prasa

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

prasa

Postprzez nat Cz, 30.04.2009 10:33

Dwa zapachy tataraku
Rozmawiał Remigiusz Grzela
2009-04-29

Krystyna Janda i Andrzej Wajda byli we wtorek 28 kwietnia gośćmi spotkania w cyklu "Film, muzyka, teatr w Gazeta Cafe". Oto fragmenty rozmowy.

Remigiusz Grzela: Czy trudno jest napisać scenariusz z opowiadań Iwaszkiewicza? Do realizacji "Tataraku" przymierzał się pan kilka lat.

Andrzej Wajda: U Iwaszkiewicza są bardzo wyraziste postacie. Aktorzy nie mogą niczego ilustrować. To musi wypływać z nich samych, z akcji. W "Tataraku" jest napisane, że autor po latach spotyka panią Martę i ona opowiada mu tę historię. Jest śmiertelnie chora. Pomyślałem, że wprowadzenie tej choroby na początku opowiadania dawałoby większą dramatyczność jej spotkaniu z młodością, którą reprezentuje Boguś. Jak to można było zrobić? Przyjeżdża przyjaciółka z Warszawy, która w opowiadaniu Iwaszkiewicza nie ma specjalnego zadania, i rozmawiają o niczym, wypełniając pustkę życia pani Marty. Pomyślałem, że doktor, który mieszka w niewielkim miasteczku, posłał wyniki swojej żony do kolegów z Warszawy, którzy mają większą szansę sprawdzenia, co jej dolega. Przyjaciółka przyjeżdża z Warszawy i przywozi dokumenty.

Dowiedziałem się od mojego lekarza prof. Andrzeja Szczeklika, który nie tylko leczy moje biedne serce, ale i moje filmy, że istnieje opowiadanie Sándora Máraia pt. "Nagłe wezwanie". Poradził, żebym przeczytał. Zabieg włączenia do "Tataraku" opowiadania Máraia o mężu lekarzu, który stwierdza u żony śmiertelną chorobę, wydał mi się dosyć istotny. Całą resztę pozostawiłem bez zmian, starając się oddać to, co najtrudniejsze w prozie Jarosława Iwaszkiewicza, czyli to, co wynika z połączenia krajobrazu i losów ludzkich. Nie jest bez znaczenia, kiedy i gdzie, o jakiej porze roku rozgrywa się ta historia.

Staraliśmy się z operatorem Pawłem Edelmanem, aby ta historia duszy znalazła dla siebie tak szerokie tło, jak sobie tego życzy autor opowiadania.

Obie te historie to wciąż było za mało na film?

Andrzej Wajda: Myślałem, że może trafię na inne opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza, które się zrymuje z "Tatarakiem". Ale nie trafiłem. I wtedy uznałem, że jedynym tematem, który mógłby dopełnić ten film, jest aktorka grająca panią Martę. Od samego początku wiedziałem, że to będzie Krystyna Janda, bo chciałem się z nią spotkać od lat. Uważałem, że takie spotkanie jest nam potrzebne. W każdym razie mnie było potrzebne spotkanie z jej talentem rozwiniętym po latach doświadczeń w filmach i w teatrze. Chciałem opowiedzieć, kim grająca panią Martę aktorka jest, jakie jest jej życie, o czym myśli? Koniecznie chcieliśmy dać piękną opowieść o tataraku, który ma dwa zapachy. Ale tego nie da się w żaden sposób zilustrować filmem. To musi być powiedziane słowami. Dlatego zaczynamy od sceny, w której aktorka grająca Martę i reżyser czytają opowiadanie "Tatarak".

Potrzebował pan spotkania z Krystyną Jandą. Za czym pan tęsknił?

- Pamiętam, jak robiliśmy wiele lat temu "Bez znieczulenia". Krystyna Janda grała tam epizodyczną rolę. Agnieszka Holland napisała scenariusz. Pierwsza scena, a Krystyna nic nie mówi. Mimo że są napisane dialogi. Myślę: "Zobaczymy, co będzie dalej". Gdy reżyseruję, zawsze jestem zaciekawiony, co się wydarzy w takich momentach. Jestem tego ciekawy jak małe dziecko. Druga scena: znowu nic nie mówi. Biorę ją na bok i pytam: "Czy ty masz zamiar nic nie mówić w tym filmie?". "Tak" - odpowiada. "Tu wszyscy tyle mówią, po co ja będę mówić". Pomyślałem: "A, to jest inteligentne". Poprosiłem tylko, aby na końcu powiedziała jednak jedno zdanie, bo inaczej wezmą ją za niemowę. Spotykając się z Krystyną Jandą na planie, wiem, że będę miał niespodziankę, przygodę. Jestem otwarty na interwencję aktorów, a to z bardzo prostej przyczyny - aktorzy stoją bliżej postaci niż reżyser. Moim zadaniem jest, aby postacie się spotkały i żeby zrealizowały wspólnie wydarzenie, które jest tematem scenariusza. Aktorom, którzy mają indywidualność, siłę, przekonania, a tacy są przecież najbardziej wartościowi, trzeba dać wolność. Cała trudność polega raczej na tym, że nie wszyscy mają taką wolę i nie wszyscy mają taki talent.

