O tej porze roku w mieście cieszy kilka zjawisk:
- radosny śpiew jakiegoś zwariowanego ptaka w mroźny słoneczny poranek,
- świeży i bujny jasnozielony przyrost na miniaturowej parapetowej choince,
- ogromne stado mew (a może to rybitwy?) unoszące się nad ośnieżonymi Filtrami o zachodzie słońca,
- przedpołudniowy seans filmowy z przyjacielem niewidzianym zbyt dawno, i Meryl Streep z precyzją dyktująca emocjonalną huśtawkę jako Iron Lady,
i na szczycie tych dobrodziejstw:
Krystyna Janda w każdym ze swoich feerycznych wcieleń, w szczególności w arcyuzależniającej "Białej bluzce"
Dziękuję za poniedziałkową dawkę energii. Wrócę po więcej w marcu.
A później może pojawią się "Piosenki z teatru"...?
Pani Krystyno, jest Pani zniewalająca w każdym możliwym znaczeniu tego słowa i ach, jakie to przyjemne!!
Ukłony i uszanowania.
Alisa