Droga Pani Krystyno!
Aż chciałoby się zacząć od zwyczajowego co u Pani słychać? Jednakże po krótkim zastanowieniu uznałam to za niezbyt może taktowne pytanie.W końcu jednak i tak padło więc niech już zostanie, z góry przepraszam za zbyt dużą (może?)poufałość. Przechodząc do sedna listu tym razem zawrzeć chciałam słów kilka o środowym koncercie p.Grzegorza Turnaua. Tak najkrócej mówiąc było po prostu fantastycznie, ale że ja nie umiem i nie chcę mówić krótko w rozwinięciu powiem że było to moje kolejne małe zwycięstwo. Zwycięstwo nad tą moją piekielną chorobą. Ostatnie dni przedstawiały się dość dramatycznie, na tyle dramatycznie,że w konsekwencji musiałam sama lecieć samolotem z Londynu do Warszawy, po nieprzespanej nocy ,w momencie gdy bolało mnie już dosłownie wszystko. Do tego doszedł jeszcze stres związany z samotnym lotem, co w przypadku osoby niepełnosprawnej a takową jestem, wcale nie było takie bezpodstawne. Jednak z pomocą dobrych ludzi, zarówno tych z obsługi lotniska jednego i drugiego, jak i zupełnie nieznajomych pasażerów samolotu dotarłam jakoś mimo wszystko szczęśliwie do Warszawy. Potem niespełna dwie godziny drogi samochodem i znów u siebie.Wiem, że to banalne co teraz powiem,ale trudno to jest jednak niezwykłe,że jescze tego samego dnia rano byłam w Londynie, dwie godzinki lotu i już z powrotem.No w każdym razie w domu było oczywiście troszkę lepiej, ale nie tak znowu za bardzo i żeby się człowiek zbyt nie ucieszył.Jednak ja w życiu bywam nieodpowiedzialną wariatką i jak tylko zobaczyłam informację o planowanym koncercie, który miał się odbyć za tydzień to nie namyślając się długo taka ledwo żywa, wprost z łóżka zarezerwowałam bilety.Nie będę teraz tu się rozwodzić na temat mojego stanu w trakcie tego tygodnia między rezerwacją a koncertem, ale jak wielka była moja radość, gdy 18 maja jednak znalazłam się nie gdzie indziej a w ukochanym moim Och-teatrze oczywiście . I może zabrzmi to nieco zbyt egzaltowanie, ale gdy weszłam i parę chwil później napotkałam Panią Marysię uśmiechniętą i chyba podekscytowaną także koncertem i tym nagraniem dvd, no w każdym razie poczułam że jestem tu gdzie jestem, tu gdzie właśnie chciałam i miałam być.To było niezwykle miłe i takie budujące, że się udało .Sam koncert wspaniały,znakomici goście (i Ci muzyczni na scenie i Ci niemuzyczni wśród widowni).Niezapomniane chwile, czas zleciał tak szybko pomimo iż przeciez koncert trwał do 23.30. .Jeśli mogę coś dodać od strony tej niemuzycznej,scena przepięknie oświetlona, dopełniała ten niezwykły klimat koncertu. Jak wspaniale,że są takie miejsca jak te Wasze dwa a i z perspektywy widza już trochę takie moje, jeśli mogę tak powiedzieć. Wiem że się nieustannie powtarzam no trudno . Kończąc już powoli mój zdecydowanie zbyt długi list chciałam tylko powiedzieć, że cieszę się na ten charytatywny koncert w Ochu,tyle gwiazd a wcześniej kameralny koncert p.Evgena na scenie Fioletowe Pończochy. Zapowiada się ciekawie. Mam nadzieję dotrzeć na obydwa, choć jest to plan dosyć szalony biorąc pod uwagę moje zdrowie a raczej jego brak ale że jestem niekiedy zupełnie pozbawiona rozumowego podejścia, praktycznego myślenia to wierzę, że mi się to uda .
Pozdrawiam serdecznie i przesyłam uściski
Ewa Sobkowicz