W "Tataraku" od początku wiedziałem, że potrzebna mi jest scena, w której aktorka w pewnym momencie ucieka z planu, nie chce grać dalej. Moi koledzy z ekipy byli temu przeciwni. Mówili, że to już trochę za dużo. Ale Krystyna nagle mówi: "Nie, Andrzej, to jest w porządku, dwa razy uciekłam z planu". Uciekła do hotelu, bo zwykle kręci się z dala od domu, mieszkając w hotelach...

Naprawdę uciekała pani z planu?

Krystyna Janda: Rzeczywiście dwa razy uciekłam z planu. Raz, robiąc postsynchrony do filmu "Kochankowie mojej mamy", zagrałam scenę improwizującą rozpakowywanie prezentów i otwierając papiery, improwizowałam cały dialog. Usłyszałam, że mamy jeszcze raz podłożyć cały dźwięk, całą scenę powiedzieć na nowo. Miałam już doświadczenie, wiedziałam, że drugi raz nie powiem tak samo czy równie dobrze. Szybko też zobaczyłam, że mówię między dźwiękiem, darciem papieru, czyli jeżeli reżyser się troszeczkę wysili i popracuje, to uratuje dialogi. I wtedy po prostu powiedziałam, że nie zrobię postsynchronu, bo to jest psucie sceny, i uciekłam. To było w Łodzi. Powiedziałam, że wracam do Warszawy. Na co reżyser wybiegł i krzyczał: "Natychmiast znajdźcie mi jakąś inną aktorkę o podobnym głosie!".

Andrzej Wajda: Nie mów nazwiska.

Krystyna Janda: Asystent na to: "A gdzie jej mamy szukać? Dziś? W Łodzi?". Drugi raz zbiegłam z planu, płacząc, ponieważ reżyser niespodziewanie zmienił zakończenie. Grałam cały czas coś innego, a on na końcu zmienił zakończenie i wszystko, co zagrałam, stawało się bez sensu. Grałam postać, której mąż nie chce dotknąć, a reżyser wymyślił potem, że jestem w ciąży. Dramat mojej postaci polegał na tym, że mąż ma kochankę i mnie nie dotyka. No nie.

Andrzej Wajda: Nie mów nazwiska.

Krystyna Janda: Zdarzyła mi się jeszcze inna, zupełnie nieprawdopodobna rzecz. Grałam w filmie "Matka mojej matki". Scenariusz był tak napisany, że nie jestem matką tej dziewczyny. Na tym moim zdaniem polegała uroda mojej roli - jakaś dziewczyna przychodzi do kobiety, która lubi się czasem lekko napić, i mówi: "Pani jest moją mamą". Na to moja bohaterka myśli: "Jak ona tak chce, to się pobawimy". A tu producent obejrzał film i powiedział: "Nie, trzeba dokręcić scenę, że ona jest matką". Przecież grałabym inaczej, gdybym była naprawdę matką. I ty się dziwisz, że nikomu innemu bym nie zaufała do końca, tylko tobie.

Wspominał pan, że pokoje hotelowe to miejsca, których nie można oswoić. Amerykański malarz Edward Hopper jest mistrzem w opowiadaniu o ludziach samotnych w hotelowym pokoju. To jego malarstwem inspirował się pan, pracując nad "Tatarakiem".

