Kochana Pani Krystyno,
wychodząc dzisiaj po brawach (na których sama jedna stałam jak smutny kołek przez dobrą chwilę)...mało się publicznie nie rozpłakałam. Taki potworny ścisk w środku i smutek. Płacz na wewnętrznej granicy wytrzymałości. Strach. Nie z powodu samej Wassy...... Pani wie najlepiej. Głośno mówić nie trzeba. Od piątku mnie trzyma...
O tym nie będzie wiersza.
Nie będzie łzy, śpiewu, śmiechu,
małego opowiadania.
O tym tylko serce trzaśnie
jak sucha leśna gałązka.
Uściski Pani Krystyno. . .