Grzybiarz ...

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

Grzybiarz ...

Postprzez zuzanna6 Cz, 02.10.2014 23:48

Pani Krystyno …
Nie wiem od czego zacząć … Już ponad tydzień żyję jakby w innym wymiarze … tragicznie zginął mój brat, a ja wpadłam w jakąś czarną dziurę i chyba powoli z niej wychodzę, skoro dzisiaj zatęskniłam za Pani Dziennikiem.

Ostatni raz jak pisałam do Pani, to był cudowny ranek, w słoneczną niedzielę 21 września i nie miałam pojęcia, że mój brat już nie żyje, że leży już drugi dzień w kostnicy, w czarnym worku jako NN. Jechał rowerem bez dokumentów. Potrącił go samochód. Ponoć nie cierpiał, zginął na miejscu. Pewnie i tego dnia był na grzybach … zawsze wracał lasem, nie wiem czemu znalazł się na szosie … na śmierć ponoć ciągnie …
Ja wkurzałam się na Super Express, który pisał o Pani bzdury, a Pani najspokojniej życzyła mi miłego dnia. I dzień był miły. I pomyślałam, że ma Pani rację, że nie warto przejmować się bzdurami. I nic nie przeczuwałam …

Dwa moje ostatnie wpisy dotyczyły grzybów właśnie i moich rozterek jak to ryzykuję jedząc, co przyniosą mi siostrzeńcy. Nie wiem, dlaczego nie napisałam wtedy, że mam brata grzybiarza, człowieka lasu, którego grzybki zawsze są w wigilijnych uszkach w barszczu … nie wiem dlaczego nie wspomniałam, że to jest jedyny człowiek, do którego mam zaufanie w tym względzie. Mój brat był bardzo skromnym człowiekiem, mieszkał w lesie, zbierał grzyby, jagody, rogi jeleni, czasami chodził na ryby. Zawsze jeździł rowerem. Ubierał swój wielki kapelusz i mówił: „to już jadę do swojej dżungli”. To był prawdziwy grzybiarz. Nie zbierał maślaków, sitaków itp. Jak powiedział, że idzie na prawdziwki, to wracał z wiadrem prawdziwków, a jak na kozaki – to przynosił wiaderko kozaków. Dorabiał sobie z tych zbiorów. Znał las, spacerował kilometrami i nie zdradzał swoich miejsc. A mieszkał w starej chacie i tam czuł się najlepiej. Nigdy nie narzekał. Miał swój świat. Na zimę zabierałyśmy go z mamą do siebie, bo zawsze bałyśmy się, że tam kiedyś zamarznie. Lubił nam gotować ( np. cudowną grochówkę), piekł nam ciasta, targał zakupy. Nie chciał z nami zamieszkać na stałe. Gdy tylko śniegi puszczały, uciekał do swojej dżungli. Nawet w lesie miał gdzieś swoje jabłonki i śliwy i robił dżemy.

Miałam siostrę i brata. Byłam najmłodsza z mojego rodzeństwa. Pisałam Pani ostatnio, że bardzo tęsknię za siostrą. Kupiłyśmy razem duży dom za miastem i miałyśmy razem się zestarzeć. Zostałam ze szwagrem, jej dziećmi, jej wnukami. Mozolnie budujemy szczęście od nowa. W październiku minie rok, jak odeszła. Rak.
W poniedziałek, 22 września przyjechała do mnie do pracy policja, że mam z nimi jechać do kostnicy zidentyfikować ciało … dzieciaki szalały ( jak to w szkole), a oni zawracali mi głowę, chciałam po piętnastej … wyobraża Pani sobie taką sytuację … tylko ja mogłam to zrobić … mamy nie chcieli denerwować …
Dzielnie „zidentyfikowałam”, nawet go pogłaskałam, pożegnałam, złożyłam zeznania i kazałam odwieźć się do pracy. Chyba byłam blada, bo pan policjant pytał, czy nie potrzebuję lekarza. Powiedziałam tylko, że chciałabym zapalić. Dyrekcja nawet chciała mnie zwolnić, koleżanki dziwiły się, że jestem taka dzielna, a ja chyba odganiałam od siebie myśli, że to wszystko prawda, chyba byłam w jakimś szoku, nie potrafię tego określić, wszystko robiłam tak jak trzeba … automatycznie … nie wiem …Bałam się wrócić do domu, bo musiałam powiedzieć mamie.

Coś we mnie pękło dopiero po pogrzebie. A moja biedna mama … ma 82 lata i jest taka dzielna. Zabroniła mi umierać przed nią. Przekazała mi wszystkie papiery, żebym wiedziała co i jak, jakby umarła. Na silę zaklina już rzeczywistość, że to ona musi odejść przede mną.

Ja udaję przed nią, że wszystko w porządku, a ONA przede mną. Mama JEJ charakter. Jesteśmy twarde.
Czasami los bywa złośliwy … Żyjemy, cieszymy się każdym ciepłym dniem, kwiatkiem, przyjaźnią … dręczą nas ludzie złej woli, walczymy z tęsknotami za tych, którzy odeszli i gdy wydaje nam się, że już co najgorsze minęło … jeden telefon i znowu wszystko wali się na głowę …

Znowu z mozołem i uparcie wbijam w siebie myśli, że warto żyć, że życie jest piękne … i w nasze życie wpisane jest również życie w żałobie, którą trzeba przeżyć dzień po dniu, sekunda po sekundzie i nikt nas z tego nie zwolni i nie ma słów pocieszenia … znowu siłę trzeba znaleźć w sobie …

Lubię jeździć do miasta, spacerować, być w tłumie, chodzić po sklepach choć nic nie kupuję. Chodzę tak długo, aż bardzo bolą mnie nogi. Jak widzę znajomych to uciekam. Nie mam siły opowiadać jak się czuję, jak to się stało … i wiem, że choć bardzo pragną mi pomóc to nie mogą, a słowa nie pocieszają.

Sama nie wiem, jak to się stało, że zaczęłam do Pani pisać. Skoro włączyłam komputer i znowu czytam, co Pani pisze i ja do Pani piszę, to znaczy, że już będzie tylko lepiej. Skoro nieszczęścia chodzą parami, to może to już koniec złych wiadomości …

Piszę też do Pani, bo wiem, że Pani właśnie najlepiej wie, co czuję.

Pani Krystyno, pozdrawiam serdecznie i samych dobrych dni życzę Pani i Pani Mamie.

Przetrwam, nie mam wyjścia.

Zuzanna
Choć już życia psia mać popołudnie
Jest cudnie, jest cudnie...
M.U.
zuzanna6
 
Posty: 192
Dołączył(a): Śr, 18.02.2009 17:10

Re: Grzybiarz ...

Postprzez Krystyna Janda Pt, 03.10.2014 20:00

Szanowna Pani, rzeczywiście wydaje myślę ze dokładnie wiem co Pani czuje. Wiem także jak to jest uśmiechać się rozmawiać , pracować reagować zwyczajnie a w środku mieć pustkę, czarna dziurę i nikt nie ma prawa tego dostrzec bo na to nie pozwalamy. Serdecznie, serdecznie Panią pozdrawiam. Składam Państwu głębokie kondolencje.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja



cron