Sz.P.
Ciekawią mnie jeszcze dwie kwestie.
1. Czy podczas spektaklu aktor/aktorka analizuje w myślach swoją grę, myśli "o, to mi dobrze wyszło", "teraz powinnam to i to", tutaj bardziej zaakcentować, zastanawia się np nad tym jak gra partner, co czeka ją zaraz i innymi technicznymi sprawami, czy też te emocje ma tak poustawiane, że automatycznie wchodzą jedna po drugiej wywołane, aktor jest całkowicie w postaci i żadna prywatna myśl się nie przedostaje? A jeżeli to jest różnie, w którym wypadku efekt jest lepszy?
2. Dawno temu byłem na przedstawieniu "Przed odejściem stan spoczynku" w gdańskim Wybrzeżu, jedna ze znakomitych aktorek tej sceny grała postać na wózku, a którymś momencie koło zaczepiło się o krawędź sceny i aktorka z krzykiem runęła z podestu do tyłu razem z całym wózkiem. Leżała pod sceną w ciszy przez chwilę, w oczach jej partnerki przerażenie, ale wszyscy stoją w bezruchu i tylko patrzą, stłukła się jakaś szklanka, nie wiadomo co robić, w końcu wstaje reżyser i ówczesny dyrektor, aktorka pokazuje, że wszystko ok, reżyser wstawia wózek z powrotem na scenę, ale aktorce nie pomaga, więc ona wchodzi na wózek, ale opierając się na samych rękach, tak, jakby naprawdę nie chodziła. Niewidzialna dłoń zza kulis wstawia nową szklankę, przedstawienie toczy się dalej jak gdyby nigdy nic, choć widać zdenerwowanie. Jakiś czas później wchodzi nowa postać i zgodnie z tekstem pyta, czy coś się wydarzyło pod jego nieobecność, dostaje odpowiedź, że nic. Moje pytanie: co robić w takich sytuacjach? Udajemy, że nic się nie stało, improwizujemy coś, co mogłoby wpleść to zdarzenie w akcję, czy jeszcze coś innego? Co Pani by zrobiła w takiej sytuacji?