Nowy Rok... Nowy to taki przymiotnik z pozytywnym przesłaniem, nowy, więc niezniszczony, niezużyty, niewyeksploatowany, niezawodny, pachnący fabryczną nowością, budzący nadzieję na długie i bezproblemowe użytkowanie...
Pani Krystyno, takie to już trochę histeryczne szukanie optymizmu, który mi już jak lusterkowy zajączek umyka i nie daje się złapać, ale przełom roku to zawsze okres kiedy wszyscy próbujemy sobie wyobrażać, że będzie lepiej, że będziemy pracowitsi, uważniejsi, znajdziemy więcej czasu dla siebie i bliskich, że będziemy chodzić na dłuższe spacery z naszymi dziećmi i psami, że bardziej aktywnie włączymy się w zabawę z nimi, że będziemy więcej ćwiczyć, będziemy mądrzejsi, będziemy się lepiej odżywiać, uwolnimy się od nałogów, zrobimy w końcu porządek na pawlaczu, pomalujemy balkon, przesadzimy tę największą palmę, bo się już bidulka dusi w doniczce, zmienimy świat na lepszy... itd, itd.
Styczeń szybko rozwiewa te optymistyczne plany, bo my swoje, a życie swoje...
Ale mimo to - Pani, sobie i wszystkim, którzy stracili lub tracą nadzieję życzę, żeby tym razem było inaczej, żeby nadzieja nie umierała, tylko dawała nam siłę przeczekać, przetrwać, zachować godność, bo KAŻDE zło mija... Karmmy ją (chyba pierwszy raz użyłam tego słowa jak niepolsko wygląda ) dobrym słowem, nadzieja odpływa falami, wspierajmy własną tych, których dopada rezygnacja, trzymajmy się razem, rozmawiajmy, informujmy się, nie ustawajmy w wysiłkach...
Uśmiechy ślę. Dobrze będzie! Na martwym drewnie zawsze wyrastają młode, silne drzewa