Andrzej Wajda: Większość życia spędziłem w hotelach, zrobiłem pewnie z 50 filmów. Hotel jest czymś przejściowym. Hopper namalował najtrafniej, najpiękniej, najgłębiej Amerykę lat 30. z całą melancholią wielkiego miasta, ale i prowincji. Czasem jest u niego step, stoi jakiś domek, obok kobieta ubrana na czerwono, w kapeluszu, czerwone buty, a tu sawanna - nie ma nic. Dla kogo się tak ubrała? To są bardzo piękne i zastanawiające obrazy. Jest też seria pokoi hotelowych. Na jednym kobieta tylko w halce trzyma grubą książkę, czyta. Co to za książka? Łatwo się domyślić, bo w każdym amerykańskim hotelu otwierasz szufladę i leży Biblia. Czyta Biblię, czekając na ukochanego? A my to wszystko widzimy przez okno, jakbyśmy przypadkowo przechodzili. Najbardziej znanym obrazem Hoppera są "Nocni włóczędzy" - taki nocny bar, w którym siedzi para - mężczyzna i kobieta. Jest też na nim barman w białej furażerce i samotny mężczyzna, w sumie cztery osoby. Dookoła czarna, ciemna, pusta ulica, wszystkie okna zgaszone. Pomyślałem, gdzie - jeśli nie u Hoppera - powinienem szukać dla siebie natchnienia? Stąd monolog aktorki w pokoju kompletnie nie do oswojenia, w którym nie ma nic indywidualnego.

Jakie opowieści ukrywają w sobie kobiety na obrazach Edwarda Hoppera?

Krystyna Janda: Niedawno pewien widz napisał do mnie list o atmosferze pokojów hotelowych znanych z malarstwa Hoppera. My, którzy często mieszkamy w hotelach, zawieszeni między jednym wydarzeniem a drugim, życiowym czy zawodowym, wiemy, jak bardzo te pokoje są bezosobowe, jak trudno się w nich odnaleźć, jak często prowokują myśli. Jest w nich samotność, jest oczekiwanie, że coś się zdarzy, coś, na co nie mamy wpływu. Świetnie, że w "Tataraku" jest właśnie taki bezosobowy hotelowy pokój. Ten widz napisał: "Ja też nie odrywam z walizek bilecików samolotowych. Nie wiem, co będzie dalej. Tak jakby ta walizka miała tu już zostać. To jest tymczasowe miejsce. Chwila w zawieszeniu".

Nie bała się pani zagrać sceny monologu w pokoju hotelowym?

Krystyna Janda: Nie, nie bałam się. Pracuję bardzo długo, dużo gram sama, gram monodramy. Lubię być sama na scenie. Lubię komponować wieczór, decydować, co tego wieczora będzie ważne. Gram tak, jak czuje mój organizm i jak psychika tego wieczora mi pozwala. Wydaje mi się, że rozumiem publiczność, że wiem, czego się obawia, wiem, że czasem przesadzam. Umiem to naprawić, tak żeby widzowie byli w dobrej kondycji przez całą opowieść , żeby rozumieli i czuli to, co wydaje mi się ważne. W "Tataraku" w scenach monologów narzędzia były w moim ręku. Bardzo chciałam to powiedzieć dokładnie tak, a nie inaczej. Co do westchnienia. Dlatego nie bałam się.

Puściły mi nerwy tylko raz, ale Andrzej to usłyszał. Nawet ja sama nie wiedziałam, że za chwilę będę płakać, a Andrzej i Paweł Edelman już to usłyszeli. Paweł podbiegł i zgasił lampę. Andrzej powiedział: "Stop". Jestem za to bardzo wdzięczna. Nie można postawić widza w trudnej sytuacji. Jeżeli ten film ma wywołać wzruszenie, jeżeli ma się zrymować z życiem prywatnym widzów, to nie można ich sobą zawstydzać, wprawiać w zażenowanie. Wiedziałam, że muszę powiedzieć o śmierci w taki sposób, żeby widzowie mogli w moją opowieść wpisać samych siebie. Wiedziałam też, że mówię do ludzi, którzy wiedzą, co do nich mówię... I dlatego nie chciałam uciec z planu.

Powiedziała pani całkiem niedawno, że Andrzej Wajda jest najmłodszym reżyserem świata.

Krystyna Janda: (śmiech) To prawda, z żadnym innym reżyserem nie mogło mi się zdarzyć takie szaleństwo. Jakby mnie wystrzelili w kosmos - każde spotkanie z nim, każda praca niesamowita.

Ale mówiła też pani, że z Andrzejem Wajdą właściwie nic nie wiadomo, że najlepiej zagrać cały film w jednej fryzurze i jednym kostiumie...

