Kiedy widziałam "Pestkę" pierwszy raz, odbierałam ten film po prostu, jak zwykły film, może z lat siedemdziesiątych. Tak mi się kojarzył. Historia ludzi. Ot. Teraz, ile razy go widzę, nie przełączę kanału, muszę skończyć. I jestem nimi wszystkimi, znam te uczucia, na koniec samo mi się płacze - nie jak Agata ginie, ale jak Jej przykaciółka budzi się, wstaje na łóżku i dociera do Niej, że jest sama, że Agaty nie ma.
a