Dzień dobry.
Czego życzę i Pani i sobie. Oby był. Kolejne też, ale z tym zawsze trzeba czekać do jutra, żeby nie zapeszyć na przyszłość.
Szczecin mży okropieństwem. Wilgoć napełnia najpłytsze zakamarki kałużami. Nie lubię jesieni właśnie z powodu nadmiaru wody. Pływać nie umiem. To zrozumiałe.
Dawno nie pisałam do Pani, nie absorbowałam, pozwolę sobie zatem na odrobinkę wersów.
Sprowadza mnie do Pani sen. Ten z dzisiejszej nocy. Proszę sobie wyobrazić, odwiedziłam Panią (chyba bez zaproszenia) w środku nocy, o godzinie 4.45. A może to już wczesny świt? Nie wiem.
Siedziałyśmy w białej pościeli, popijając winko z głębokich lampek, w większości to Pani mówiła ale nie czułam się skrępowana Pani świadomością wszystkiego. Lubię słuchać mądrych ludzi. Kolejne ujecie to te, w którym pokazała mi Pani swoją książkę, w tytule zawierała właśnie godzinę 4.45. Wydało nam się to dziwne ale śmiałyśmy się przez chwilę nie doszukując znaczeń.
Kolejny kadr to salon. Nad sufitem, wokół niewielkiego żyrandolu w kształcie kwiatów, zwisały różnego rodzaju prace wykonane przez dzieci. Przeróżnego rodzaju wycinanki, wyklejanki, rysunki. Szczególną uwagę zwróciła mi Pani na tę w kształcie domu z uchylanymi okiennicami. Nigdy nie ma za nią pustki, powiedziała Pani - wystarczy zajrzeć do środka, zawsze jest tam dom, zawsze taki jaki chcemy aby był. Nie jestem pewna, ale to chyba były prace Pani dzieci i wnuków. Była z nich Pani bardzo dumna i jak widać miały ogromne znaczenie, zajmowały bowiem ważne miejsce w Pani domu.
Nie wiem skąd się biorą sny. Ale raczej przychodzą z zewnątrz. My możemy się tylko otworzyć albo nie.
Pozwoliłam sobie napisać do Pani o tym dziwactwie, ponieważ nie wiem czy ta godzina 4.45 jest ważna. Czy powinna być ważna dla mnie czy dla Pani.
Proszę mi wybaczyć śmiałość.
Serdecznie pozdrawiam i życzę pogody wszelakiej.
Marzena