Krystyna Janda: Tak Andrzej żartował z siebie przed laty, kiedy uczyłam się od niego wszystkiego - grać, pracować, być na planie, być artystką, być kobietą, być Polką. Zawsze przestrzegałeś mnie, Andrzeju, żebym nie zmieniała kostiumu, bo nie wiesz, w jakiej kolejności zmontujesz sceny, i mogę ci przeszkodzić. Mówiłeś, żebym w każdej scenie zagrała dokładnie wszystko, całą rolę, ponieważ nie wiadomo, czy ta scena, którą właśnie kręcimy, w ogóle wejdzie do filmu. I jeszcze coś. Mówiłeś: Kiedy aktor bardzo chce coś zagrać, jest jak chore dziecko, trzeba mu pozwolić zagrać to, co chce, bo inaczej nie będzie grał tego, czego chce reżyser. Czasem żartowałeś, że trzeba pozwolić mu to zagrać, nawet nie wkładając taśmy do kamery. Taśma była kiedyś bardzo droga. Zawsze zastanawiałam się, grając, czy jest taśma w kamerze. (śmiech).

Dokumentaliści mówią do niektórych bohaterów: "A teraz nakręcę pana na amerykańską taśmę", czyli nie nakręcę.

Krystyna Janda: Dwa miesiące pracy przy "Człowieku z marmuru" nauczyły mnie wiele i potem całe moje życie zawodowe mogłam czerpać z doświadczeń naszego pierwszego spotkania, z tych dwóch miesięcy. Nauczyłam się przede wszystkim, że trzeba pracować odważnie, że warto ryzykować. Że warto być w sztuce odważnym i bezkompromisowym. Dla mnie to spotkanie, ta praca wtedy była tak ważna, odkrywcza, że to, czy "Człowiek z marmuru" wejdzie do kin, czy zatrzyma go cenzura, właściwie nie miało większego znaczenia. Najważniejsze było to, że spotkałam człowieka, od którego tak wiele mogłam się nauczyć. (oklaski).

Andrzej Wajda: Przez pierwsze dni na planie "Człowieka z marmuru" moją asystentką była Agnieszka Holland. Powiedziałem Krystynie Jandzie: "Ty patrz na Agnieszkę, jak ona reżyseruje, jak się zachowuje. To jest ktoś, kto idzie do przodu, kto będzie kimś". A troszkę też patrzyłaś na mnie. I to nie bardzo się spodobało. Publiczność nie była przyzwyczajona, żeby kobieta na ekranie, Polka, tak się zachowywała, była tak energiczna, żeby robiła takie miny, żeby nie liczyła się z niczym. No, a jak zrobiła gest Kozakiewicza! Słuchaj, dlaczego my teraz nie zrobiliśmy tego, to by się tak dobrze nadawało.

Krystyna Janda: W "Tataraku"?

Andrzej Wajda: Nie, w "Tataraku" nie, ale trzeba zrobić szybko jakiś inny film, mogłabyś ten gest powtórzyć.

Planuje pan film o Lechu Wałęsie, więc może to jest miejsce na gest Kozakiewicza.

Andrzej Wajda: Lecha trzeba by namówić. On się nie da namówić do niczego. Niech zostanie sobą, jest fantastyczny.

Wracając do "Człowieka z marmuru", jak Andrzej Wajda wytłumaczył pani tę rolę?

Krystyna Janda (do Andrzeja Wajdy): Powiedziałeś mi wtedy, przed "Człowiekiem...", że mam sportretować pokolenie, które nadchodzi, które otworzy drzwi. Przypomniałam sobie wszystkich kolegów z liceum plastycznego, ich niekonwencjonalne poglądy, zachowania, zwariowane plenery malarskie, ich sposób bycia. A potem jeszcze powiedziałeś: "Amerykanie robią filmy z samymi mężczyznami, czy mogłabyś zagrać jak mężczyzna?" Gest Kozakiewicza po prostu postawiłeś przede mną takie zadanie.

Andrzej Wajda: Wiesz, co mi się spodobało w czasie zdjęć próbnych? Co zwróciło moją uwagę? Patrzyłem na kogoś innego, jak grał, ale kątem oka zobaczyłem ciebie - stoisz i palisz papierosa bardzo nerwowo. O, myślę sobie, dobre. I pamiętam, że powiedziałem: "Czy mogłaby pani zapalić papierosa?"... Patrzę, to fantastyczne, zrobiłaś to dokładnie tak samo. A znam aktorów i znam życie - przeważnie w takiej sytuacji słyszę następujące: "A może mi pan powiedzieć, co ja robiłam?". Wtedy mówię: "Idź do domu, dziecko, nie będziemy robić razem filmu".

To jest właśnie świadomość. Aktor musi mieć świadomość, że może coś powtórzyć. Jeżeli nie może powtórzyć, to mogę wziąć każdego, nie?

