Droga Pani Krystyno!
Nie wiem od czego zacząć, jeszcze wczoraj na samo wspomnienie tego spektaklu płynęły łzy... To było doswiadczenie graniczne. Siedzę sobie wygodnie w teatralnym fotelu i nagle jak rażona piorunem, w każdym kolejnym słowem bohaterki odkrywałam że jest w tym coraz więcej mnie. Jej życie było tak przystawalne do mojego, że to aż chwilami bolało...Wciąż nie potrafię na ten spektakl spojrzeć z dystansem.... Tym bardziej teraz gdy od kilku lat tych ograniczeń jest znacznie więcej i to moje ciało "dyktuje warunki". A ja często leżę i leżę choćbym nie wiem jak chciała wstać to akurat nie mogę i muszę się poddać.... Te wszystkie emocje są tak bardzo moje... Te frustracje, gniew , nieuzasadniona czasami złość.... Bo ja się właśnie często tak czuję że inni sobie "wpadają" do mnie na chwilę, a potem z ulgą pędzą do swoich żyć, a mnie się zostaje jakieś ER ZET cholera nie życie jak pisała Agnieszka Osiecka....Czasami jest tak że rośnie niewidzialna szyba dźwiękoszczelna za którą jestem i chce mi się krzyczeć ale wiem że nikt mnie nie uslyszy.... Bo ja leżę a tam gdzieś właśnie dzieje się świat. Beze mnie. Mnie tam nie ma i wszyscy jakoś sobie radzą. Do cholery. Ja zostaje i mam swoją "imprezę" a klepsydra odmierza czas ktory przesypuje się gdzieś przez moje palce....Idźcie już sobie wszyscy... Z tym swoim politowaniem... No tak tylko ile mogę sama? Ta granica u mnie codziennie gdzies się przesuwa, nieczęsto na moją korzysć i musi przyjść Pani Batonik... Dopóki jestem wśród bliskich mam szansę, szansę wydostać się na chwilę i czasem kiedy wyjdę jest tak kolorowo jak w wesołym miasteczku, tylko że to nie ja siedzę na karuzeli, nie mnie się kręci w głowie do szaleństwa.... Ja tylko stoję sobie i przyglądam się, a gdy się tak zdarzy, że ktoś poda rękę z daleka albo zejdzie z karuzeli i przysiądzie obok mnie, moze nawet zechce mnie usłyszeć... to ja mówię, mówię czasem nawet z nadzieją, że może nie wszyscy lubią roller coaster, ale nie zaraz chwileczkę.... przecież ja nie mogę... I kiedy na zakończenie spektaklu bohaterka wylicza te wszystkie rzeczy, których nie może ja mimowolnie w myślach "odhaczałam" sobie, a nie to nie, to jeszcze dam radę.... I potem nagle mieszanina emocji, bo mogę jeszcze mogę pisać mogę mówić, mogę nawet czasem coś przeżyć, zobaczyć, mogę włączyć radio i usłyszeć muzykę....I mogę sama sięgnąć po papierosa choć nie palę ). I poczułam się strasznie bo uzmysłowiłam sobie, że ja mam lepiej, ale nie że jestem lepsza, bo przecież każde życie jest tyle samo warte. I moje ktora teraz piszę i tego który jest na karuzeli i tej która nie może nic ani napisać powiedzieć....choć inni uważają że jak się jest za szybą to nie ma się prawa głosu... I ten spektakl jest właśnie po to, aby inni mogli usłyszeć... Bo on rozbija te szybę na kawałki... Jest to trudna prawda, trudna do przyjęcia rzeczywistość.... Ale nie mniej warta niż ta rozpędzona.... I dlatego ja jestem z jednej strony poruszona "do żywego", bo ja znam to tak dobrze, ale z drugiej strony ogromnie wdzięczna, bo nagle ktoś wykrzyczał to wszystko, co ja czuję a czego czasem nie mam siły, boje się powiedzieć....Wszystko bylo właśnie takie... Nawet to że sukienka wtapiała się w scenografię, bo niepełnosprawni są często też "niewidzialni" niestety.... I nawet to miejsce, taki "ładny" ale zamknięty pokój, z ktorego ja mogę jeszcze czasem wyjsć...I nie myśleć co będzie potem.
Opanowując trochę swoje rozedrganie, chciałam podziękować wszystkim, którzy ten spektakl stworzyli, za odwagę podjęcia "niewygodnego" tematu, reżyserowi za niezwykłe wyczucie i wrażliwosć, stworzenie tego pokoju tego świata, tak bardzo prawdziwego i Sonii Bohosiewicz za to, że stanęła na scenie i potrafiła gdzieś odnaleźć w sobie wiele z tego co ja czuję i co jest w dużym stopniu moją codziennością.... Choć trudno mi się pozbierać, pewnie trochę mi to zajmie to jestem wszystkim Państwu bardzo wdzięczna. A Pani, Pani Krystyno sczególnie, bo jak wiemy wszystko zaczyna się od czytania tekstu....
Pozdrawiam najserdeczniej jak umiem...
Ewa Sobkowicz
PS. Właśnie wysłuchalam w radiowej Trójce audycji, ktorej gościem byla Pani Magda Umer i mówiła między innymi o tym, że kiedy nam jest tak źle samym ze sobą to ukojenie mozna odnaleźć w sztuce- w różnych jej dziedzinach. Pewnie mówiła to juz wiele razy w najróżniejszych okolicznościach. I tak, wierzę że i ja to ukojenie odnajduję, nawet jeśli czasem ( tak jak w przypadku tego spektaklu o którym teraz piszę) mnie "przewraca" i wytrąca z równowagi... Chce wierzyć że i to jest w jakiś sposób twórcze... Bo wiem na pewno że bez tego co odkrywam dzięki termu co zobaczę, usłyszę, poczuje dzięki sztuce i poprzez sztukę ( między innymi w teatrze, ale nie tylko) byłoby mi dużo, dużo trudniej