Pani Krystyno,
dziś po raz pierwszy obejrzałem film "Matka swojej matki". Film zrobił na mnie ogromne wrażenie z uwagi na przekazane emocje i sposób jaki zostało to zrobione. Bohaterka Ewa Kozłowska do złudzenia przypomina bohaterkę filmu "Kochankowie mojej mamy" (choć tam głównym problemem była po prostu choroba alkoholowa). W "Matce..." problem jest bardziej złożony.
Świetna kreacja nie tylko Pani, ale również pani Marii (w szczególności w jednej z ostatnich scen, kiedy rozbija skrzypce i wyrzuca z siebie cały żal).
Pani Krystyno, cieszę się, że gra Pani role kobiet zagubionych, kobiet zmagających się z zawiłościami losu i z samymi sobą. Naszła mnie jednak myśl, że bardzo chciałbym zobaczyć Panią w roli komediowej, gdzie gra Pani tzw. kobietę z problemami, ale na wesoło, z happy endem. Szkoda, że już rzadziej pojawia się Pani na dużym ekranie, acz jest to zrozumiałe z uwagi na ogrom innych obowiązków związanych z Fundacją i prowadzeniem teatrów. Cieszę się, że tam można zobaczyć Panią w różnych wcieleniach.
Pozdrawiam serdecznie i życzę udanych premier w grudniu!
Marcin.