Krystyna Janda: (śmiech) Nie. Proszę państwa, to były czasy, kiedy robiliśmy filmy zupełnie inne niż składane scenariusze. Bardzo wiele działo się na planie. Jestem aktorką, która do dzisiaj nie uczy się tekstów na pamięć, bo mnie się ciągle wydaje, że tekst powstaje na planie, że ciągle jest cenzura.

Andrzej Wajda: Cieszę się, że dożyliśmy takiego filmu jak "Tatarak", że nauczyłaś się dialogów. I widzisz, nie ma lepszych dialogów.

Mówiła pani, że czuła, przygotowując się do roli, że Iwaszkiewicz, pisząc "Tatarak", miał w sobie prywatny ból. Jak dzisiaj patrzy pani na ten film?

Krystyna Janda: Czytałam to opowiadanie, czułam, że jest bardzo osobiste. Niedopowiedziane, zagadkowe. Są zdania, które świadczą, że między nimi jest coś więcej, że jest coś, co można wypełnić, każdy może uzupełnić je sobą, swoją tęsknotą albo historią. To opowiadanie tajemnicze, może bardziej osobiste, niż się nam wszystkim wydaje.

Mówiła pani też o naturalnej potrzebie, z której powstał ten film. Powstał z poczucia wolności?

Krystyna Janda: Przede wszystkim wiedziałam, jak jest dla mnie ważny. Nie ja jestem ważna, rola, jak temat jest dla mnie ważny. Ten film robiłam z wielką nadzieją, ale i przyjemnością. Zaczęło się niewinnie. Pierwsze rozmowy zaczęły się trzy lata temu. Andrzej Wajda powiedział, że ma ochotę spotkać się ze mną przed kamerą. Szukaliśmy ważnego powodu, żeby postawić kamerę na planie filmowym. Trzeba mieć naprawdę powód, żeby włączyć kamerę. Nie wchodzi się przed kamerę, na scenę po... byle co. Nie warto. Spotykaliśmy się, rozmawialiśmy. Powstawały kolejne wersje scenariusza. Rodziły się różne pomysły. Można by napisać opowieść o kolejnych wiosnach i latach, podczas których nie zrobiliśmy tego filmu. Ale cały czas pracowaliśmy. Potem stało się to, co się stało, a jeszcze później, tamtego lata, pewnego dnia postanowiłeś, Andrzeju, że możemy postawić kamerę. Że mamy powód. Wszystko stało się w rezultacie zupełnie inaczej, niż planowaliśmy, i to jest najpiękniejsze. Ale jak się stawało, zajrzałeś mi w oczy i zapytałeś, czy chcę, żeby tak było, i czy się na to decyduję. Czy chcę powiedzieć swój monolog. A ja pomyślałam tylko, że jeżeli Andrzej Wajda poświęca swój czas, swój autorytet, talent i uważa, że te dwa tematy, że te dwie historie mogą być razem, to jest to dla mnie wielkie szczęście i dziękuję, że los zdarzył w moim życiu coś takiego. Przy każdej okazji dziękuję za to, że tak się stało.

Andrzej Wajda: Gdyby nie stało się tak, że dajesz mi napisany monolog, nie wiem, czy bym się zdecydował. Przeczytałem i poczułem nagle, że to jest silne, wyraziste. Gdybyś to przed kamerą opowiedziała od siebie, bez napisanego tekstu, to byłoby żenujące. Jakbyś chciała koniecznie zadowolić dziennikarzy, którzy zadali ci pierwsze bolesne pytanie. To by było jak obrona przed nimi. Dlatego poprosiłem, żebyś nauczyła się na pamięć. Pomyślałem, że mogę postawić daleko kamerę, tak jak doradził Paweł Edelman, i nie zaglądać ci w oczy. I nie robić tego właśnie, czego nie chcesz, a czego żądają od ciebie dziennikarze.

Krystyna Janda: Nie miałam potrzeby, żeby to opowiedzieć w ogóle. To, co powiedziałam, jest opowiedziane do filmu "Tatarak". Każdy akapit zaczyna się od spotkania z filmem "Tatarak". To tylko było zdumiewające, jak nagle te obie historie - prywatna i fikcyjna - zaczęły się przenikać. Nie mogły już bez siebie w mojej głowie istnieć.

Andrzej Wajda: Zaciekawiło mnie, że zdecydowałaś się pójść tak daleko w postaci pani Marty. Nie tylko przefarbowałaś włosy, zrobiłaś sobie nawet inne oczy. Wiedzieliśmy, że chcemy zrobić w drugiej części opowieść o aktorce, ale nie myślałem, że pójdziesz tak daleko.

