Szanowna Pani Krystyno,
Dziękuję za miłe słowa. Za życzliwość, której u nas, jak na lekarstwo. Dziś 11 Listopada. I, jak co roku już tradycyjnie, dzień wcześniej informacje w mediach o tym, że wiodące ugrupowania polityczne będą obchodzić uroczystości oddzielnie. I, jak co roku, w związku z tym, nasuwają mi się obrazy z „Dnia Świra” z genialną rolą p. M. Kondrata, gdzie każda frakcja polityczna, stara się udowodnić, wbrew wszystkiemu, a zwłaszcza wbrew zdrowemu rozsądkowi, rwąc naszego biednego orła na strzępy, że to właśnie „moja racja jest najmojsza.” Smutne. A najsmutniejsze jest to, że nie robi to już na mnie najmniejszego wrażenia, i co roku przyglądam się tym „racjom stanu” z rosnącą ironią i obojętnością. Wygląda na to, że testosteron (bo to on jest główną siłą polityczną i sprawczą tego bezsensownego zatrzetrzewienia) do dziś nie zszedł z drzewa i musi za wszelką cenę, kierowany pierwotnymi instynktami, biegać z maczugami, czy jest to zasadne, czy nie: bo jeśli nie za przysłowiowym mamutem, to chociaż za sobą samym. Ważne, aby bez przerwy nabijać sobie wzajemnie guza i podbijać oko… Mam wrażenie, że potrafimy być jednością i wspólnotą tylko wtedy, kiedy jesteśmy w stanie zniewolenia, zagrożenia, kiedy jesteśmy zakuci w kajdany i smagani jesteśmy batem. W przeciwnym razie, nie potrafimy docenić i uszanować odzyskanej wolności i autonomii. Zaściankowość, małostkowość i dulszczyzna wciąż z nami sąsiadują i mocno się z nami identyfikują, niestety. Proponuję, by w charakterze wiadra wylanego na głowę z zimną wodą na otrzeźwienie i odzyskanie zdrowego rozsądku, obejrzeć chociażby film „Popiełuszko. Wolność jest w nas,” bo zbyt szybko zapominamy…
Miłego dnia, Pani Krystyno.
Serdecznie Panią pozdrawiam i życzę dobrego czasu.
Ada Pasiniewicz