znalazłam w szufladzie wydruk z dziennika, wzruszający... bez daty.. ale udało mi się go namierzyć:
„Wydrukowałam ten pierwszy rok, w całości od września 2000 do września 2001, i nadziwić się nie mogę! Dałam mężowi do czytania. Ten zbaraniał. Nigdy tego nie widział, nie czytał. Zrobił oczy jak filiżanki - tyleś nasmarowała przez ten rok! Zabraknie papieru do drukarki w Milanówku, żeby to drukować dalej, a przed tobą jeszcze dwa lata do wydrukowania. Zwariowałaś! Marcel Proust, Tołstoj, i Lew, i Aleksy razem, to przy tobie "pikusie", jeśli chodzi o ilość! Zaczął to czytać, nie może przebrnąć! Na początku chciał poprawiać, skreślać, wyrzucać, po przeczytaniu zapisków z dwóch miesięcy przyszedł do mnie i powiedział: - Krysiu, z tym się nic nie da zrobić. Ani skrócić, ani uszlachetnić, ani dokonać wyboru, bo to jest groch z kapustą, wolne pasmo skojarzeń, bałagan totalny... i albo to ktoś polubi, albo niech nawet nie dotyka.
O matko!
No nic, płodzę dalej w radosnej beztrosce.”
A ja nie tylko polubiłam, ale pokochałam, te słowa...., które wzruszają, wywołują uśmiech, poprawiają duszy stan, są mądre, inteligentne, ciepłe i bez nich nie można już...
Bardzo lubię to zdjęcie:
i oczywiście to, takie ciepłe, delikatne... które jest wspomnieniem dawnej strony...
A w ogóle, nie mogę pogodzić się z faktem, że niektóre spektakle schodzą z afisza... że już nie ma MAŁEJ.. TEGO NAJWAŻNIEJSZEGO, NAJBARDZIEJ PORUSZAJĄCEGO... Miałam to ogromne szczęście by widzieć Go wielokrotnie. Nigdy Go nie zapomnę, pozostanie we mnie głęboko... na zawsze..
Jak przebiegają próby Bagdad Cafe?
Pozdrawiam ciepło!