Krystyna Janda: To było naturalne. Opowiadaliśmy też o zawodzie aktora, a dla ludzi z zewnątrz to, że aktor się zmienia, także fizycznie, jest chyba najbardziej fascynujące, to, że inaczej chodzi, mówi, w innym rytmie myśli i reaguje.

Tadeusz Sobolewski w "Gazecie Wyborczej" napisał, że realizacja "Tataraku" ma być dla aktorki rodzajem szczepionki przeciwko śmierci. Jak to pani rozumie?

Krystyna Janda: Myślę, że przy okazji tego filmu za często mówi się o mnie i o mojej prywatnej historii. Jestem aktorką od 30 lat. Od 30 lat używam własnego życia, przeżyć, doświadczeń, do opowiadania fikcyjnych historii. Śmierć jest uniwersalnym, wielkim tematem. To opowieść - jak już mówiliśmy - o zawodzie aktora. Aktor oddaje swojej postaci wszystko, co wie, rozumie, czuje.

Gazeta Wyborcza Stołeczna
____________________________________________________________________________________________

Pasolini, Janda i Kaczmarek na festiwalu Dwa Brzegi

"Świat zwariował" - to hasło tegorocznej edycji Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi, który już po raz trzeci odbędzie się w Kazimierzu Dolnym i Janowcu nad Wisłą. Impreza potrwa od 1 do 9 sierpnia.

W warszawskim Empiku odbyła się dziś konferencja, na której przedstawiono zarys programu festiwalu. Jak zaznaczyła już na początku dyrektor artystyczna Grażyna Torbicka, Dwa Brzegi nie zmienią swojej formuły, w ramach której kino pokazane będzie na tle innych sztuk, takich muzyka czy malarstwo. Impreza będzie więc łączyć pokazy filmów, otwarte koncerty, a także artystyczny performance. Muzycznym hasłem tegorocznej edycji będzie: "bossa nova", brazylijski gatunek muzyczny obchodzący w tym roku półwiecze. Imprezę otworzy koncert w wykonaniu brazylijskich muzyków (informacja, kto to dokładnie będzie, trzymana jest na razie w tajemnicy), a na otwarciu zostanie pokazany jeden z najbardziej znanych filmów inspirowanych bossa novą, czyli "Czarny Orfeusz" Marcela Camusa (film zdobył Złotą Palmę w Cannes w 1959, a rok później Oscara w kategorii: Najlepszy Film Nieanglojęzyczny). W sekcji zobaczymy także "Dona Flora i jej dwóch mężów" Bruno Barrety.

Z muzycznych atrakcji na gości Dwóch Brzegów czeka też koncert laureata Oscara Jana A. P. Kaczmarka, który zagra swoje mniej znane kompozycje z okresu współpracy z Orkiestrą Ósmego Dnia. Kompozytor będzie też jednym z gości cieszącego się zainteresowaniem widzów cyklu "Lekcja kina...", czyli rodzaju spowiedzi twórcy i intymnej rozmowy o filmowej pasji. Spotkania ilustrowane są wybranymi przez gości fragmentami filmów. Poza Kaczmarkiem gościem tegorocznej "Lekcji..." będzie reżyser Piotr Szulkin.

Ciekawie zapowiada się sekcja filmów dokumentalnych, w ramach której zaprezentowany zostanie głośny dokument Piera Paolo Pasoliniego "La rabbia di Pasolini". Z powodu tragicznej śmierci reżyser nie zdążył dokończyć filmu. W zeszłym roku zrobił to jego przyjaciel Giuseppe Bertolucci, a obraz miał premierę na festiwalu w Wenecji. Pokaz na Dwóch Brzegach będzie pierwszą szansą zobaczenia filmu w Polsce.

Na festiwalu kontynuację znajdzie także, zainaugurowany w zeszłym roku przez retrospektywę Janusza Gajosa, cykl "I Bóg stworzył aktora", czyli autorski wybór filmów najwybitniejszych polskich aktorów. Tegorocznym gościem honorowym imprezy będzie Krystyna Janda.

Szczegółowy program trzeciej edycji Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi poznamy na przełomie maja i czerwca. Już w przyszłym tygodniu ruszy odświeżona strona internetowa imprezy. Szczegółowe informacje znajdziecie na: http://www.dwabrzegi.pl.

Filmweb objął patronat medialny nad festiwalem.

