Szanowna Pani Krystyno,
Wczoraj przydarzyła mi się pewna historia. Zastanawiałam się nad tym, czy Pani o niej opowiedzieć akurat tutaj, mając świadomość, że praktycznie każdy to może przeczytać, ale stwierdziłam, że ze względu na to, co z tej historii może wyniknąć, w kategoriach czysto ludzkich postaw, dylematów i wyborów mniej, czy bardziej świadomych, postanowiłam zaryzykować...
Wybrałam się wczoraj z dziećmi mojej siostry - Zosią (lat 9) i Łukaszem (lat 16) na pizzę, blisko u nas na osiedlu. W drodze powrotnej zauważyłam, jak w naszym kierunku podąża młody mężczyzna, pod wpływem alkoholu, coś tam mówiący, do siebie, do nas - jak to po alkoholu. Akurat przechodziliśmy przez chodnik z wysokim krawężnikiem, więc Łukasz z Zosią podali mi dłonie, aby mi było łatwiej przejść. A to dlatego, że choruję na porażenie mózgowe, związane z niedowładem nóg. W stopniu lekkim, jak na porażenie mózgowe (na szczęście, o ile można ująć to w kategorii szczęścia),ale wysokie krawężniki i schody to dla mnie jednak pewne wyzwanie. Na szczęście jestem niezależna, samodzielna, pracuję dojeżdżając miejskimi autobusami do sąsiedniego miasta. Tylko te krawężniki... No, i ten młody mężczyzna zauważył nas idących, i oczywiście zaczął nam towarzyszyć w drodze, mówiąc coś do Łukasza. Ja nauczona doświadczeniem, że mam powodzenie jedynie u psów i panów będących pod wpływem alkoholu, zagadnęłam do Łukasza, by chronić go przed ewentualnymi natręctwami tego pana. Tak pomyślałam. I wtedy ten mężczyzna podszedł do mnie i nawiązał się między nami dialog, który zaskoczył mnie samą:
- Ja bardzo panią przepraszam. Wiem o co pani chodzi. Wiem, jestem pod wpływem alkoholu i na pewno to pani przeszkadza. Ale widzi pani tak wyszło. Piję. Niszczę siebie. Wiem. Ale tak bardzo mi przykro, jak na panią patrzę. Co się stało w nóżkę? Wiem, głupie pytanie, ale tak mi pani żal.
- Mam tak już od urodzenia.
- Naprawdę? Ojejku! Jaka szkoda. Chętnie bym się z panią zamienił.
- Wie pan, ja raczej nie.
- Ale chodzi mi o zdrowie. Chętnie bym je pani oddał. Naprawdę. Bo ja już taki jestem.
Jego wypowiedź mnie tak zaskoczyła, że zatrzymałam się na chwilę, spojrzałam na niego i powiedziałam:
- Wygląda pan na wrażliwego człowieka. Dlaczego pan tak sam siebie niszczy?
- A, bo wie pani, jak to jest. Nie mam motywacji, silnej woli. Może kobieta?
- Może. Ale musiałby pan się zmienić...
- Zmienić? Jak? Po co? A czy w przypadku pani można coś zrobić,aby pani wyzdrowiała?
- Nie. Nie można. Ale pan w swojej sytuacji może zrobić coś, by wyzdrowieć. Więc proszę mi powiedzieć, które z nas jest w gorszej sytuacji: ja, czy pan?
- No, niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że pani...
- No, właśnie. Pan może zmienić swoją sytuację, może coś zrobić. Ja nie...
Przez cały czas, kiedy do niego mówiłam, patrzył na mnie zupełnie trzeźwo,z pewną zadumą.
- Przepraszam, czy ja mogę cmoknąć panią w policzek na pożegnanie? - Nim zdążyłam zareagować, cmoknął.
Kiedy się rozchodziliśmy, powiedziałam do niego jeszcze - Wystarczy tylko silna wola. I rozeszliśmy się.
Po tym wczorajszym zdarzeniu zastanawia mnie jedno: czy nasza rozmowa będzie dla tego mężczyzny jakimś punktem zwrotnym? Czy sprawi, że podejmie walkę i znajdzie siłę, by przestać pić i znaleźć sens życia? Czy po tym, jak ujdą z niego procenty, zapamięta tę rozmowę, czy zupełnie o niej zapomni. I czy jego wrażliwość jest autentyczna, czy po prostu sprowokowana alkoholem. Nie wiem... Ale bardzo chciałabym, by moje spotkanie z nim i nasza rozmowa zmieniły jego życie... Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek się spotkamy. Takich osiedlowych pijących mężczyzn jest sporo. Mijam ich praktycznie codziennie rano, w drodze do pracy, idąc na przystanek, i kiedy wracam, też są. Może ten napotkany mężczyzna też jest wśród nich. Nie wiem. Praktycznie nie zwracam już na to uwagi. Z przyzwyczajenia i z powodu irytacji, że siebie niszczą. Niektórzy może mniej lub bardziej świadomie, ale sami siebie niszczą. Czy naprawdę nie potrafią znaleźć nadziei i chęci, by to zmienić? Smutne. Ale może chociaż ten jeden... Może chociaż on.
Pozdrawiam Panią ciepło, Pani Krystyno.
Ada Pasiniewicz