczym Janko Muzykant. I to ja chciałam grać, i to ja nie chciałam wychodzić na podwórko tylko kazałam sobie nutki wytłumaczyć i szybko zaczęłam grać na pianinie i cała rodzina wznosiła ręce do Boga, że szkoda, że dziadek Alojzy nie żyje, że nie doczekał tego szczęścia, że gram, bo on miał ponoć idealny słuch muzyczny i grał na skrzypcach i wszystkie dzieci wyuczył, ale potem wojna...bieda...wszyscy samoukami zostali, a ja miałam wyrosnąć na profesjonalną pianistkę. No i nie przyjęli mnie do szkoły muzycznej, nie to ucho hi hi hi, a nutki jak matematyka – każdy się może nauczyć. I tak oto zamiast muzykiem stałam się wiejską nauczycielką, po babci Stefanii, hi hi hi też dobrze.
A moja mamuśka jest odjazdowa...
Nie wiem, kto to wymyślił, że na grzyby i po chleb trzeba chodzić z samego rana. Mamie to zostało. I nic nie dają tłumaczenia, że doczekaliśmy się takich czasów, że przydźwigam jej co tylko chce, nawet w nocy. Niestety, moja najcudowniejsza mamusia uważa, że sobotnie zakupy trzeba zrobić z samego rana, bo tak jest po prostu najlepiej. I nie mam wyjścia, wstaję w soboty rano i spełniam jej życzenia, by przypadkiem sama nie „pobiegła”. A jaka jest cudowna, jak się upiera, co w jakim koniecznie sklepie trzeba kupić. A chleb to na pewno u pana Mietka, ziemniaki tylko na straganie za rogiem, mięso tylko u pani Zosi i koniecznie zapytać, czy świeże hi hi hi. Tak ją strasznie kocham za te jej dziwactwa, że znoszę to wszystko z pokorą. Czasami nie chce mi się iść aż do pani Zosi, to kupię bliżej, u pani Marysi i daje się na to nabrać i też jest zadowolona.
Bardzo długo nie mogła zrozumieć, po co mi ten komputer. Pomykając obok mojego pokoju często rzuciła w moja stronę – jak ty możesz siedzieć i gapić się ciągle w to pudło. Hi hi hi, odsyłałam jej tylko życzliwy uśmiech. Ale jak pokazałam listy od rodziny, jak zaczęłam zdjęcia wgrywać...wykazała zainteresowanie.
Zdjęcia też robię pani Krysiu od zawsze. Między starociami trzymam na półce moją pierwszą, starą, poczciwą Smienę 8 ( to były czasy, jak pilnowałam każdego zdjęcia, by nie zepsuć, oby nie za dużo tych samych ujęć – film drogi, wywołanie drogie...teraz, aparat cyfrowy – raj na ziemi; zawsze mam aparat w torebce, jestem fotografem i rodzinnym i szkolnym ech...osobny temat, fotografowanie to moja pasja )Kurde, znowu zmieniłam temat...
Wracając do mojej najdroższej mamusi, to cieszyła się jak dziecko, jak po powrocie do domu z rodzinnej imprezy od razu mogłam jej pokazać zdjęcia. Polubiła mój komputer. A jeszcze, jakie cudowne komentarze do zdjęć – „zdecydowanie w tych koralach wyglądam lepiej, a tu to mi za blisko zrobiłaś, starych ludzi nie wolno tak z bliska fotografować”..itd...hi hi hi A jak przyszedł ksiądz po kolędzie i komputer pochwalił, to była taka dumna, a co mu naopowiadała, że ma taką mądrą i nowoczesną córkę. Jaka cudowna jest ta bezinteresowna i bezkrytyczna matczyna miłość...
Niestety moja mamusia coraz słabiej słyszy, więc jej telewizor słychać w całym domu. Jak nie pozamykam wszystkich drzwi, to nie słyszę swojego. Oczywiście nie życzy sobie żadnych słuchawek, i mówi, że przesadzam. No i tak z zegarkiem w ręku wiem, jakie hałasy będą danego dnia w domu. Nie oglądam seriali, ale czołówki znam na pamięć, czasami wysłuchuję mszy...a najczęściej głośnego śmiechu. Moja kochana mamusia wszystko ogląda z własnym komentarzem. Ogląda sobie i komentuje. I słyszę jak wyzywa na polityków, jaka jest przerażona jak film jest straszny, a jak pęka ze śmiechu jak leci komedia. Naprawdę, śmieje się w głos. Potrafi wpaść mi do pokoju i błagać – oglądaj, oglądaj, to taki śmieszny film...hi hi hi a ja uwielbiam jej śmiech, bo wiem, że wtedy jest zdrowa.
Choruje po cichutku, nigdy nie narzeka.
Chciałabym starzeć się tak radośnie jak moja kochana mamusia i mieć tylko takie dziwactwa jak ona. Ponoć jestem do niej bardzo podobna i po niej mam ten ciągły uśmiech na gębie.
Serdecznie pozdrawiam wszystkie dzielne Matki i tylko samych radości z pociech życzę. Ja niestety mam tylko dzieci służbowe , ale przez to często czuję się jak matka rodziny wielodzietnej.
Zuzanna