Michał Burszta
Filmweb
___________________________________________________________________________________________

Wajda, Janda, Stańko, Irena Kwiatkowska - aktorami nowego filmu animowanego Mariusza Wilczyńskiego

Kreskę Mariusza Wilczyńskiego, zwanego "Wilkiem" znają widzowie TVP Kultura. Ten 46-letni artysta, malarz, muzyk i performer jest autorem wielu filmów animowanych (m.in. "Czas przeszły", "Niestety", "Death to Five", "Kizi Mizi"). W 2007 roku jego filmy pokazywano w nowojorskim muzeum sztuki nowoczesnej MoMA. Obecnie Wilczyński pracuje nad pełnometrażowym autorskim filmem "Zabij go i wyjedź z tego miasta" - jest jego scenarzystą, reżyserem, autorem zdjęć i animacji. Muzykę zdążył skomponować i zagrać na gitarze "ojciec chrzestny polskiego bluesa" Tadeusz Nalepa. Prace nad filmem trwają od ponad roku, koniec realizacji jest przewidziany na 2011/12 rok. Rewelacyjnie zapowiada się strona dźwiękowa, aktorska antysentymentalnej bajki Wilczyńskiego. Udało mu się zaprosić do współpracy wybitne postacie sztuki podkładające głosy animowanych postaci. Krystyna Janda zagra główną bohaterkę Jadwigę. Andrzej Wajda zgodził się podłożyć głos Staruszka Kaczora Donalda. Irena Kwiatkowska będzie Starą Myszką Miki. Konduktorem - Tomasz Stańko. Uciętą Głowę Berlioza (z "Mistrza i Małgorzaty" Bułhakowa) zagra Daniel Olbrychski. Maja Ostaszewska będzie Jankiem, Krzysztof Kowalewski - Panem Wacławem. Udało się zarejestrować głosy artystów, którzy odeszli: ostatnią rolą Gustawa Holoubka będzie w filmie Wilczyńskiego Stary Pan Przechodzący Korytarzem Wagonu; głos muzyka z gitarą podłożył Tadeusz Nalepa.

Mariusz Wilczyński pisze w eksplikacji filmu: "Ja wiem, że tak jest, że z biegiem lat odchodzą wszyscy najbliżsi - dziadkowie, rodzina, ciocia z wujkiem, przyjaciele od serca i bluesa, nasze najukochańsze psy, kot i kanarek, akacja z podwórka i fabryka z kominem oraz tramwaj, którym zawsze jeździłem do szkoły, i smak wody z sokiem , i zabawki na sznurkach. Wszystko odchodzi, wszystko przechodzi do mojej głowy. Moja pamięć zaludnia się i mebluje. Zaraz zasiądą wszyscy do wigilijnego stołu, tylko jak zwykle ciocia Hela spóźnia się z dziewczynkami. To ja może szybko, póki jeszcze nie siadamy, odnajdę Tatę i Mamę i powiem im wreszcie pierwszy raz, że ich kocham, Ach, zapomniałem, rodzice rozeszli się, jak miałem trzy latka. (...) Chcę żyć długo, jak najdłużej. Chcę zabić te wszystkie piękne, łzawe sentymenty, kopnąć je w dupę. Nie wiem, jak to zrobić, i nie wiem, czy mi się to uda. Film pokaże".

Gazeta Wyborcza
____________________________________________________________________________________________

Janda, jakiej nie znacie
29-04-2009

To bez wątpienia najbardziej znana sztuka Friedricha Dürrenmatta. Spektakl Waldemara Krzystka przekonuje, że nic nie straciła ze swej aktualności. Bo jak pisał Jan Kott – w każdej epoce znajdą się ludzie, z którymi można zrobić wszystko i to za niewielkie pieniądze

Przystaną na zbiorowe morderstwo, a kiedy już będą je mieli za sobą – samych siebie przekonają, że zrobili to w imię sprawiedliwości i ideałów”. Przedstawienie powstałe w 2002 roku odarte jest z teatralności i ogląda się je niemal jak współczesny film. Zgodnie z tradycją teatralną w postać tytułowej bohaterki – bezwzględnej Klary Zachanassian – wcielały się najczęściej dojrzałe aktorki. Waldemar Krzystek postąpił inaczej i odniósł sukces. Krystynie Jandzie w 2002 roku do sześćdziesiątki było jeszcze daleko, ale kiedy jej bohaterka pojawia się na ekranie, widzowie nie mają wątpliwości – takie jak ona rządzą światem.

Krytycy nazywali Dürrenmatta wielkim moralizatorem XX wieku. On sam zaś mówił, że przede wszystkim chce w swej twórczości ukazywać problemy nurtujące człowieka z dystansu, bez zaangażowania, które mogłoby wyglądać na moralną krucjatę. Był świadomy ogromu zła panującego na świecie. Zła, które – jak uważał – nie da się naprawić, co nie znaczy, że można być wobec niego obojętnym. Chciał je bezkompromisowo obnażać, a najwłaściwszymi do tego gatunkami literackimi były dla niego groteska, parodia i farsa.

Powstała w 1956 roku „Wizyta starszej pani”, mimo że należy do jego wczesnych sztuk, uważana jest za najwybitniejsze dokonanie pisarza. Ten znakomicie skonstruowany dramat, niewolny od czarnego humoru, stanowi wyjątkowo ostre i celne oskarżenie natury ludzkiej, pełnej przewrotności, obłudy i chciwości. Do małego miasteczka przybywa miliarderka, która chce finansowo wspomóc miejscową społeczność. Pod jednym warunkiem, jak się okazuje, wcale nie tak trudnym do spełnienia, jak się początkowo mieszkańcom wydawało...

W Polsce utwór Dürrenmatta był wielokrotnie z sukcesem wystawiany, także w Teatrze Telewizji. W pamięci widzów zapisał się zwłaszcza spektakl Jerzego Gruzy z 1971 roku. Zachwyt wzbudziła niezwykła kreacja Barbary Krafftówny. To ona sprawiła, że przedstawienie trafiło do elitarnej Złotej Setki Teatru TV. Krafftówna, obok Jandy, była najmłodszą polską Klarą Zachanassian.

A postać tę mają w swoim dorobku silne osobowości sceniczne. W 1958 roku w Krakowie wystąpiła w tej roli Lidia Zamkow, charyzmatyczna reżyserka teatralna, a w warszawskim Teatrze Dramatycznym, który dzięki reżyserowi Ludwikowi Rene stał się na wiele lat „domem Dürrenmatta” – Wanda Łuczycka. Potem Klarą były m.in. Sława Kwaśniewska, Halina Gryglaszewska, Maja Komorowska, Nina Andrycz, Halina Winiarska i Emilia Krakowska.

– W jednej z pierwszych scen, które zagrałam – mówi Krystyna Janda – moja bohaterka wypowiada takie zdanie: „Człowieczeństwo, moi panowie, jest podporządkowane giełdzie. Jeśli ktoś rozporządza takim kapitałem jak mój, stać go na stworzenie własnego porządku świata...”. Straszne – dodaje aktorka. – Ale i dziś niezwykle aktualne. Jak grać bogatych? Wolno! Ludzie naprawdę bogaci już nigdzie się nie śpieszą.

Spektakl Waldemara Krzystka kręcono w Chełmsku Śląskim, niedaleko granicy z Czechami. Reżyserowi zależało na tym, by osadzić tę opowieść w miasteczku, które kiedyś przeżywało okres świetności, a dziś jest w kompletnej ruinie. Oprócz Jandy świetnie zagrali m.in. Teresa Sawicka, Jerzy Stuhr, Witold Dębicki i Krzysztof Dracz. Scenografem spektaklu jest Tadeusz Kosarewicz. Muzykę napisał Zbigniew Karnecki.

Wizyta starszej pani
20.20 TVP 1 poniedziałek

Jan Bończa-Szabłowski
Rzeczpospolita
____________________________________________________________________________________________

Życie pod nazwiskiem

Łomnicki, Peszek, Seweryn - rozsławione przez rodziców nazwisko wbrew pozorom nie ułatwia dzieciom życia. Jeśli młodzi chcą robić karierę w tej samej dziedzinie, muszą nie tylko być wybitni, ale też walczyć o autonomię.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,97659,6559656,Zycie_pod_nazwiskiem.html

Polityka
____________________________________________________________________________________________

Jeśli tak wygląda sprawa, no to w porządku - rozgraniczymy monitoring teatralny i domowy i ten drugi kontynuuję :)
Mam nadzieję, że recitale się podobały i tydzień muzyczny uznaje Pani za udany.
Pozdrawiam serdecznie i majówkowo,
N.
w szeregu biegniesz kilka lat,
a potem - jazda w boski sad!
Avatar użytkownika
nat
 
Posty: 3038
Dołączył(a): Cz, 22.01.2009 14:19
Lokalizacja: W-wa/Poznań

Re: prasa

Postprzez Krystyna Janda Pt, 01.05.2009 06:44

Bardzo dziękuję. Wracając do wyjaśnień, tylko prasę stąd mogę włożyć na stronę , bo monitoring dostajemy w PDFie. I tylko tu , kiedy dostaje na Forum czytam , bo w teatrze nie bardzo mam czas. Dziękuję raz jeszcze.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja